piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 1 Co się dzieje?!

 Hej,
Oto pierwszy rozdział mojej historii :) Mam nadzieję, że wam się spodoba i proszę o komentarze.
                                                                                                 Rusałka

Rilla obudziła się dzisiaj bardzo wcześnie rano chociaż zazwyczaj wstawała późno, bo są wakacje. Dzisiaj są jej szesnaste urodziny. Wiedziała jednak, że nie ma co liczyć na jakikolwiek prezent, czy życzenia. Wstała, podeszła do okna i otworzyła je na oścież. Przyjemny wietrzyk owionął jej twarz i jej czarne włosy powiewały na wietrze. Przymknęła oczy i uśmiechnęła się lekko, czuła się tak przyjemnie. W tej chwili zapomniała o wszystkich troskach, czuła jedynie, że żyje.
    Mieszkała razem z ojcem, który jej nienawidził, bo matka zostawiła ją po porodzie. Kochał ją, a jak zniknęła, to nie mógł patrzeć na swoją córkę.
Mieli mały domek nad morzem w lesie. Wyglądał pięknie, był obrośnięty bluszczem i różami, a wokół niego było pełno kwitnących kwiatów. To był jej ogród.
Jej ojciec był rybakiem, codziennie od świtu do zmierzchu wypływał nad morze. Dziewczyna całe dnie była sama. W lato codziennie kąpała się nad morzem. Kochała je. Od kiedy pamiętała czuła do wody jakieś przyciąganie. Uwielbiała nurkować. Była najlepsza z klasy. Tylko, że w klasie była odrzucana. Nie miała przyjaciół ani, nawet, koleżanek. Nie rozumiała dlaczego wszyscy ją unikali.
    Dzisiaj, o tej piątej rano czuła, że musi wyjść na plażę. Miała swoje ustronne miejsce i pomyślała, że tam pójdzie.
Ubrała się w bladoróżową sukienkę na ramkach, a pod spód założyła strój kąpielowy. Rozczesała włosy i szybko wyszła z domu. Boso.
Uwielbiała wyobrażać sobie, że jest elfem lub nimfą leśną. Jak była młodsza marzyła o tym, aby spotkać jakąś magiczną istotę. Teraz wiedziała, że nie istnieją, ale i tak została jej mała nadzieja, że kiedyś zobaczy takie fantastyczne stworzenie.
 Szła po tylko sobie znanej ścieżce. Przy bokach rosło pełno pięknych, dzikich kwiatów. Po kilku minutach dotarła do swojego ulubionego miejsca. Oddzielona od reszty długiej plaży.
Szła powoli po miękkim piasku. Doszła do morza i wiedziała, że  m u s i  wejść do wody. Zdjęła szybko sukienkę i weszła powoli do wody. Fale lekko podmywały jej nogi, przynaglając do wejścia dalej.
Kiedy wodę miała do pasa, poczuła, że coś dziwnego się dzieje z jej nogami. Nagle przypłynęła wielka fala. Kiedy poczuła, że traci grunt przeraziła się, ale znowu poczuła takie jakby mrowienie po całym ciele i poczuła, że musi wziąć wdech, chociaż była po wodą. Zrobiła tak i poczuła, że może oddychać!
Odwróciła głowę i zobaczyła, że...

środa, 12 sierpnia 2015

Przygoda na Kos - Podróż 1

 Hej,
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. Wstawiam to ja (rusałka ;)), a nie Rose, bo na razie ona nie może wstawiać sama postów :( Proszę, jeśli ktoś to przeczyta niech skomentuje ten rozdział. To daje dużo motywacji do pisania.
                                          Rusałka

        W końcu dotarłam na zalaną słońcem wyspę Kos. Moją podróż rozpoczęłam od Asklepiejonu. Asklepiejon to prawdopodobnie pierwszy szpital na świecie.
Zbudowano go w IV w.p.n.e., czyli już po śmierci Hipokratesa. Początkowo była to świątynia postawiona na cześć Asklepiosa, boga nauk medycznych. Lecz 
z czasem uczniowie Hipokratesa zaczęli leczyć tam chorych. Oczywiście stosowali zasady mistrza. Zasady te bardzo się różnią od obecnych. Zgodnie z teorią
ojca medycyny (Hipokratesa) najskuteczniejszymi środkami zapobiegającymi rozwojowi chorób są dieta i higiena. Aż trudno uwierzyć, że te dwie rzeczy tak
bardzo wpływają na zdrowie i życie człowieka. Zresztą mamy dowód w postaci samego Hipokratesa, który dożył wieku 90 lat. Obecnie uważa się go za patrona
współczesnej medycyny. Asklepiejon został zaprojektowany na stromym zboczu góry, na trzech tarasach, które zostały ze sobą połączone za pomocą wysokich
schodów. Dziś niewiele zostało z dawnych budowli, ponieważ zniszczyły je mocno dwa trzęsienia ziemi- pierwsze w 27 r.p.n.e., a drugie w 554 r.n.e. Podziwiałam
piękne kolumny korynckie oraz monumentalne schody. Kiedy wspinałam się na szczyt Asklepiejonu w czterdziestostopniowym upale zadawałam sobie jedno pytanie:
dlaczego aż tak wysoko usytuowano lecznicę dla schorowanych, jak i również pozbawionych sił ludzi? Lecz kiedy stanęłam na szczycie świątyni, która później
stała się szpitalem, zdałam sobie sprawę, że być może pacjenci zdrowieli od samego widoku na las cyprysów, Morze Egejskie w kolorze indygo oraz górzyste,
tureckie wybrzeże.
     Kiedy w końcu zostałam uzdrowiona i nasycona fenomenalnym krajobrazem z Asklepiejonu, zeszłam do centrum miasta. Dominuje tutaj architektura z okresu
panowania tureckiego. Nic dziwnego, ponieważ Kos została podbita w 1523 r. przez Turków, którzy rządzili na wyspie 389 lat, czyli aż do wojny trypolitańskiej.
Zmęczona upałem i wrażeniami wróciłam do hotelu. W drodze do hotelu zatrzymałam się w księgarni i kupiłam książkę o wyspie Kos. Wieczorem tego samego
dnia zabrałam się za moją lekturę. Czytałam już od godziny, gdy nagle przewracam kartkę i ku mojemu zaskoczeniu znalazłam niesamowicie ciekawą informację.
Mianowicie: ,,W podziemiach Asklepiejonu kryją się dwie komnaty z posągiem Afrodyty. Jak głosi legenda, leczono w nich choroby weneryczne." I ja przyszły archeolog 
nie domyśliłam, się że pod ziemią kryją się komnaty? No nie! Jutro wstanę o wschodzie słońca i pójdę je odszukać. Nawet muszę je odszukać! No nie, to jest silniejsze
ode mnie! Nie mam pojęcia jak dotrwam do rana?!
       O wschodzie słońca byłam już gotowa. Asklepiejon oświetlany przez pierwsze promienie słoneczne wyglądał bardzo tajemniczo. Obeszłam dookoła niego.
Zatrzymałam się z tyłu ,,szpitala'' i zrzuciłam z ramienia ciężki plecak, który ważył z tonę. W środku były m. in. pędzelki, miotełka, notes z ołówkami, młotek, łopatka, latarka itd. 
Wyciągnęłam latarkę i zaczęłam uważnie badać tylną ścianę. Tak bardzo byłam tym pochłonięta, że nie zauważyłam, że ktoś mi się przygląda. Właśnie już na coś natrafiłam, gdy nagle wystraszyło mnie pytanie: ,,Co robisz?", które należało do chłopaka z czarnymi włosami, ciemną opalenizną i greckim akcentem.
        Był on w moim wieku. Tak się wystraszyłam, że przez przypadek odwracając się, potknęłam się o kamień i wpadłam w jego ramiona. Przeprosiłam go i się podniosłam.
Miał na imię Rick i był mieszkańcem tej wyspy. Rozmowa z nim tak mnie pochłonęła, że zapomniałam o moich komnatach z posągiem Afrodyty.

                                                                                                                                     Rose