piątek, 26 lutego 2016

Tajemnica brylantu Persefony cz.5


     Chłopak szedł ulicą w kierunku parku. Było pusto. Estończycy jeszcze spali. Był tylko on, chociaż jakby się dokładniej rozejrzał dostrzegłby jeszcze dwóch mężczyzn idących w ślad za nim. Jednak on nie zwrócił na nich najmniejszej uwagi. Wciąż nie mógł się doczekać dzisiejszej podróży.
     Najpierw skręcił w prawo, a potem w lewo i znalazł się w parku. Tam czekała już na niego jego najlepsza przyjaciółka.
-Cześć!
-Cześć. Za trzydzieści minut odjeżdża nasz pociąg. Musimy się już zbierać.
-Racja. Jeszcze dzisiaj musimy dotrzeć do Afryki.
     Poszli na dworzec kolejowy. Z parku na pociąg było dziesięć minut. W każdym bądź razie znaleźli się na peronie trzecim skąd odjeżdżał ich pociąg. Wsiedli do środka. Na wyświetlaczu środku transportu widniał napis: ,,RYGA". Ruszyli równo o szóstej. Przed nimi rozciągał się widok lasów iglastych. Wyglądały na bardzo stare, na takie które zdawały im się mówić: ,,Powodzenia. Czekamy na was. Nie zawiedźcie Estonii i nas." 
     Bridget i Mark siedzieli w pustym przedziale. Gdy pociąg przejechał już dobre pięć kilometrów do ich przedziału weszli dwaj mężczyźni w czarnych garniturach. To byli ci sami, których widzieli na tallinnowskim rynku.
-Dzień dobry. - powiedział jeden z nich
-Dzień dobry. - odpowiedzieli jednocześnie
-Dokąd jedziecie? I to w dodatku bez żadnego opiekuna. To musi być coś ważnego. Nieprawdaż?
-Nie pana sprawa. - odpowiedział Mark
-Nie moja sprawa?
-Tak nie pana sprawa! Takim facetom jak panowie, którzy wszystko mówią z ironią w głosie nie udzielamy jakichkolwiek informacji. Nawet takich - Dokąd jedziecie? Do czego panu to potrzebne? A teraz niech pan się wynosi, bo nie będziemy jechali w jednym przedziale z takimi jak pan! - powiedziała Bridget
-W dodatku pyskata. Dobra John wynosimy się stąd. Może znajdziemy mniej pyskata panienki.

                                                                                                                   Rose

piątek, 19 lutego 2016

Tajemnica brylantu Persefony cz. 4

 
     Bridget czekała na Marka przed szkołą. Chodził on do równoległej klasy. Wracali razem do domu kiedy nadarzała się okazja. Dzisiaj mieli wiele spraw do omówienia w związku z tajemniczą wyprawą.
-Nie mogę uwierzyć, że pojutrze już jedziemy. - powiedział chłopak
-Ja też. Ciekawe jakie przygody na nas czekają? Może nie wrócimy cali.
-Nie wolno ci tak mówić. Dotychczas wszystkie misje nam się udawały, to dlaczego ta miałaby być nieudana?
                                                            ***
Kilka minut później w domu Bridget.
-Jak dostaniemy się do Mali? - zapytała brunetka
-Z Estonii nie leci żaden samolot do Mali. Lecz za to leci z Rygi.
-A do Rygi dostaniemy się pociągiem.
-Właśnie. A ze stolicy Łotwy do Mopti polecimy samolotem.
-Musi nam się udać. Musimy odnaleźć skarb!
-I tajemnicę Persefony!
     Lecz nie zauważyli, że pod domem obserwują ich ...
                                                            ***
     Mark obudził się o świcie. Spojrzał na zegarek, który wyświetlał godzinę czwartą rano. Po chwili przypomniał sobie, że to właśnie dzisiaj jedzie na Czarny Ląd. Zerwał się z łóżka i zaczął pakować walizkę. W tym samym momencie jego komórka lekko poruszyła się na biurku. Przyszedł esemes od Bridget. Pisała: ,,Czekam na ciebie w parku o 5:30. Bridget;)" Gdy skończył pakowanie poszedł do kuchni i przygotował sobie śniadanie i wziął prowiant na podróż. Po dwudziestu minutach był już gotowy do drogi, gdy nagle przypomniał sobie, że jego mama nic nie wie. Napisał jej wiadomość: ,,Przykro mi, ale nie będzie mnie dwa tygodnie. Nie martw się. Wszystko ci wyjaśnię jak wrócę. Mark"   Kartkę zostawił na stole kuchennym. Jego mama wróci dopiero o dziesiątej, bo jest dziennikarką.

                                                                                                                         Rose

piątek, 12 lutego 2016

Tajemnica brylantu Persefony cz.3


-Myślisz, że dwa tygodnie nam wystarczą? No dobra, niech ci będzie. Bridget, a co ze skarbem, do którego nas poprowadzi mapa?
-Myślę. ... Moglibyśmy w Wielkanoc.
-Tak późno?
-Tak, ponieważ nie wiemy ile czasu zajmie nam odczytanie mapy. Może się okazać, że mapa jest napisana w innym języku, np. po grecku, bo Persefona występowała przecież w mitologii greckiej.
-Faktycznie. Mam nadzieję, że uda nam się ją rozszyfrować.
-Nie martw się o to. Nam zawsze wszystko wychodzi.
-Ojejku już druga! Mama czeka już z obiadem. Myślę, że się nie zdenerwuje jak przyjdę później. Jutro spotkamy się w szkole. Pa!
-Pa! Bridget. - odpowiedział jej Mark. Ze smutkiem patrzył za oddalającą się przyjaciółką. Ciągle nie mógł uwierzyć, że ją zna, i że odkryli nową zagadkę do rozwiązania.
     Następnego dnia lekcje ciągnęły się niemiłosiernie. Bridget już na pierwszej godzinie lekcyjnej nie mogła się doczekać aż pójdą do niej i omówią wyprawę. ,,Mali - państwo z tajemniczym Mopti. Jakie tam czekają ich przygody?" - myślała dziewczyna. Zza kurtyny myśli wyrwała ją matematyczka:
-Bridget! O czym to ja mówiłam?
-O wyrażeniach algebraicznych.
-O tym mówiłam wczoraj. A dzisiaj o równaniach. Jedynka! Siadaj!
     Po tej lekcji była fizyka, estoński, geografia, historia i francuski. Dziewczyna starała się skupić. Dotychczas wychodziło jej to całkiem nieźle, lecz na francuskim była totalnie rozkojarzona.
     Zadzwonił ostatni dzwonek. Nareszcie odetchnęła z ulgą. Szkoła jest wielką męczarnią, a szczególnie przed feriami, kiedy nauczyciele zakładają, że podczas ferii będziemy się nudzić i zadają stosy testów.

                                                                                                            Rose

Rozdział 4 - Dzieci bogów

 Witajcie! Przychodzę z nowym rozdziałem. I bardzo proszę komentujcie, to daje wiele motywacji do dalszego pisania.
                                       Rusałka

Sally westchnęła i przeciągnęła się. Tym razem nie próbowała wstać. Wiedziała, że nie da rady. Miała nadzieję, że ktoś ją znajdzie.
Przecież ktoś musi tu przejeżdżać - uspokajała się w myślach.
 Zaczęła czołgać się do drogi. Zajęło jej to z pół godziny. Zmierzając w tamtym kierunku cały czas żałowała, że nie ma zdrowych nóg. Kiedy doszła przeraziła się i krzyknęła cicho. Wszędzie były porozrzucane ciała lub ich części. Zemdliło ją i prawie zemdlała. Jednak opanowała się siłą woli.
Z metr od niej leżała w połowie spalona ręka. Łzy cisnęły się jej do oczu.
Tyle osób zginęło. Dlaczego nikt ich nie pochował? Jak to możliwe że żadna pomoc nie przyjechała? - myślała gorączkowo.
 Dopiero po chwili odzyskała przytomność umysłu i rozejrzała się. Wszędzie były tylko spalone domy, było pusto. Cisza która panowała przytłaczała ją, nigdzie nie było słychać samochodów, ludzi, niczego.
Patrzyła bezradnie w stronę drogi. Dokąd wzrok sięgał wszystko było spalone i nie było widać żadnej żywej duszy. Przecież musiał ktoś przeżyć. MUSIAŁ. Może niedługo kogoś spotka i powie jej o co chodzi.
 Nagle, usłyszała za sobą szybkie kroki, odwróciła się i zauważyła chłopaka. Wysokiego, przystojnego bruneta o śniadej twarzy. Oceniła, że może mieć z 16 lat, jak ona.
Zauważając ją uśmiechnął się z ulgą.
- Hej, widzę, że też ocalałaś - powiedział przyjaźnie i dodał zaniepokojony - Coś ci się stało? Nie możesz wstać?
- Tak - odpowiedziała ze słabym uśmiechem.Wolała mu za dużo nie mówić, gdyż nie miała zwyczaju ufać ludziom, ale mógł jej pomóc, więc dodała - Chyba złamałam sobie obie nogi. Czy ocalał ktoś jeszcze?
Chłopak od razu ukucnął chcąc zbadać nogi, ale po pytaniu podniósł na nią wzrok, w którym było widać łzy. Ból bijący z oczu przeraził ją. Z przejęciem czekała co odpowie.
- Nie wiem - odrzekł wzdychając ciężko - Ja uciekłem... ale próbowałem wcześniej uratować siostrę i mamę... ale... nie udało mi się...
Uczucie współczucia ogarnęło ją bardzo mocno. Wiedziała jednak, że powiedzenie ,,współczuję'' niczego nie zmieni. Rozumiała jego ból aż za dobrze.
- Mój brat.. też.. też nie żyje... - rzekła cicho.
- Przynajmniej mnie rozumiesz - uśmiechnął się lekko - Mogę zobaczyć twoje nogi? Moja mama była lekarzem i ja też trochę się na tym znam.
- Możesz zobaczyć, ale to i tak mi nic nie pomoże.
- Jeżeli są złamane to mogę je nastawić.
- To możesz się od razu na to przygotować.
Powoli podciągnął nogawkę spodni. Skrzywił się kiedy zobaczył w jakim stanie jest jej prawa noga. Bardzo opuchnięta, na pierwszy rzut oka widać było, że złamana. Druga noga wyglądała jeszcze gorzej. Kość przebiła skórę. To było o wiele gorsze złamanie. Dlatego jej druga nogawka była w krwi.
- Oglądałaś w ogóle te nogi? - spytał marszcząc czoło - Jak je w ogóle złamałaś?
- Nie oglądałam, bo... mój brat miał to zrobić, a potem... jak... jak umarł... już o tym nie myślałam.
- A jak je złamałaś? - powtórzył pytanie.
- Nie chcę teraz o tym mówić. Może kiedyś ci powiem - odpowiedziała wymijająco.
- Jak chcesz. Ale nie zauważyłaś, że leci ci krew?
- Nie, byłam zbyt zrozpaczona.

piątek, 5 lutego 2016

Tajemnica brylantu Persefony cz.2

     Gdy byli już w środku Bridget zaczęła mówić:
-Dziwne typki. Widziałam ich jak szłam do ciebie, wtedy było tłoczno, ale i tak
się wyróżniali.
-No i te kupione na zamówienie garnitury. Wyglądali jak pingwiny na lądzie. Masz 
rację, wygląda na to że bardzo są nami zainteresowani.
-Mhm. Przestańmy o tym myśleć, bo mi ciarki po plecach przechodzą na samą myśl
o wrogach. Zobaczmy lepiej o czym piszą w gazetce.
-Jaki kontynent nas interesuje?
-No nie wiem. Spójrzmy na wszystkie oprócz Antarktydy. Kiedy byliśmy na Alasce,
było tak zimno, że omal przeżyłam.
-,,Mopti miasto nad wodami" - czyta Mark
-Gdzie leży Mopti?
-W Afryce. W Mopti są dwie świątynie. Podobno w jednej z nich według legendy 
Persefona ukryła mapę, która prowadzi do jej skarbu.
-Napisali co było jej skarbem?
-Poczekaj... Tak. Brylant z jej korony. Podobno zawiera odmładzającą moc. Jak się
go połączy z koroną. - szepnął Mark
-Słyszałam, że korona znajduje się w dziupli drzewa. Szóstego od wejścia do komnaty.
- szepnęła również Bridget
-Mam nadzieję, że im nie zależy na naszej tajemniczej zagadce.
-Myślę, że nie, ale musimy być ostrożni!
-Kiedy zamierzamy pojechać do Mali?
-Chciałabym jak najwcześniej, ale to nie od nas zależy.
-Za cztery miesiące wakacje. - przypomniał Mark
-Nie wytrzymam czterech miesięcy!
-Ja też nie, ale nic nie możemy zrobić.
-Za dwa dni mamy ferie. Możemy wtedy.
                                                                                                         Rose

Rozdział 3 - Dzieci bogów

Witajcie, dzisiaj nie poszłam do szkoły, więc mam więcej czasu i mogę wstawić rozdział :)
Dziękuję Kingo, że weszłaś na naszego bloga (ta ja cię zaprosiłam na niego :)) i dedykuję ci mój rozdział ;)
Życzę miłego czytania
                                            Rusałka

   Dziewczynka z przerażeniem patrzyła jak jej tata się spala. On nie krzyczy, tylko zaciska zęby, ale twarz ma wykrzywioną z bólu.
- Tato! Nieee...! - jej krzyk przemienia się w płacz - T-ta...to
 Nie wiedziała co zrobić, czy szukać mamy czy zostać tutaj.
     Najbardziej zapamiętała spalającą się twarz ojca. Śniła jej się do teraz. Miała wtedy 6 lat i dobrze to zapamiętała. Później do koszmarów doszła mama, a teraz pewnie Zack.

Dlaczego akurat mnie to wszystko dotyka? Czemu zostałam sama na świecie? Dlaczego wszyscy umarli przez ogień? Teraz już nie mam nikogo - myślała zrozpaczona.
 - Jestem sama na tym świecie - wyszeptała nawet nie wiedząc, że to mówi na głos.
Jej drżące usta szeptały niezrozumiałe słowa, a po policzkach spływały jej ciurkiem łzy. Miała znów ochotę rzucić się w ogień. Zapomnieć o  wszystkim. Umrzeć.
   Klęczała tak długo aż się ściemniło. Dopiero wtedy ocknęła się i rozejrzała dookoła. Przypomniała sobie całe swoje życie; wszystkie słowa i gesty. Przeżyła wszystko jeszcze raz tylko w pół dnia.
   Spróbowała wstać, ale syknęła z bólu i upadła na ziemię.
No nie, jak mam niby gdzieś dojść z obiema złamanymi nogami!? - pomyślała zrezygnowana.
Była wycieńczona wszystkim przeżyciami, więc stwierdziła, że tu zostanie.
 Popatrzyła na pogorzelisko i po chwili w jej oczach pojawiły się łzy. Tam spłonęło ciało jej ukochanego brata. Zostały tylko czarne kikuty domów. 
 Powiał chłodny wiatr. Sally skuliła się z zimna. Teraz zastanawiała się czy nie pójść gdzieś indziej. Tylko gdzie? W ogóle dziwne, że nikt jeszcze nie zauważył jej. przecież pożar był przed południem. Niby to było na pograniczu miasta,ale i tak wiele wiele ludzi się tu, zazwyczaj, kręciło. Musiał ktoś ocaleć. Zresztą też wieżowce się spaliły. MUSIAŁ to ktoś to zauważyć. Rozejrzała się dookoła. Nigdzie nie widać budynków. To musiał być wielki pożar. Teraz już się ściemnia i pewnie dlatego nigdzie nikogo nie widać. Jutro mnie ktoś znajdzie - uspokajała się w myślach.
Stwierdziła, że musi zostać tu zostać na noc, a rano się rozejrzy.
 Westchnęła i położyła się plecami na ziemię. Niebo było bezchmurne, więc doskonale widać było gwiazdy. Kochała patrzeć w gwiaździste niebo. Znała wiele gwiazdozbiorów i gwiazd. Każda była jej bardzo bliska. Niektóre jeszcze tata jej pokazał, a inne mama. Obydwoje uwielbiali w nocy obserwować gwiazdy. 
Kilka łez spłynęło jej po policzku. Rodzice... Zack... Ich wszystkich nie ma już na tym świecie...
Jednak po chwili się opanowała. Starała się o tym nie myśleć. Po jakimś czasie zupełnie zapomniała o wszystkim. Zawsze tak miała, jak długo patrzyła w gwiazdy to tylko wymyślała nowe gwiazdozbiory i wymyślała do nich historie. 
Wreszcie zmęczona zasnęła. Śniło jej się, że wokół niej są palące budynki w jednym z nich rozpoznała ich pierwszy dom gdzie się spalił tata. W drugim ich drugi dom gdzie się spaliła mama, a w trzecim budynek w którym zginął Zack. W każdym z palących się budynków była osoba która się w nim spaliła. Sally zaś stała na środku i s przerażeniem wpatrywała się w ich twarze. chciała im pomóc, ale - jak zwykle w snach bywa - nie mogła się ruszyć z miejsca. Płakała tylko i krzyczała.
O świcie zbudziła się zlana potem.
Znów to samo - pomyślała.