piątek, 15 kwietnia 2016

Tajemnica brylantu Persefony cz.11

     Obudzili się wraz ze wschodem słońca. Pomimo wczesnej pory było już gorąco. Dookoła nich rozpościerał się niezwykły krajobraz. Wyglądał tak jakby pomieszać pustynię z sawanną. Na północnym-wschodzie z dala rysowały się kontury Mopti, do którego tak na oko była mniej więcej godzina drogi pieszo. Mark i Bridget wyruszyli w drogę.
- Mark, mamy mały problem. No dobra duży, ogromny. Czytałam, że w tym mieście są dwie świątynie. Do której pójdziemy?
- Zajrzyjmy do przewodnika...
-Skąd masz przewodnik? Przecież nie braliśmy żadnego z domu.
-No wiem. Tylko, że ja go nie wziąłem z Tallinna, tylko z lotniska w Tangerze. Były bezpłatne i mnóstwo ich leżało na stoliczku, a poza tym miały wyraźny napis: MOPTI, więc pomyślałem, że się przyda i wziąłem.
-Tylko nie przewidziałeś jednego. Hi, hi, hi.
-Czego, niby nie przewidziałem?
-A tego, że językiem urzędowym w Maroko jest arabski.
-No, ale nazwa miasta była normalnie napisana.
-No pomyśl, to zmyła. Powiedziałeś, że było dużo tych ulotek, co nie? Jakiego Marokańczyka interesuje oddalane ponad tysiąc kilometrów miasto. Więc ulotki są dla podróżnych, którzy myślą: ,, To powinno być po angielsku. Wezmę jedną." No i ty jesteś jednym z tych podróżnych. Zajrzyj do środka. I co?
-Nie no, nie wierzę, że mogłem się tak nabrać. Miałaś rację. Ale nie jesteśmy skończeni, bo mam ze sobą  ,,Poznaj naszą planetę". - powiedział z tryumfalnym uśmieszkiem
-No to czytaj!
-,,Jest jedną z największych tego typu budowli na świecie. (...) Świątynia z zewnątrz przypomina nieco najeżony kolcami warowny budynek." - dalej przeczytał w myślach i po chwili dodał - A więc to tak! W tym mieście jest tylko jedna świątynia. Druga jest w Dżenne oddalonej od Mopti o osiem kilometrów.
-Wszystko jasne. Przyspieszmy kroku zanim całe miasto się obudzi.
                                                                                                                        Rose

sobota, 2 kwietnia 2016

Tajemnica brylantu Persefony cz.10

 
      Bridget w tym czasie poszła do toalety. Kiedy weszła do ich przedziału od razu poczuła chłód. Zamknęła okno, choć miała wrażenie, że gdy pociąg się zatrzymywał to okno było zamknięte. Nie zastanawiając się tym dłużej próbowała znaleźć odpowiedź na pytania: Gdzie jest Mark? Czemu tak długo go nie ma? Jak długo można się pytać konduktora - Jak długo jedzie pociąg? Wyszła z ich przedziału i poszła do następnego wagonu. Otworzyła drzwi i zobaczyła go nieprzytomnego, leżącego na podłodze. Przeniosła go do ich przedziału i robiła co tylko mogła, aby odzyskał przytomność. Chwyciła chustkę, zamoczyła ją w wodzie i położyła na czole chłopaka. Po chwili się obudził i od razu szybko powiedział:
- Pociąg jedzie cztery godziny. Gatunek pingwinów lądowych na pokładzie.
- Spotkałeś tych dwóch ohydziolów? Naprawdę? Myślałam, że dali już sobie spokój?
- To na widok jednego z nich straciłem przytomność. Gdybym nie popatrzył za siebie to może bym nie zemdlał, ale mielibyśmy PRZERĄBANE, bo bylibyśmy pewni, że nas nie śledzą.
- Ojeju! Już strach myśleć co będzie dalej. Musimy coś wymyślić.
     Była godzina dziewiętnasta czterdzieści pięć, gdy pociąg zatrzymał się na stacji malijskiej pięć kilometrów od Mopti. Z wagonu wysiadło dwoje młodych Europejczyków - chłopak i dziewczyna. Po chwili pociąg już jechał dalej.
- No dobra Bridget. Jaki jest twój plan?
- Pójdziemy pieszo do Mopti, żeby ich zmylić. Pewnie teraz czekają tam na dworcu aż wyjdziemy i wskażemy im drogę. Wyruszymy o świcie. Teraz rozbijemy namioty i prześpimy się. Możemy spokojnie spać, ponieważ nie domyślą się gdzie jesteśmy, są zbyt tępi. Dobranoc Mark.
- Dobranoc Bridget.
                                                                                                                    Rose