czwartek, 28 lipca 2016

Jason McBest, czyli detektyw na tropie języków - Tajemnicza matka

Witajcie!
Postanowiłam, że będę pisać więcej opowiadań detektywistycznych oraz nadałam mojemu wspaniałomyślnemu detektywowi Jasonowi specjalność językową. Co nie oznacza, że będzie tłumaczem i cały czas będzie odnajdywał teksty w obcym języku i je tłumaczył. Nie, tłumacz to nie detektyw. Zapraszam was na pierwsze opowiadanie z cyklu Jason McBest, czyli detektyw na tropie języków:)
*********************************************************************************
     Był środek lata. Rano. Leżałem na leżaku ciesząc się z zaczynających się wakacji i fal ciepła. Byłem  w niesamowitym stanie skupienia, tak jakbym ćwiczył jogę. Gdy nagle z mojego stanu wyrwał mnie dzwonek komórki. Spokojnie wstałem, podszedłem do telefonu i:
-Dzień dobry! - powiedziałem
-Jasonie! Gdzie jesteś? Musisz szybko przyjechać do Muzeum Brytyjskiego! Koniec świata! Koniec świata! - krzyczał przestraszony głos
-Może jakieś szczegóły? - zapytałem spokojnie
-Jak możesz być w takiej chwili spokojny. No na co czekasz? Wsiadaj w taksówkę! I to szybko!
-Dobra, będę za dziesięć minut.
-Za pięć!
     Kiedy dotarłem do Muzeum Brytyjskiego przed wejściem stała policja, tłum gapiów oraz oczywiście media. Nie wiedziałem o co chodzi, więc wszedłem do środka.
-O! Jason, jak dobrze, że jesteś. - powiedziała moja koleżanka Zoe - Spójrz tam! - spojrzałem we wskazanym przez nią kierunku i pomyślałem, że śnię. Nie, no przecież to nie możliwe!! Przerażeni pracownicy stali wokół posągu Dionizosa, który... nie uwierzycie był pęknięty w połowie, niemożliwie równo.  A w środku leżał.. grecki bóg wina. Był nieprzytomny, być może nawet nie żył.
-I co ty na to? - zapytał mnie jeden z pracowników muzeum
-Makabryczny widok. Ciekawe jak się tutaj znalazł? Wygląda mi na nieźle upitego.
-Na pewno zamiast wina wypił litry wódki. Normalna wódka nic nie robi, ale jest taki jeden rodzaj, gdzie po kieliszku możesz powiedzieć: witaj na haju! Co z nim zrobimy?
-Oddamy go w ręce matki.
-A kto jest jego matką?
-W tym właśnie tkwi problem. Bowiem według Mitologii Jana Parandowskiego matką Dionizosa jest Persefona, a według Ricka Riordana i słownika mitologi greckiej i rzymskiej Semele.
-Zapytajmy się go.
-Chcesz się zapytać upitego boga wina, w dodatku nieprzytomnego kto jest jego matką?
-Racja. On nic nam nie pomoże. Co w takim razie zamierzasz zrobić? - zapytał Jasona, a on uważniej przyjrzał się Dionizosowi i jego uwagę przykuła karteczka w jego ręce. Podszedł do niego i wyciągnął ją z ręki greckiego boga. Rozwinął i zobaczył to:

                                                             Koro καρδιά,
                                                             Koro ψυχή,
                               Παραδώστε μου από αυτό το μεθυσμένο αγωνία

-Co to za szyfry skrywa ta boska karteczka. Czyżby pijackie wypociny?
-To greka. Pomoże nam odgadnąć czyim jest synem. Na pewno Zeusa i ...
-Umiesz to przetłumaczyć?
-No jasne. W dwóch pierwszych wersach powtarza się słowo Koro. Dionizos prosi Koro... Nie no takiego imienia jak Koro nie ma w mitologii greckiej. Chwila... Już mam! Przecież to jest jasne! Nie żadne Koro tylko Kora. A Kora to inaczej Persefona! Bingo! Prosi swoją matkę o:

                                                              Koro serca,
                                                              Koro duszy,
                                          Wybaw mnie z tej pijackiej katuszy.

     -Dionizos wpakował się w złe towarzystwo i teraz ma kłopoty. Na pewno zapomniał zabrać z Olimpu nektaru i ambrozji, przez co teraz traci nieśmiertelność. -podsumował Jason
 -No nieźle! Zobaczymy czy Persefona się nad nim ulituje.
-Tak więc sprawa tajemniczej matki rozwiązana.

posąg Dionizosa przed pęknięciem

                                                                                                                                Rose

niedziela, 24 lipca 2016

Czarny futrzak z Tasmanii - Podróż 6

Jadąc na Tasmanię zadałam sobie pytanie: z czym mi się kojarzy Tasmania? I przypomniały mi się fakty związane z tą australijską wyspą.
1} Tasmania jest też stanem australijskim (największym), a nie tylko wyspą.
2} Od kontynentu australijskiego oddziela ją Cieśnina Bassa.
3} Od zachodu oblewa ją Ocean Indyjski, a od wschodu Pacyfik.
4} Zielona wyspa - dzika przyroda zajmuje 1/4 powierzchni. Gdziekolwiek spojrzysz dookoła zobaczysz eukaliptusy, buki południowe i inne gigantyczne drzewa.
5} Australijczycy mówią na wyspę Tassie (uwielbiają zdrabniać:)).
6} Co do mieszkańców jest ich mniej niż pięćset tysięcy.
7} Żyją tam jedne z najmniejszych torbaczy na świecie - oposy. Uwielbiają kiwi. W samej Australii żyją aż 23 gatunki oposa. Jednak najwięcej ich żyje w Nowej Zelandii. W latach 80. było tam 80 milionów oposów, a ludzi około 4 milionów. Fantastyczna przewaga, prawda?
8} Tasmański kuzyn koali - wombat może nie pić przez kilkadziesiąt dni, a pokarm trawi nawet dwa tygodnie, co pozwala mu przetrwać w suchym buszu. Lecz jest też coś szokującego związane z nim, a otóż jego unikalna cecha - robi... sześcienną kupę.
No, to na razie tylko tyle przyszło mi do głowy. Teraz wrócę do głównego tematu, o którym mam pisać, czyli czarnym futrzaku z Tasmanii. Diabeł tasmański. Jedni twierdzą, że nie jest zbyt przystojny. Jest on pomieszaniem psa z szakalem. Torbacz z rodziny niełazów. Poluje na małą zwierzynę, ale w dużej mierze żywi się znalezioną padliną. Jego rodzeństwo i koledzy, w ogóle wszystkie diabły są tak miłe, tak agresywne, że gryzą się nawzajem w walce o jedzenie. Przez co choroba zakaźna raka pyska rozprzestrzenia się z szybkością pioruna. Żeby je ocalić na wyspie działa sporo organizacji pracujących od rana do nocy nad zapewnieniem jak najlepszej ochrony tym zwierzakom. Cały czas są prowadzone badania nad znalezieniem efektywnego sposobu leczenia ich choroby. Nie wszystkie czarne futrzaki giną  z powodu raka część z nich ginie pod kołami pojazdów na drogach. Z powodu zapobiegnięciu rozprzestrzeniania się raka pyska zdrowe osobniki przewożone są do Australii. Istnieje jeszcze historia związana z ,,wujkiem'' diabła tasmańskiego. Absolutna niedostępność buszu podsyca wciąż żywe legendy o wilku tasmańskim (zwanym również tygrysem), który został wytępiony w pierwszej połowie XX w. W 1986 roku gatunek został oficjalnie uznany za wymarły. Jednak o jego istnieniu nie da się zapomnieć, choćby dzięki herbowi Tasmanii.

niedziela, 17 lipca 2016

Ach, ta pampa! - Podróż 5

W Urugwaju:
Urugwajczyk powita cię uśmiechem,
nigdy nie utkniesz w korku,                                                                                                                      
przestaniesz być wegetarianinem,
nie otrujesz się żywnością
i poczujesz, że żyjesz,
pomimo że spotkasz
więcej owiec i krów niż ludzi.
Oto prawdziwa pampa!                                                            

Urugwaj jest najmniejszym państwem w Ameryce Południowej, jak i  zarazem krajem emigrantów, ponieważ wcale nie jest trudno spotkać tutaj Włocha, Francuza, Hiszpana czy Portugalczyka.                 
To kraj rozciągający się na wschód od rzeki Urugwaj. Rzeka ta stanowi naturalną zachodnią granicę z Argentyną. Na wschodzie znajduje się wybrzeże Atlantyku, a na południu zatoka Río de la Plata. To w tym właśnie miejscu wody największych rzek m. in. Parany i Urugwaju wpływają do oceanu tworząc największe na świecie estuarium.                                                                                                                         
Większą część Urugwaju zajmują lekko faliste niziny. Jedynie z północnego wschodu na południowy zachód przebiegają pasma niezbyt wysokich, podłużnych, płaskich wzniesień, osiągających wysokość 200-500 m n.p.m. Najwyższym szczytem kraju jest Cerro Catedral (513 m n.p.m.) wznoszący się w departamencie Maldonado. Nad La Platą brzeg jest stromy, z wystającymi najczęściej pumeksowymi skałami, między którymi rozciągają się piaszczyste plaże. Linia brzegowa ma 640 km. Największym zbiornikiem wodnym jest wielka zapora Rincón del Bonete o powierzchni 1400 km² w departamencie Tacuarembó, utworzona na Río Negro. Bieg rzeki Urugwaj odpowiada linii zaburzeń tektonicznych. Powyżej miasta Salto w jej korycie znajdują się liczne wodospady, progi skalne oraz gorące źródła. Na terenie Urugwaju jest także wiele jezior lagunowych, z których największe to Laguna Merín (częściowo w Brazylii). Klimat oraz ukształtowanie terenu sprawiają, że przeważającą część kraju zajmują formacje trawiaste, czyli bezdrzewna pampa, przechodząca w widne lasy eukaliptusowe. Na północy oraz w dolinach większych rzek rosną subtropikalne lasy galeriowe zajmujące 4% powierzchni kraju.                            
 W Urugwaju jest taki fajny zwyczaj związany z powiedzeniem: ‘Kiedy pada deszcz, tortę fritę należy jeść!’ Torta frita jest przysmakiem narodowym, który podaje się wyłącznie w deszczowe dni. Wtedy na ulicach pojawiają się przenośne stragany sprzedające tylko ten produkt, a zapach smażonego w głębokim oleju ciasta roznosi się w powietrzu. Jest to ,,coś z niczego”, czyli przysmak składający się z mąki pszennej, drożdży i wody. Z tych składników wyrabia się ciasto i formuje małe placki obowiązkowo z dziurką pośrodku. Następnie smaży się je w głębokim tłuszczu i podaje z cukrem pudrem lub dulce de leche. Deszcz za oknem powoduje, że ludzie mają ochotę wyjść na zewnątrz, właśnie po to, żeby kupić za kilka pesos ulubiony przysmak.                                                                  
Spacerując brzegiem La Platy przyglądałam się grupom młodzieży, które obsiadły brzeg rzeki i czekają na zachód słońca. Część z nich skraca sobie czas, paląc papierosy lub… marihuanę. Ponieważ Urugwaj jako pierwszy kraj na świecie zalegalizował produkcję i użycie tego narkotyku. Każdy pełnoletni Urugwajczyk ma prawo do uprawy sześciu krzewów konopi indyjskich i produkcji czterystu osiemdziesięciu gramów marihuany rocznie. Ale uwaga te wszystkie prawa zarezerwowane są wyłącznie dla obywateli kraju i nie przysługują obcokrajowcom i turystom.                                    
Będąc w Urugwaju musisz koniecznie zobaczyć Los Dedos Playa Brava, czyli wystające z piasku palce na plaży Brava.:)      




        

czwartek, 7 lipca 2016

Recenzja#2 Ewa Nowak - ,,Moja Ananke"

      Ananke? Kim jest w ogóle cała ta Ananke? Nie dość, że nigdy o niej nie słyszałam, to jeszcze ma dziwne imię. Dopiero po pierwszym rozdziale dowiedziałam się o co z nią chodzi. Otóż owa Ananke w mitologii greckiej była boginią przeznaczenia. Można by zmienić tytuł książki na ,,Moje przeznaczenie” tyle tylko, że wtedy tytuł, by tak nie przyciągał jak obecnie.                                                Jest to najnowsza opowieść Ewy Nowak. Jak zawsze autorka poruszyła tematy, na które każda z nas – dziewczyn pragnie wiedzieć jak najwięcej. Jagoda to osiemnastoletnia licealistka, która ma już zaplanowaną przyszłość, jednak bogini przeznaczenia jej plany  nie do końca odpowiadają.  Bogini postanawia trochę jej namieszać. Dziewczyna marzy o studiach na medycynie i prawdziwej przyjaźni. Jest bardzo inteligentna i oczytana, a do tego posiada ironiczne poczucie humoru, dystans do siebie i zmysł obserwacji. Do tego ma fajną rodzinę, wyrozumiałego i mądrego ojca psychiatrę, twórczą mamę leczącą ludzi muzykoterapią i brata – studenta informatyki, który nie tylko jest fajnym i starszym bratem, ale również posiadającym talent aktorski i powodzenie J. Jagodzie czasem brakuje odwagi, by zrobić coś o czym marzy. Ale to się zmieni za pomocą Ananke. Na początku jej życie jest spokojne, można powiedzieć, że nic się nie dzieje. Aż tu nagle NIESPODZIANKA! W jej życiu pojawiają się niemal jednocześnie chłopak i przyjaciółka. Zaczynają się problemy. I co dalej? Czy Jagoda wygra z Ananke? 





Rose

wtorek, 5 lipca 2016

Tajemnica brylantu Persefony cz.15


...aż w końcu pokazała miejsce połączenia Amazonki z Ukajali. Miejsca oddalonego kilometr od miasta Nauta. Młodzi przyjaciele dość długo nie mogli dojść do siebie. Nagle Mark powiedział:
-Ale będzie się działo!
-No, Persefona świetnie sobie to wymyśliła. Już ją uwielbiam, zresztą zawsze ją lubiłam. No, ale mniejsza z tym. Zauważyłeś, że w pewnym momencie diadem zniknął pod wodą. To było takie ekscytujące, a zarazem tajemnicze. Mark, już nie mogę się doczekać tej podróży!
-Tak, zdałem sobie z tego sprawę. Pozostaje nam tylko jedno wyjście, zejść pod rzekę i pojechać do Ameryki Południowej. Znaczy się odwrotnie. No wiesz, w sensie najpierw pojechać, a potem...
-No wiem, wiem. I to koniecznie teraz! Zanim ci dwaj z gatunku pingwinów lądowych tu przyjadą.
-Skąd wiesz, że jeszcze nie przyjechali? - zapytał Mark
-Widziałam ich pijanych i umierających jak lecieliśmy samolotem. Byli dwadzieścia kilometrów od świątyni.
-O udało nam się zyskać na czasie. Co powiesz na natychmiastowy samolot do Buenos Aires?
-Wspaniale! Nawet niesamowicie, ale ja wolałabym nieco inny środek transportu.
-W sumie masz rację. Przy okazji pozwiedzamy. Sprawdźmy - mówiąc to wziął laptopa i zaczął sprawdzać rozkład jazdy pociągów. - Tallinn-Paryż, godz. 18:15, intercity, czas jazdy ok. doby, może być?
-Tak. Mam pomysł! Z Paryża do Hawru leżącego nad Sekwaną możemy dojechać autokarem. To ok. 180 km.
-Potem z Hawru przez kanał La Manche do Lizbony statkiem.
-A z Lizbony do Urugwaju promem.
-Pociągiem do Limy.
-A z Limy w nasze tajemnicze regiony koleją transandyjską do stacji La Oroya.
-To jest taka kolej? Słyszałem tylko o transsyberyjskiej.
-Och, jest. Opowiem ci historię jej powstania. Peru jest stosunkowo młodym państwem, bo istniejącym od początku XIX w. W połowie tego wieku Peru rozpoczęło starania o budowę kolei, która miała połączyć stolicę kraju Limę i jednocześnie ważny port zasobny w bogactwa mineralne, a leżącym w Andach regionem Cerro de Pasco. Jej głównym projektantem był Polak, inżynier Ernest Malinowski. Na emigracji poznał on późniejszego prezydenta Peru - Manuela Pardo, z którym wyjechał do Ameryki Płd. Budowa kolei przez Andy do dziś jest traktowana jako jedno z największych osiągnięć inżynieryjnych II poł. XIX w. Użytkowana do dziś linia kolejowa ma 332 kilometry długości i pozostaje główną drogą transportową miedzy wybrzeżem a rejonami górskimi.
-O widzę, że pojadę po brylant Persefony z przyszłym inżynierem.
-Przestań! I tu się pomyliłeś, nie z inżynierem tylko archeologiem!


                                                                                                                               Rose