wtorek, 29 marca 2016

Tajemnica ludu Nazca - Podróż 4

     Będąc w Boliwii postanowiłam odwiedzić jej sąsiada - Peru. Znane nam wszystkim z Machu Picchu. Ale na przekór nie wybrałam się tam. Postanowiłam przetestować swoje siły w rozszyfrowaniu tajemnicy ludu Nazca.
     A było to tak... Pełna energii i zadowolona, że za chwilę rozwiążę zagadkę, z którą wiele osób już próbowało się zmierzyć, a ja taka mądra, pięć minut i już nie ma czego rozwiązywać. Ale niestety tak nie było. Wypożyczyłam samolot, bo teren geoglifów Nazca jest ściśle chroniony, tak że nikt nie może tam odcisnąć stopy. Geoglify Nazca były nazywane szlakiem Inków, bądź też świętymi drogami. Dopiero w 1926 roku nastąpiło oficjalne odkrycie, kiedy po raz pierwszy opublikowano wyniki badań archeologicznych. Następne badania przyniosły kolejne informacje, mianowicie linie pochodziły sprzed czasów Imperium Inków. Ich powstanie datuje się pomiędzy 300 rokiem p.n.e. a 800 rokiem n.e.
     Będąc tam poznałam historię najbardziej znanej badaczki linii Nazca - Marii Reiche. Maria była drobną, zasuszoną kobietą w niemodnych okularach. ubrana była skromnie w prostą spódnicę za kolana oraz w jasną, luźną koszulę. Niemka poświęciła ponad pięćdziesiąt lat swojego życia badaniom nad liniami Nazca. Reiche przyjechała do Peru na początku lat trzydziestych dwudziestego wieku, z Niemiec opanowanych wówczas przez faszyzm. Była tak świetnie wyedukowana, że władała biegle pięcioma językami, studiowała fizykę i geografię:). Nie wiem, jak mogła studiować fizykę. Ja nie dałabym rady. Co więcej, znała się na astronomii oraz matmie. Jej pasją było poznawanie kultur południowoamerykańskich, a fascynacją Inkowie. Przełomowym momentem w jej życiu było poznanie Paula Kosoka, który opowiedział jej o geoglifach Nazca. Zafascynowana zajęła się tajemnicą ludu Nazca. Pracowała nad nią do końca życia. Na podstawie zgromadzonych materiałów stworzyła teorię, że geoglify są kalendarzem astronomicznym ludu Nazca.
     Według niej i Kosoka linie były zarówno miejscem kultu, jak i astronomicznym kalendarzem. Na pewno jesteście ciekawi, dlaczego linie przypominają kształtem zwierzęta i inne istoty. Najprawdopodobniej przedstawiają one gwiazdozbiory, lecz według mnie odwołują się także do wierzeń prainkaskich przodków. Szkoda, że w tych czasach nie potrafili pisać i nie zapisali przeznaczenia geoglifów, ale z drugiej strony pozostawili świetną zagadkę dla archeologów.


piątek, 25 marca 2016

Tajemnica brylantu Persefony cz.9


-Teraz musimy tylko znaleźć pociąg. -powiedział Mark
-Niekoniecznie. - odpowiedziała Bridget - Jest tam. - powiedziała wskazując maleńką stację na północnym-wschodzie.
-Sprawdzimy rozkład jazdy?
-Nie sądzę, Afryka to nie Europa. Na stacji nie będzie rozkładu.     
     Byli już blisko stacji, przyjechał pociąg. Mark zaproponował, że pójdzie do konduktora i dowie się gdzie i o której odjeżdża ten pociąg. Wszedł do żółtego wagonu, od razu rzucił mu się w oczy konduktor. Był nim młody tubylec w niebiesko-czerwono-zielonej tunice. 
-Przepraszam! Gdzie, o której godzinie i jak długo jedzie ten pociąg?
-Za pół godziny, do Mopti, cztery godziny. - odpowiedział oschle mężczyzna
Mark pogrążył się w myślach. Skoro pociąg jedzie cztery godziny, to będziemy na miejscu nie o dwudziestej, lecz o szóstej. Co za szczęście, że będzie troszeczkę dzisiaj wolnego czasu, żeby obczaić to miasto. Tak rozmyślając nie zauważył za sobą owego Johna w czarnym garniturku przypominającym według chłopaka ,,pingwina na lądzie''. Ten owy facet bacznie go obserwował, a jednocześnie szedł za nim. Jednym słowem (no może jednak trzema): NADAL ICH ŚLEDZIŁ! Co oznacza katastrofę. Nie tylko oni byli na nią narażeni, ale także ich SKARB. Już Mark chciał się obrócić i zobaczyć co się dzieje za jego plecami. Jak spojrzy to od razu się domyśli. Jednak może spojrzy, a może nie. Poczekajmy. Próbuje...próbuje... SPOJRZAŁ co za ulga, ale nie na długo. Po chwili zobaczył garniturowca i ... 
      John tymczasem wykorzystując sytuację zaglądał do wszystkich przedziałów wypatrując brunetki, przyjaciółki Marka - Bridget. Wytężał bacznie wzrok zaglądając do wszystkich przedziałów jakie tylko się w tym pociągu znajdowały. Lecz na próżno. Bardzo się wściekł, nie lepszym słowem byłoby wkurzył się. Jego słabym punktem była logika. Nie umiał rozumować, że skoro jej nie ma to... dla niego mogła jedynie wyskoczyć przez okno. Chwilę potem otworzył okno i wyskoczył przez nie. Wiem, tylko ktoś nienormalny może coś takiego zrobić. Ale on taki był.
                                                                                                                                   Rose

piątek, 18 marca 2016

Tajemnica brylantu Persefony cz.8


- Nie jesteśmy rodzeństwem, tylko kuzynostwem, które ma tą samą babcię. - starała się ratować sytuację Bridget - Jeśli mi pan nie wierzy, niech pan zapyta Marka.
- Czy to prawda Mark?- zapytał brodacz.
- Tak, tak oczywiście, że to najszczersza prawda. Jesteśmy blisko związanym ze sobą kuzynostwem. - odparował szybko blondyn. Facet zmierzył ich surowym wzrokiem.
- Skoro tak, to co wasza mama robi tak długo w toalecie?
- Rodzi. - odparowali równocześnie.
- Jak to rodzi? Na lotnisku? Co za zwyczaje? Ochrona! Naprzód! Marsz! Do damskiej toalety! Nie możemy pozwolić na takie coś.
Już stali krok od drzwi, gdy nagle Mark szepnął do Bridget:
- Cośmy wykombinowali?
     Dochodziła dziewiąta rano. Przed toaletą damską zdążył już się zrobić wielki harmider. Według ,,kuzynostwa" jakaś kobieta rodziła dziecko. Ochrona umówiła się, że na trzy, cztery wyważą drzwi i wejdą do środka. Po chwili rozległ się HUK. Nieszczęście padło niestety na niewinną kobietę, która właśnie przebywała wewnątrz kabiny. Kobieta wrzasnęła, a potem zaczęła drzeć się  wniebogłosy. Przyjaciele wykorzystali sytuację i szybko pobiegli do startującego niebawem samolotu. Nie mieli problemów z wejściem, bo wszyscy znajdowali się w damskiej toalecie, przy ,,rodzącej" kobiecie.
     Samolot wystartował. Mijała godzina za godziną, a samolot leciał i leciał. Jeszcze tylko ...
godzina... trzydzieści minut... piętnaście minut... pięć minut... . Gdy zostało już tylko pięć minut do lądowania, ludzie zaczęli zerkać na zegarki i odliczać sekundy do wylądowania. Stewardesy ogłaszały komunikat o lądowaniu, podczas gdy Mark i Bridget czekali w zniecierpliwieniu lądowanie na marokańskim lotnisku.
     Po chwili wylądowali. Gdy przyjaciele wydostali się z  samolotu Bridget odetchnęła z ulgą i powiedziała:
-  Myślałam. że już nigdy nie wylądujemy, i że nas złapią tam w Polsce i nie pozwolą lecieć dalej w związku z tym skandalem. Jak to się stało, że wymyśliliśmy tak nieprawdopodobną historię?
- Szczerze mówiąc też nie mam pojęcia jak to się stało. Liczę na, to że teraz uda nam się odnaleźć mapę Persefony.
                                                                                                                       Rose



piątek, 11 marca 2016

Tajemnica brylantu Persefony cz.7

   
     Bridget i Mark postanowili polecieć do Tangeru, do Maroka. Ich samolot odlatywał dopiero za pół godziny, więc mieli czas, żeby przedyskutować co będzie potem.
- Jak dotrzemy z Tangeru do Mopti? - zapytała dziewczyna
- Może pociągiem?
- No chyba tylko to nam pozostaje, bo według wujka Googla z Tangeru do Mopti jest ... jesteś gotowy?
- No, mów.
- 4 688 km, które przejedziesz jadąc samochodem w 58 godzin!? Wiesz, co to oznacza?
- Że nie zdążymy w ciągu dwóch tygodni.
- Właśnie. Co się tak uśmiechasz? Tylko nie mów, że chcesz jechać autostopem.
- Tego nie powiedziałam. Chodzi mi, o to że jeśli wybierzemy linie kolejowe to pojedziemy tylko dwadzieścia godzin.
- Więc, tylko to miałaś na myśli. Już myślałem, że chcesz jechać samochodem z jakimiś podejrzanymi osobami prosto przez pustynię, na skróty.
- Nie. - zaśmiała się Bridget - Nie lubię specjalnie pakować się w kłopoty, ponieważ to one najczęściej znajdują mnie.
     Poszli do samolotu. Przy pokazywaniu biletów i paszportów zostali zatrzymani przez kontrolerów samolotowych, poprzez brak dorosłego opiekuna. Czy szesnastolatkowie nie mogą już sami podróżować? Do odlotu samolotu zostało piętnaście minut. Próbowali w swoim języku wyjaśnić, im że ich matka poszła do toalety i poprosiła ich, żeby sami udali się do samolotu. Jednak Polacy nie uwierzyli. Zaprowadzili Marka i Bridget do pomieszczenia, gdzie znajdowała się służba lotniskowa. Weszli. Mężczyzna z brodą i ciemnymi okularami, o urodzie południowej zapytał ich po polsku:
- Dokąd lecicie bez opiekuna? - szesnastolatkowie spojrzeli na siebie z pytającym wyrazem twarzy, na co facet powtórzył pytanie po angielsku.
- Lecimy do Tangeru, a nasza mama jest w toalecie - odpowiedzieli równocześnie
- I ja mam w to niby uwierzyć? Co jest takiego w Tangerze, że para nastolatków tam się wybiera, hę?
- Mamy tam bardzo ciężko chorą babcię, która potrzebuje jak najszybszej pomocy. Jeśli nie dolecimy tam na czas, może to się źle skończyć. Proszę nam pozwolić lecieć. -Mówiła przekonująco dziewczyna - Jeśli przegapimy ten samolot to będzie niedobrze. Chyba nie chce pan doprowadzić do ...
- Jasne, że nie, ale tak nakazuje prawo. Macie chociaż dokumenty tożsamości ważne?
- Tak. - odpowiedzieli równocześnie i mu podali.
- Widzę, że nie jesteście rodzeństwem?
                                                                                                                       Rose



***
Witajcie! Mam nadzieję, że podoba Wam się ta seria.
Przygotujcie się na część 8, będzie niezwykle śmieszna.
Rose 

piątek, 4 marca 2016

Tajemnica brylantu Persefony cz.6


     Gdy już wyszli Mark odezwał się:
- Myślałem, że już nam nie dadzą spokoju i nie wyjdą.
- Ja też. Co by było kiedy by się dowiedzieli dokąd jedziemy?
- Katastrofa. Nie wiem. Co zrobimy jak się okaże, że nas śledzą.
- Nie wiem. Lepiej o tym nie myśleć.
     Dochodziła jedenasta. Za oknem zaczęła wyłaniać się stacja kolejowa, a na murze napis RYGA. Gdy tylko pociąg się zatrzymał, wysiadło z niego wiele osób. Teraz pozostawało im tylko dostać się na lotnisko. Jeśli nie zdążą, to za pół godziny samolot odleci bez nich. Pospiesznie wsiedli do taksówki. Po dwudziestu minutach znaleźli się na lotnisku. Tłum ludzi przepychał się u bramek lotniska.
     Jak wsiedli samolot od razu wystartował, zostawiając za sobą tumany kurzu. Na siedzeniu obok nich usiadła kobieta z malutkim bobaskiem, który ciągle płakał.Wewnątrz samolotu było tak głośno, że jak uzmysłowili sobie,że to dopiero początek podróży i zostało przed nimi jeszcze sześć godzin poczuli się niezbyt wesoło. Nie wiadomo, co jeszcze mogło się wydarzyć tego dnia. Byli tak podnieceni z faktu, że już z kilka godzin ujrzą Czarny Ląd oraz nową i tajemniczą zagadkę do rozwiązania. Tak kochali sekretne zagadki jak nikt inny na tej planecie.
     Czas wolno mijał, ciągnąc się niemiłosiernie. Minęło dopiero pół godziny. Gdzie by nie wyjrzeć przez okno tam wszędzie puchate obłoczki. Tak mięciutkie, że chciałoby się do nich przytulić i położyć się spać. Według GPS a byli nad północną Polską. Wtem nagle samolot zakołysał się i zaczął niebezpiecznie zlatywać  w dół, prosto do Bałtyku. Gdyby pilot nagle nie zakręcił na zachód to wszyscy, by zginęli. Zwrócił samolot, tak że wylądowali na wyspie Wolin. Dalej pasażerowie albo musieli czekać, aż samolot zostanie naprawiony, albo poszukać innego. Co nie było zbyt łatwym zadaniem, bo wszystkie leciały do Malagi albo Tangeru.
                                                               
                                                                                                                  Rose