poniedziałek, 23 marca 2020

Recenzja#18 - Eduardo Mendoza - ,,Król przyjmuje"

     Eduardo Mendoza jest laureatem nagrody Cervantesa przyznawanej co roku w miejscu narodzin Miguela Cervantesa - Alcalá de Henares najlepszym pisarzom tworzącym w języku hiszpańskim. Król przyjmuje jest pierwszym tomem trylogii Zasady dynamiki. Jest to jedna z jego najnowszych powieści.

     Akcja rozgrywa się w latach 60 i 70 ubiegłego wieku, za czasów Żelaznej Kurtyny, kiedy to sytuacja gospodarcza i polityczna nie była na zbyt właściwym torze. Eduardo rozpoczyna nakreślenie sytuacji jaka miała miejsce w tamtych czasach od swojej ojczyzny, potem przechodzi do Czech i Stanów Zjednczonych. Głównym bohaterem jest dziennikarz Rufo Batalla. Sądzę, że autor nie bez powodu obdarzył go tym właśnie nazwiskiem a nie innym. Batalla w języku hiszpańskim oznacza bitwę, która może być rozumiana na dwa sposoby. Bitwa jako opis sytuacji mającej miejsce w świecie otaczającym bohatera lub bitwa bohatera z samym sobą, mająca na celu odnalezienie samego siebie i własnego miejsca w świecie. Poznajemy Rufa w statecznym momencie jego życia, kiedy pracuje jako dziennikarz wykonując najmniej ważne zadania. Pewnego dnia dostaje zlecienie, które odmienia jego życie - ma zrobić reportaż z wesela księcia Liwonii. Opuszcza Barcelonę i udaje się na Majorkę. Poznaje osobiście Jego Królewską Mość, który traktuje go jak równego sobie. I tak szybko jak się pojawił tak znika z życia Rufa. Jak się później okaże nie na zawsze... Rufo potem przenosi się do ,,Gongu" gazety w stylu plotkarskim i tam pisze. Kilka miesięcy później postanawia podjąć w swoim życiu jedną z poważniejszych decyzji jaką jest imigracja do Stanów Zjednoczonych. Utopijny obraz Big Apple nabiera realistyczny obraz codzienności. Rufo znowu popada w rutynę. Nieco później w zupełnie nieoczekiwanych okolicznościach pojawia się książę Liwonii z nowym zadaniem dla niego.

     Zleca mu pewną misję, która nie spełnia się w tym tomie, więc może ziści się w kolejnym. I właśnie w tym momencie Eduardo Mendoza wciska w opowiadanie ksiącia zupełnie oddzielną i odmienną historię. Historię powstania Liwonii i jego ludu, która brzmi mega podobnie do historii powstania rodu Polan i życia Mieszka I. Zatem autor już pod sam koniec swojej powieści dokonuje wprowadzenia przerywnika pomiędzy nowojorską rzeczywistością a odległą historią. 

     Ogólnie powieść się czyta miło i przyjemnie, lecz przy odrobinie nieuwagi łatwo się pogubić w wielowątkowej fabule. 

Miłej lektury!
Rose