niedziela, 31 grudnia 2017

Tajemnica brylantu Persefony cz.20

-Przecież wszyscy o tym wiedzą. A poza tym wyczytaliśmy o tym w gazecie. - odparła Bridget
-Może Zeus postanowił ci zrobić na złość i ujawnił twoją tajemnicę. - dodał, przypuszczając Mark
-Przeklęty Zeus! A tak go ubóstwiałam. - zdenerwowała się bogini
-Ubóstwiałaś Zeusa?! - do rozmowy włączył się lekko rozłoszczony Hades, wchodząc do komnaty
-Tak, a co zabronisz mi?
-Jak mogłaś mnie zdradzać? Co ty w nim widzisz?
-Wszystko czego ty nie masz. Ty, Hadesie jesteś taki mroczny i sztywny, a Zeusek nie dość, że jest sexi niebieskookim blondynem, to ma jeszcze niebiańskie poczucie humoru. - rozmarzyła się
-Czyżby? Przecież to narwany podrywacz. Tylko mi nie mów, że spałaś z własnym ojcem?! Persefono, to obrzydliwe!
-A spanie z wujkiem jest w porządku? Poza tym bardziej zboczone jest małżeństwo Zeusa. Brat z siostrą?! To psychiczne! I nie zgrywaj przy mnie takiego świętoszka! Wiem o twoim romansie z Minthe. W końcu sama ją ukatrupiłam.
-Jak mogłaś to zrobić?!
     Kłótnia zapowiadała się na dłuższą, więc Mark i Bridget rozejrzeli się wokół siebie i zauważyli fragment labiryntu ukryty za drzwiami. których Hades zapomniał zamknąć. Ostrożnie, żeby nie zwrócić na siebie uwagi przemknęli się w tym kierunku i zniknęli zza połowicznie otwartymi drzwiami.



                                                                                                        Rose

czwartek, 7 grudnia 2017

Recenzja#10 - Sarah Dessen - ,,Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej"

     Ostatnio w ręce wpadła mi ,,Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej" i to akurat wtedy, kiedy byłam w połowie czytania po raz siódmy ,,Chłopaka, który zakradał się do mnie przez okno" (tak wiem, mam obsesję, ale co mogę na to poradzić 😁). Powieść Sarah Dessen nie była tak dobra jak Kirsty Moseley, ale za to o wiele i to nieporównywalnie wiele lepsza od ,,Mistrza i Małgorzaty". Ostatnio tak mam, że robię wszystko tylko nie to co powinnam, więc dzieło Bułhakowa poszło w kąt, a moją uwagę przykuła ,,Gwiazdka z nieba ...".
     ,,Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej" jest dobra na obecną chwilę, kiedy wakacje już dawno minęły, a my z chęcią do nich wrócimy. Akcja powieści rozgrywa się w nadmorskiej wiosce Colby, w połowie czerwca. Główna bohaterka - osiemnastoletnia Emaline pracuje w rodzinnej firmie wynajmującej domki dla wczasowiczów. A już niedługo zacznie naukę w college'u razem ze swoim chłopakiem Lukiem. Są już razem trzy lata i tworzą świetną parę. Niebawem do jednego z wynajmowanych domków przyjeżdża dwudziesto jednoletni nowojorczyk - Theo, który zawraca Emaline w jej spokojnym życiu. Czy wakacje Emaline będą jednymi z najlepszych czy najgorszych w jej życiu?
     Czytając powieść Sarah Dessen myślałam, że będzie to romansidło typu ,,Chłopak, który...", ale bardziej zaliczyłabym ją do powieści młodzieżowo-obyczajowych. Brakowało mi w niej dokończenia niektórych wątków. Autorka zaczynała pisać o weselu Brooke (siostry Luke'a), a potem wątek zanikał. I tak samo było pod koniec książki ze związkiem Emaline i Luke'a. A poza tym polecam ją tym wszystkim, którzy lubią robić wszystko tylko nie to co trzeba;)



                                                                                                                          Rose

niedziela, 26 listopada 2017

Jason McBest i potwór z Polski

     Pewnego dnia zadzwoniła do mnie mała dziewczynka:
-Jason McBest? - zapytała
-Tak to ja. Skąd mnie znasz? - zapytałem zdziwiony, że takie małe dziecko może mieć pojęcie o mnie.
-Twoje było w gazecie, jak ostatnio rozwiązałeś meksykańską sprawę.
-Umiesz czytać?
-Nie, moja mamusia mi przeczytała artykuł.
-W jakiej sprawie do mnie dzwonisz?
-Chodzi oto, że... - zaczęła wstrząsając się - kiedy idę spać i zaglądam za okno za każdym razem widzę potwora. Czasami jest jeden, a potem nagle wyłaniają się kolejne. Są małe i straszne.
-A w dzień ich nie ma?
-Nie, nie ma. Jasonku, proszę pomóż mi. Boję się. - powiedziała płaczliwym tonem, a ja zastanawiałem się od kiedy jestem dla niej Jasonkiem.
-Niedługo przyjadę. - oznajmiłem i się rozłączyłem.
     Kilka dni później przyjechałem do miasta, gdzie mieszkała mała dziewczynka. Stanąłem pod jej domem i rozejrzałem się. Na horyzoncie nie był widoczny żaden potwór. Nie wierzę w potwory, a już tym bardziej w Polsce. Pewnie mała należy do tych, którzy boją się potworów z szafy lub z pod łóżka, a ta zza okna. Wszedłem kamiennicy, w której mieszkała i zapukałem. Drzwi się otworzyły i ujrzałem w nich małą, tak na oko, sześcioletnią dziewczynkę, trzymającą w rękach ogromnego pluszowego misia. Jak tylko przekroczyłem próg przytuliła się mocno do mojej nogi. Zdziwiłem się trochę, bo przecież widziała mnie pierwszy raz, a już przytulała mnie tak jakbym był jednym z jej rodziców.
-Jak tam potwór? - zapytałem.
-Tak jak ci opowiadałam przez telefon. Jeszcze nie zniknął. - powiedziała smutnym głosikiem, pociągając mnie jednocześnie na kanapę.
-Możesz mi wymienić jakie znasz potwory. Może to będzie któryś z nich.
-Znam: zombie, potwora z Loch Ness, wampiry, wilkołaki, ogry, trolle... - w tym miejscu zrobiła przerwę - i to już wszystkie.
-Ja znam więcej, ale nie będę ci ich wymieniał, żeby ciebie bardziej nie przestraszyć. A z tych, które przed chwilą wymieniłaś to żadnego z nich nie ma w Polsce, wiesz o tym?
-Naprawdę, a w przedszkolu mówili, że jest dużo potworów wokół nas i mamy uważać. - powiedziała zaskoczona.
-Poczekajmy aż zrobi się ciemno i zobaczymy te twoje potwory.
     Kiedy już zrobiło się ciemno wyjrzeliśmy przez okno. Ulica była oświetlana przez uliczną latarnię. Nie widziałem żadnego potwora za to mała coś zauważyła i schowała się za mnie.
-Spójrz tam. - powiedziała i pokazała na coś małego stojącego pod latarnią. Wybuchnąłem śmiechem. Spojrzała na mnie jak na wariata. - Jak możesz się śmiać z potwora?!
-Przyjrzyj się dobrze, mała. - powiedziałem - To nie jest żaden potwór tylko figurka krasnoludka. W twoim mieście jest ich pełno. Przecież widzisz je codziennie rano jak idziesz do przedszkola.
-Serio to jest ten krasnoludek? - zapytała niedokońca mi dowierzając.
-Jasne, że tak. Nikt ci nie czytał nigdy książki o krasnoludkach? - pokręciła przecząco głową. Zdjąłem z jej półki z książkami O krasnoludkach i sierotce Marysi. Otworzyłem na pierwszej stronie i zacząłem czytać:
Czy to bajka, czy nie bajka, Myślcie sobie, jak tam chcecie.
 A ja przecież wam powiadam: Krasnoludki są na świecie!
 Naród wielce osobliwy. Drobny — niby ziarnka w bani:
 Jeśli które z was nie wierzy, Niech zapyta starej niani.
 W górach, w jamach, pod kamykiem, Na zapiecku czy w komorze,
 Siedzą sobie Krasnoludki W byle jakiej mysiej norze.
(...)

     Z każdą linijką tekstu przeczytaną przeze mnie twarz małej dziewczynka zaczynała się robić spokojniejsza aż w końcu zapadła w sen. 
 

                                                                                                                                   Rose

piątek, 27 października 2017

Podróż 13 - Ziemia wulkanów

     Będąc w Salwadorze i spacerując wokół wulkanów przypomniał mi się fragment mojej ukochanej książki. Akcja miała miejsce w roku 1902, w jednej z warszawskich szkół. Nauczyciel geografii akurat tego dnia zapomniał okularów. Zaczyna odpytywanie i wyczytuje nazwisko Tymowskiego. I w tym momencie do odpowiedzi zamiast Tymowskiego przystępuje WILMOWSKI. Krasawcew zadaje mu trzy pytania. Teraz najbardziej pasującym pytaniem do mojego otoczenia byłoby drugie, tyle tylko, że zamiast Meksyku byłby Salwador, a brzmiało ono tak:
- Wymień najważniejsze wulkany Meksyku!- Najważniejszymi wulkanami Meksyku są: Orizaba wysokości pięciu tysięcy pięćdziesięciu metrów i Popocatepetl, czyli Popo, mający wysokość pięć tysięcy czterysta pięćdziesiąt metrów. Zamykają one kotlinę Meksyku od południa i nadają jej krajobrazowi swoiste piękno.*
     Nie mogłam się powstrzymać i przytoczyłam też wzorową odpowiedź Tomka. Och, jak ja uwielbiam Tomka jest moim autorytetem. Ale chwila miałam opowiedzieć o Salwadorze, a nie Meksyku i Tomku. Kiedy Wilmowski stał u odpowiedzi i opowiadał o meksykańskich wulkanach, wyobraziłam sobie, że zamiast niego ja tam stoję i mam wymienić najważniejsze wulkany Salwadoru.
Na niewielkiej powierzchni Salwadoru można doliczyć się aż 21 wulkanów. Część z nich jest już wygasła, jednak druga część wciąż dymi i może zagrażać. Jednym z najaktywniejszych jest Izalco wysokości tysiąca dziewięciuset sześćdziesięciu pięciu metrów. Charakteryzujący się skalistymi szczytami z dymiącymi fumarolami. Najwyższym jest Santa Ana mająca wysokość dwóch tysięcy trzystu set osiemdziesięciu sześciu metrów. Ze jej szczytu można zobaczyć turkusowe wody ,,laguny" mającej temperaturę 80 stopni Celsjusza. Jednak najpiękniejszym jest El Boqueron (Szerokie Usta), który wchodzi w skład jednego ze szczytów Quezaltepec. Jego krater liczy czterdzieści pięć metrów głębokości. Ostatnia erupcja miała miejsce w 1917 roku, więc na własną odpowiedzialność można zejść do środka krateru. Droga do niego prowadzi przez piękny zadbany ogród, pełen drzew i kwiatów.
     Oprócz geografii istnieje także miejsce związane z miłosną legendą - Puerta del Diablo. Pewnego dnia diabeł zakochał się w dziewczynie, wzbudzając przy tym gniew jej ojca. Ojciec dziewczyny postanowił złapać diabła. Zalotnik uciekając rozbił skałę, która się rozstąpiła tworząc wrota, przez które uciekł. I dzisiaj w tej bramie możemy spotkać zakochane pary, tulące się i spoglądające w dal na piękny krajobraz Salwadoru. 



________________
* frag. Tomek w krainie kangurów - A. Szklarski


niedziela, 15 października 2017

Jason McBest i meksykańska historia

     Dawno, dawno temu kiedy jeszcze istniały wakacje i miałem o więcej więcej wolnego czasu wybrałem się do Meksyku. Do jakiegoś miasteczka, ale już zapomniałem nazwy. Od razu jak przyjechałem zgłosiła się do mnie kobieta i prosiła o rozwiązanie sprawy, która była nieźle pokręcona. Widzicie jaki jestem sławny. Przyjeżdżam w nieznane miejsce i już wszyscy mnie rozpoznają i proszą o pomoc.
     Oto jej historia:
     To wydarzyło się dwadzieścia lat temu. Pewnej burzowej nocy na świat przyszła dwójka dzieci: chłopiec i dziewczynka. Bogaty mieszczuch chciał mieć jako potomka syna, który odziedziczyłby jego spadek. Los chciał jednak inaczej. Kiedy dowiedziałam się, że moja pani urodziła córeczkę poprosiłam kobietę znającą się na ziołach i asystującą przy porodzie, żebyśmy podmieniły dzieci. Tak, to był mój pomysł, gdyby mieszczuch się o tym dowiedział wybuchłaby straszna kłótnia, a tego chciałam oszczędzić mojej pani. Znachorka zabrała dziewczynkę i zniknęła. 
     Kilkanaście lat później natknęłam się na nią przypadkiem w lesie. Moja pani bardzo chciała poznać swoją córkę, więc zapytałam się tej znachorki, gdzie obecnie znajduje się dziewczyna. A ona tylko wzruszyła ramionami i poszła. Dogoniłam ją i próbowałam od niej wyciągnąć tą informację. Jednak moje starania okazały się nadaremne. Miesiąc później dowiedziałam się, że zaginęła w Puszczy Amazońskiej.
     Moja pani bardzo chciałaby poznać swoje dziecko i dowiedzieć się, gdzie na tym wielkim świecie ono obecnie przebywa. Proszę, jest pan naszą ostatnią deską ratunku. Panie McBest proszę nam pomóc. 
     Zgodziłem się pomóc. Zbieranie infomacji rozpocząłem od domu matki zaginionej dziewczyny, podmienionego chłopca i mieszczucha.
-O, czy to pan jest tym sławnym Jasonem McBestem? - zapytała pani domu
-Tak, to ja. Miło mi państwa poznać. - zwróciłem się do trójki mieszkańców tej posiadłości. Poczęstowano mnie kawą. Po chwili dołączyła do nas piękna dziewczyna. Jak się potem okazało była to Esmeralda - żona syna właścicieli domu. Jose Armando wyjawił mi, że jego żona jest niewidoma. Po przyjrzeniu się meksykańskiej piękności, opowiedziałem po części o mojej nowej zagadce do rozwiązania, oczywiście pomijając, niektóre szczegóły (szczególnie te o mieszczuchu!). Kiedy zapoznawałem ich z historią uważnie przyglądałem się ich reakcji, na niektóre fakty. W momencie, kiedy doszedłem do osoby znachorki Esmeralda poruszyła się gwałtownie. Okazało się, że znała ją i kobieta zostawiła jej list. Żona Jose Armanda wyszła na chwilę, wracając chwilę później z listem. Podała mi go. otworzyłem zaklejoną kopertę. List był zaadresowany do Esmeraldy i napisany był po hiszpańsku, ale mi to nie przeszkadzało, bo hiszpański to mój ubóstwiony naj naj język.

Querida Esmeralda,
te escribo desde Venezuela. Quiero decirte al final la verdad 
que escondí malvadamente ante ti toda tu vida.
No eres mi hija. Jose Armando y te intercambiaron
cuando naciste. 
Todo lo que sucedió fue la culpa de amo de casa.
Lo siento por todo.

Kochana Esmeraldo,
piszę do ciebie z Wenezueli. Chcę w końcu wyznać ci prawdę,
którą nikczemnie ukrywałam przed tobą przez całe twoje życie.
Nie jesteś moją córką. Jose Armando i ty zostaliście zamienieni
kiedy się urodziliście.
Wszystko co się wydarzyło jest winą pana domu.
Przepraszam za wszystko.
    

    Po przeczytaniu przeze mnie listu nastąpiła cisza, podczas której wszyscy byli zbyt oszołomieni by rzec choćby słowo. List od znachorki wyjaśnił wszystko, więc uznałem, że wykonałem już swoją robotę i wyszedłem z posiadłości, którą zamieszkiwali ludzie z niecodzienną historią rodzinną.
¡Hasta luego México!
                                                                                                              Rose

poniedziałek, 25 września 2017

Rytuał ludu Moche

***Uwaga! Opowiadanie jest oparte na faktach historycznych i odkryciach archeologicznych. Może zawierać straszne opisy rytuałów pogrzebowych.***  


 Sipan*, Peru. I w.n.e.

     Trwało zaprysiężenie władcy Sipan. Szaman okryty skórą jaguara wręczył mu berło i nałożył koronę ze złota Inków. Od tej chwili władcą Sipan ostał trzydziestopięcioletni mężczyzna. Po uroczystej ceremoni rozpoczęły się tańce plemienne i olbrzymia uczta. Władca zasiadł na honorowym miejscu, a wokół niego miejsca zajęły jego trzy żony i jedno malutkie dziecko. Uczta trwała do późnej nocy.
     Następnego dnia rano żona władcy z dzieckiem weszła do jego namiotu. Jej mąż spał nieruchomo nieporuszając nawet klatką piersiową podczas oddychania. Zlękniona ukucnęła przy nim i przyłożyła ucho do jego klatki piersiowej. Chwilę oczekiwała w skupieniu, niekończącym się zdenerwowaniu i obawie ostracie ukochanego. Nagle z jej oczu zaczęły płynąć łzy niemal wielkości Amazonki. Po chwili szlochając wybiegła z namiotu pędząc do szamana. Ten dowiedziawszy się co zaszło zwołał całą wioskę i ogłosił smutną nowinę.
     Pół dnia później trzydziestopięcioleniego władcę złożono do drewnianej trumny. Jego twarz przykryto złotą maską, a stopy obuto w miedziane, ceremonialne sandały na znak, że nigdy nie dotykały pyłu ziemi. Do trumny włożono także szczerozłote napierśniki, grzechotki, bransolety, diademy zdobione turkusami i kolorowymi muszlami, a także wachlarze z piór i wiele naczyń ceramicznych pokrytych bogato zdobionymi figuralnymi scenami z życia ludu Moche.
     Żeby dopełnić obrzędu potrzebna była jeszcze ofiara z żon władcy, jego potomka i strażnika grobu. Szaman wyjął z pochwy olbrzymi nóż, który zaświecił odbijając promienie zachodzącego słońca. Kobieta z dzieckiem rzuciła się na szamana, wyciągnęła z jego dłoni nóż, a następnie uśmierciła swoje dziecko, a chwilę później zadała sobie śmiertelny cios. Lud Moche patrzył na nią z uznaniem, a małe dzieci zaczęły płakać zasłaniając sobie oczy dłońmi. Teraz przyszła kolej na drugą wdowę po władcy. Uklęknęła przed szamanem i zaczęła nucić jakąś starą pieśń sięgającą zapewnie czasów przed naszą erą. Szaman wypowiedział tajemnicze zaklęcie i złożył ofiarę. Trzecia kobieta kiedy nadeszła jej kolej zaczęła uciekać. Mężczyzna z plemienia złapał ją za rękę, a ona wyrywając się zepchnęła go w przepaść. Już też miała za nim skoczyć, gdy strzała wypuszczana przez ucznia szamana przebiła jej gardło.
     W końcu przyszedł czas na mężczyznę, który będzie pełnił funkcję strażnika grobu. Ten człowiek, który zostawał wybrany drogą losową miał najgorzej, ponieważ miał amputowane obydwie stopy, aby nigdy nie opuścił swojego władcy po śmierci. Na jego głowę został nałożony pozłacany hełm, a do ręki wsadzono miedzianą tarczę. Chwilę po zakończeniu obrzędu pogrzebowego władcy Sipan wszystko wracało do normy, a lud Moche już się zastanawiał nad wyborem nowego władcy.

                                                                                                                                        Rose

__________________________
* Sipan - wioska w Peru zamieszkana w I w.n.e. przez lud Moche

czwartek, 7 września 2017

Recenzja#9 - Carlos Ruiz Zafón - ,,Cień wiatru"

     Pewnego dnia dzisięcioletni wówczas Daniel natrafia na powieść nieznanego autora Juliana Caraxa zatytuowaną ,,Cień wiatru". Ta książka zmienia jego życie. Chłopiec próbuje znaleźć inne dzieła autora i zagłebić się w historię życia Caraxa. Na drodze do poznania prawdy o autorze i jego powieściach Daniel poznaje nowych ludzi, a także napotyka na różnego rodzaju problemy.
     Carlos Ruiz Zafón w swojej powieści nawiązuje do olbrzymiej ilości zdarzeń z życia społecznego. Wielowątkowość Cienia wiatru rozgrywającego się na ulicach dwudziestowiecznej Barcelony sprawia, że książka staje się niepowtarzalna. A do tego wszystkiego tajemniczy Julian Carax i jego książki. Dlaczego komuś zależy na ich spaleniu?
     Nie potrafię opisać tej książki na tyle, żeby dorzuć choć jeszcze jedno zdanie na temat jej treści. Cienia wiatru nie sposób opisać trzeba się z nim zmierzyć. Jeśli się martwisz, że akcja będzie nudna lub straszna to jesteś w błędzie i możesz śmiało po nią sięgnąć. Fakt, że nie wszystkie wątki były jak sielanka, ale nie wywoływały efektu nocnych koszmarów itp.
     Jeśli jeszcze nie przeczytałeś żadnej powieści z literatury hiszpańskiej to koniecznie zacznij swoją przygodę od Cienia wiatru. Zapewniam Cię, że nie pożałujesz.
     A na koniec jeszcze kilka cytacików z powieści:

  💬 Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to co, już masz w sobie.  
(ten jest moim ulubionym; zawiera tyle prawdy, że trudno się z nim niezgodzić)

  💬 ...ten, kto kocha naprawdę, kocha w milczeniu, uczynkiem, a nie słowami.    
(to prawda, bo co sądzić o takiej miłości, w której jedna osoba cały czas mówi do drugiej ,,Kocham cię" aż w końcu zaczyna to mówić bardziej z przyzwyczajenia niż ze swojego uczucia i słowa tracą moc) 

  💬 Czas, im bardziej jest pusty, tym szybciej płynie. Życie pozbawione znaczenia przemyka obok, jak pociąg niezatrzymujący się na stacji.     
(najlepiej to zauważyć w dzieciństwie podczas wakacji. Wakacje są momentem, który tak naprawdę trwa aż dwa miesiące, ale jak przychodzą to tak niespodziewanie i ulotnie nam umykają zanim zdążymy się skapnąć, a rok szkolny trwa niemiłosiernie w nieskończoność. Fajnie byłoby zatrzymać zegar choć na chiwilę.)

  💬  Książki mają dusze, dusze tych, którzy je piszą, którzy je czytają i którzy o nich marzą.     
(tak naprawdę kiedy coś piszemy opowiadanie czy nawet rozprawkę, to zostawiamy w nich kawałek siebie, bo oprócz formy istnieje także treść. I pomimo, że piszemy dwa razy tą samą rozprawkę to nigdy nie będzie ona słowo w słowo taka sama, bo za każdym razem będziemy mieli inny humor i więcej doświadczeń życiowych za sobą.)





                                                                                                                  Rose

piątek, 1 września 2017

Podróż 12 - Chorwackie wakacje

     Ach, niewyobrażalne, zawsze pierwszego września rozpoczynałam rok szkolny, a dzisiaj pomimo, że jest piątek mam nadal wakacje. Mimo, że do końca wakacji zostały trzy dni postanowiłam skorzystać z okazji i wyleciałam do Chorwacji. Pamiętam jak się uczyłam geografii i natknęłam się na temat z rodzajami wybrzeży, było tam wybrzeże dalmatyńskie, które wydało mi się najładniejsze z pozostałych. Wybrzeże dalmatyńskie ciągnie się wzdłuż Chorwacji, tworząc na Adriatyku mniejsze i większe kropeczki i kształty z maleńkich wysepek. Pamiętam jeszcze, jak kilka lat temu przeczytałam ,,Dom Hadesa" Ricka Riordana,w której Jason z Nico szukają w Splicie berła Dioklecjana. Chciałabym pojechać do Spitu, ale mam tylko trzy dni, więc na cel wyznaczyłam Korculę i Dubrownik.
     Kiedy dotarłam na Korculę poczułam, że ktoś mi się przygląda. Był to tutejszy młody chłopak, kiedy zobaczył, że mu się przypatruję podszedł do mnie.
-Cześć! Jestem Frajer. - powiedział
-Cześć, Anna. To twoje prawdziwe imię?
-Nie, ale wszyscy tak na mnie mówią.
-Dlaczego? Jesteś aż takim frajerem?
-Szczerze mi to nie przeszkadza, nawet mi się podoba, że jestem takim przystojniakiem.
-Czekaj... chwila... jak to przystojniakiem? a frajer to nie ktoś naiwny?
-Nie - odpowiedział i się zaśmiał - po chorwacku to przystojniak, więc jak widzisz mam boskie przezwisko.
-No, najlepsze z możliwych. - powiedziałam uśmiechając się do niego - Oprowadzisz mnie i opowiesz mi co nie co o Korculi i Dubrowniku. - poprosiłam go.
-Dla ciebie wszystko Anno. - odpowiedział, a ja sobie pomyślałam: nie no! nie wierzę! nie dość, że frajer to jeszcze podrywacz.
     Zaczęliśmy spacerować.
-Wiesz, że jakbyś spojrzała na Korculę z góry to dostrzegłabyś, że układ ulic przypomina rybi szkielet. Od tej głównej drogi, na której teraz się znajdujemy rozchodzi się szereg równoległych uliczek poprowadzonych pod takim specjalnym kątem, żeby wpadał w nie tylko łagodny wiatr jugo, który wieje od morza, a nie porywisty i siejący zniszczenia wiatr bora z gór. Przez to jest tutaj tak cicho, spokojnie i przyjemnie chłodno. Kilka razy w tygodniu w kinie letnim przed Bramą Miejską rozgrywa się rycerski spektakl nawiązujący do legendy. Dawno, dawno temu wojska białe, czyli żółnierze muzułmańscy dowodzeni przez Osmana starli walkę z wojskiem czarnym, czyli piratami pod wodzą króla Moro. Moro rozpoczął bitwę porywając muzułmańską księżniczkę Bulę. Historia kończy się tak, że zakochany król piratów chce zmusić Bulę do miłości, lecz ona wzywa ukochanego Osmana, ponieważ woli umrzeć, niż pokochać kogoś innego.
     Dwie godziny później w Dubrowniku:
-Dubrownik jest wielki i żebyś mogła zobaczyć całe miasto potrzebowałabyś z kilka dni, dlatego zaprowadzę ciebie dzisiaj w miejsce, które uważam za najbardziej magiczne z całego miasta. To Wielka Fontanna Onufarego. Została wzniesiona w 1438 roku przez Włocha - Onofrio di Giordano della Cava dla uczczenia końca budowy wodociągu miejskiego. Woda z tej fontanny wypływa z ust szesnastu rzeźbionych masek. Są takie wierzenia, że jeśli ktoś umyje ręce pod wszystkimi szesnastoma kranami, obchodząc je zgodnie z ruchem wskazówek zegara to spełni się jego życzenie.
     Chciałam sprawdzić czy to naprawdę działa i czy moje marzenie się spełni, więc obeszłam Wielką Fontannę Onufarego zatrzymując się przy każdej masce i myśląc życzenie...


wtorek, 29 sierpnia 2017

Wakacyjna przygoda#6

     Słońce zaczęło już zachodzić tworząc bajeczną mieszaninę odcieni różu, fioletu, pomarańczy i żółtego. Zaczynało się robić ciemno. Sally, Liam, Juan i Miranda usiedli dookoła ogniska ciesząc się ostatnimi dniami wakacji i pobytu na jednej z niezwykłych hawajskich wysp. Dzisiejszego wieczoru postanowili się lepiej poznać piekąc pianki nad ogniskiem i pijąc mleczko kokosowe.
     Nastała niezręczna cisza, bo nikt nie miał odwagi odezwać się pierwszy. Po dłuższej chwili, która zdawała się nie mieć końca odezwała się Miranda:
-Hejka wszystkim! Jestem Miranda. Miło was widzieć. Przyleciałam na Hawaje, żeby spędzić wakacje w inny sposób niż dotychczas, czyli zwiedzaniu galerii handlowych. No i żeby znaleźć drugą połówkę. Tak bardzo chciałabym być szczęśliwa jak wy razem. - to mówiąc spojrzała na Liama i Sally.
-Jak my? - zapytała Sally
-Przecież jesteście razem, co nie? Każdą wolną chwilę spędzacie razem jak para. I patrzycie się na siebie w taki sposób... Ach, też chciałabym być w takim związku. - rozmarzyła się Miranda i spojrzała na blondyna i brunetkę, którzy zdawali się dopiero teraz analizować sytuację. - Tylko mi nie mówcie kochani, że nie jesteście razem. - powiedziała z udawanym przerażeniem. Liam i Sally spojrzeli na siebie zastanawiając się, które z nich ma odpowiedzieć.
-Szczerze - zaczął Liam - jeszcze na ten temat nie rozmawialiśmy, ale myślę, że to jest fantastyczny pomysł. - powiedział blondyn z napięciem wyczekując komentarza Sally
-Powinniście być razem! Wspaniale do siebie pasujecie, co nie Juan? - zapytała Juana rozemocjonowana Miranda. Juan trochę pobladł i zmusił się do uśmiechu, ale zamiast tego wyszedł mu grymas.
-Tak i to jeszcze jak. - odpowiedział brunet, po czym wstał od ogniska mówiąc - Muszę się przejść. - i odszedł, znikając za palmami.

Liam i Sally spojrzeli na siebie z uśmiechem i się pocałowali.
-Och, chciałabym być z Juanem, ale on nie odwzajemnia moich uczuć. Co mam robić? - zasmuciła się Miranda.
-Daj mu czas. Może mu niedługo przejdzie i będziecie razem. - poradziła Sally
     Juan ukryty za palmą przyglądał się zgromadzonym przy ognisku. Nie mógł znieść, że Sally jest z Liamem i jeszcze widział jak się całowali. Uważał, że to on powinien być z nią zamiast Liama. Wakacje się kończą, a on zdążył stracić Sally. Za to dla Sally i Liama Hawaje okazały się najlepszym miejscem na miłość. Za to Miranda musiała się pogodzić z niespełnionym zauroczeniem Juanem. Na koniec przy blasku ostatnich płomienie zaśpiewali wakacyjną hawajską piosenkę.

                                                                                                                                        Rose

środa, 23 sierpnia 2017

Wakacyjna przygoda#5

Miranda

Wyjrzałam przez okno mojego domku. Na plaży siedziała para. Oboje ociekali wodą. Rozmawiali ze sobą. Nagle brunetka przytuliła się do blondyna i w tym uścisku trwali przez chwilę. Zamknęłam oczy. Wyobraziłam sobie mnie i Juana siedzących na plaży, i przytulających się. Och, zrobiłabym wszystko, żeby wyobraźnia zamieniła się w rzeczywistość. W jednej sekudzie wpadł mi do głowy pewien pomysł. Wspólne ognisko w czwórkę. Ja, Juan i tych dwoje. Mam nadzieję, że Juan pomoże mi je przygotować dzisiejszego wieczoru. Pójdę do niego i się zapytam.
-Cześć przystojniaku. Wpadłam na świetny pomysł. - powiedziałam i spojrzałam na niego wyczekująco, aż zapyta jaki. - Nie jesteś ciekawy jaki?
-No jaki? - zapytał bez entuzjazmu
-Wieczorem urządzimy ognisko i zaprosimy na nie tą dziewczynę z brązowymi włosami, co mieszka obok ciebie i tego jej blondyna. Co ty na to? - zapytałam i spojrzałam na niego.
-Yyy... spoko.
-To wszystko co powiesz? - on na to tylko pokiwał głową - Okey, w takim razie pójdziesz do nich i ich zaprosisz, a ja zacznę przygotowywać jedzonko.

Juan

Szczerze, niezbyt podobało mi się, że Miranda wysłała mnie, żebym ich zaprosił. Nie chodzi o to, że nie chciałem się zobaczyć z Sally, tylko że Miranda spostrzegała ich jako parę, a ja nie mogłem tego przyjąć do świadomości. Chciałbym być na miejscu tego blondyna i mieć Sally tylko dla siebie.
Zauważyłem ich siedzących na plaży. Podszedłem.
-Cześć! - powiedziałem
-O! Cześć Juan! Co tam u ciebie? - zapytała Sally
-Wszystko OK. Dzisiaj wieczorem Miranda organizuje ognisko i was zaprasza.
-Dzięki za zaproszenie. - odezwał się blondyn
-Wpadniemy wieczorem. - zapewniła mnie Sally
-Ok, pójdę pomóc Mirandzie w przygotowaniach. - powiedziałem i poszedłem.

Liam

-Co to był za koleś? - zapytałem Sally kiedy on już poszedł
-Juan. Stary znajomy. A co?
-Dziwnie się na ciebie patrzył. Coś was łączyło?
-Serio? Nie zauważyłam. - powiedziała odwracając głowę w stronę oceanu. Postanowiłem nie drążyć tematu, jak będzie chciała to mi sama później powie. Właśnie zaczynał się zachód słońca. Sally położyła się na piasku. Położyłem się obok niej i razem czekaliśmy na zachodzące słońce.


                                                                                                                                         Rose

środa, 2 sierpnia 2017

Wakacyjna przygoda#4

Liam

Sally była cudowna. Resztę popołudnia spędziliśmy razem leżąc na jednym hamaku pod palmami, żartując i wspominając stare czasy. Aż w końcu nadeszła noc. Nim się spostrzegłem Sally zasnęła przytulona do mojego boku. Postanowiłem jej nie budzić i zasnąłem razem z nią. Rano kiedy się obudziłem ona jeszcze spała. Zacząłem się w nią wpatrywać. Śpiąca Sally wyglądała tak słodko, że nie mogłem się powstrzymać i pocałowałem ją w policzek. Po chwili podniosła powieki i spojrzała na mnie swoimi niebieskimi, zaspanymi oczami. Chwilę potem lekko się zarumieniła.
-Cześć. Wyspałaś się? - zapytałem
-Mhm... spaliśmy razem? - zapytała niepewnie
-Tak. Mocno się do mnie przytuliłaś nie chciałem ciebie budzić i zostawić samej.
-Dziękuje.
-Za co?
-Za to, że byłeś przy mnie i nie zostawiłeś mnie samej.
-Spoko. Co powiesz na naleśnikowe śniadanie?

Juan

 Nadszedł kolejny dzień. Postanowiłem, że zbuduję dzisiaj tratwę. Kiedy ją budowałem myślałem o wczorajszym dniu. Widziałem Sally razem z tym blondynem na jednym hamaku. Co on ma takiego w sobie czego ja nie mam? I jeszcze w dodatku ta nachalna Miranda. Czy ona musi mnie podrywać?! Pomimo tego, że znam ją tylko jeden dzień, mam jej już dość. Może mogłaby zacząć podrywać tego blondyna. Może ten by jej uległ i zostawiłby Sally, a wtedy Sally i ja tworzylibyśmy niezłą parkę. Tylko najgorsze jest to, że oni powoli zaczynają nie widzieć świata poza sobą. Zanim wczoraj razem zasnęli patrzyli na siebie takim wzrokiem pełnym miłości, że dziwię się, dlaczego jeszcze się nie pocałowali. Och, Sally... proszę cię, nie zostawiaj mnie z tym uczuciem.

Sally

Po naleśnikowym śniadanku wybraliśmy się z Liamem posurfować. Liam niesamowicie radził sobie z falami, skacząc z jednej na drugą i robiąc triki. Podziwiałam go z olbrzymim rozmarzeniem. Przypomniał mi się dzisiejszy ranek, kiedy obudziłam się przy nim, przytulona do niego, a on obejmował mnie swoim ramieniem. To było cudowne! W końcu moje marzenia zaczęły się spełniać.
Nagle zauważyłam dużą falę. Położyłam się na desce i zaczęłam wiosłować rękami w jej w jej kierunku. Liamowi również nie umknęła ta fala. Goniliśmy tą samą falę, tyle tylko, że Liam stanął na desce i zaczął surfować w prawo, a ja w lewo. Kiedy już skończyłam i płynęłam do Liama zauważyłam, że w jego stronę płynie rekin. Przestraszyłam się i nie wiedziałam co robić. Po chwili krzyknęłam:
-Liam! Uważaj! Rekin! - i zaczęłam szybciej płynąć w jego stronę. On zaś z największą prędkością jaką umiał z siebie wydobyć zmierzał do brzegu.
Rekin znajdował się około pięćdziesięciu metrów od Liama. Już miał dalej płynąć w jego stronę, gdy nagle zastopował na moment i zaczął pływać w kółko. Odetchnęłam z ulgą. Najszybciej jak mogłam znalazłam się na brzegu obok Liama.


                                                                                                                                                 Rose

wtorek, 25 lipca 2017

Wakacyjna przygoda#3

Juan

Kiedy rano wstałem poczułem w sobie nieodpartą ochotę na surfowanie. Zresztą fajnie byłoby posurfować z Sally. Chociaż na razie lepiej nie, bo dawno nie surfowałem i gdyby okazało się, że ona umie to robić lepiej ode mnie, to byłaby trochę siara. Teraz poćwiczę sam, a ją zaproszę po południu.
Gdy szedłem w kierunku oceanu poczułem na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciłem się. Napotkałem spojrzenie blondynki w moim wieku. Uśmiechnęła się i podeszła do mnie.
-Witaj przystojniaku! Mam na imię Miranda.
-Witaj, jestem Juan.
-Co robisz na Hawajach? Zwiedzasz świat, szukasz własnego miejsca na świecie czy może poszukujesz dziewczyny?
-Po prostu spędzam wakacje w nadzwyczajny sposób. A ty?
-Przyjechałam znaleźć drugą połówkę. Popływamy?
-Jasne. Ale po co ci makijaż do pływania? - zapytałem, a Miranda uśmiechnęła się uwodzicielsko.

Sally

Otworzyłam oczy. Ujrzałam cudownie niebieskie oczy Liama pochylające się nademną. Zaczęłam sobie wyobrażać, że Liam pochyla się jeszcze niżej i mnie całuje, ale nagle z marzeń wyrwał mnie anielski głos:
-Nic ci nie jest? - zapytał
-Nie, tylko głowa mnie jeszcze odrobinkę boli. Co się stało?
-Zemdlałaś i upadając uderzyłaś głową o stopień domku. Poznajesz mnie? - zapytał uśmiechając się zawadiacko
-Liam, no jasne, że ciebie poznaję. Jakże mogłabym ciebie nie rozpoznać.
-O widzę, że jestem poznawalny.
-Jak mogłabym zapomnieć tak przystojnego blondyna, jak ty?
-Och! Nie wiedziałem, że jestem przystojny.
-Czyżby?
-Wiesz Sally, kiedy spałaś siedziałem przy tobie i w pewnym momencie kiedy zapatrzyłem się na ciebie, naszła mnie taka myśl - jak to możliwe, że znamy się od lat i mieszkamy zaledwie kilka kilometrów od siebie, a rzadko na siebie wpadamy, i nagle przychodzi nam do głowy ten sam pomysł i to w tym samym czasie. Nie uważasz tego za trochę dziwne?
-Cóż... może to przeznaczenie... - powiedziałam i na chwilę zapadła między nami cisza - Pamiętasz jak chodziliśmy jeszcze razem do klasy i na przyrodzie, kiedy omawialiśmy Hawaje ty wyskoczyłeś z pomysłem, że gdybyś nie jeździł na wycieczki szkolne, to czy udałoby ci się uzbierać na wyjazd.
-Doskonale to pamiętam! Gdy leciałem balonem tutaj też mi się przypomniała ta historia.
-Przyleciałeś balonem? Naprawdę?! - zapytałam z podziwem, a on pokiwał głową.

Miranda

Pływanie z Juanem było cudowne. Udawałam, że nie umiem pływać i topię się, a on podpływał do mnie i obejmował mnie swoimi ramionami jednocześnie utrzymując mnie na powierzchni, żebym się nie zatopiła. Było magicznie. Chociaż kiedy wpatrywałam się w jego błękitne oczy nie było w nich radości jak w moich. Były nieobecne i zamyślone. Widziałam jak co jakiś czas wędrował wzrokiem w kierunku jednego z drewnianych domków. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Myślałam, że taka miłość nie istnieje, ale jednak. Bardzo mi zależy na tym, żeby być z Juanem. Tylko najpierw muszę wpaść na pomyśł jak go w sobie rozkochać.

                                                                                                                                           Rose

wtorek, 11 lipca 2017

Wakacyjna przygoda#2

Miranda

Uff! W końcu po długiej podróży dotarłam na miejsce. Domek, w którym spędzę te wakacje był drewniany. Plusem było to, że zaraz pod moimi drzwiami rozciągała się plaża. Weszłam do środka i postanowiłam, że wezmę kąpiel i odprężę się po całym dniu. Kiedy szłam do łazienki wyjrzałam przez okno. W domku obok mieszkał przystojny brunet i jeszcze w dodatku miał na sobie hawajską koszulę! Ale ciacho! Postanowiłam sobie, że jutro go wyrwę i będzie mój. Tylko jaką założyć sukienkę?

Sally

Obudziły mnie wpadające przez okno promienie słoneczne. Z trudem otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek, dochodziła jedenasta. Ale długo spałam! Założyłam pierwszą lepszą sukienkę, która nawinęła mi się pod rękę i wyszłam na plażę. Nagle drzwi domku obok otworzyły się i wyłonił się z nich boski blondyn. Zaraz. Chwileczkę. Ja go znam. Przecież to Liam. Skąd on się do licha tu wziął? Chwilę później zrobiło się dookoła mnie czarno.

Liam

Wyszedłem z domku i rozejrzałem się wokół. Było przecudnie. Nagle zauważyłem ruch po mojej lewej stronie. Spojrzałem tam. Brunetka zachwiała się na schodkach i zemdlała. Pobiegłem do niej. Nigdy za bardzo nie przepadałem za lekcjami EDB i niezbyt wiedziałem jak postępować w przypadku zemdlenia. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łóżka w jej domku. Położyłem ją na plecach i odgarnąłem włosy z jej twarzy i wtedy na moment mną zamurowało. Sally?! Jak to możliwe, że znaleźliśmy się w tym samym miejscu i to, o tym samym czasie?

                                                                                                                                              Rose


wtorek, 27 czerwca 2017

Wakacyjna przygoda#1

Sally

     Na Ziemi jest wiele wspaniałych miejsc na spędzenie wakacji, lecz takim jednym, jedynym są Hawaje. Mój cel na tegoroczne wakacje. Mam nadzieję, że uda mi się zaszaleć i zrobić rzeczy, na które nie odważyłabym się przy zdrowych zmysłach. Nie mogę się doczekać. Za dwie godziny mój samolot wyląduje w Honolulu i będę mogła powiedzieć Aloha!

Juan

     Samolot lecący do Honolulu wylądował już pięć minut temu. Wysiadłem z niego i wybrałem się na poszukiwanie mojego bagażu. Poszedłem do luku bagażowego, gdzie zdążyła się już zebrać reszta pasażerów. Przejechałem po nich wzrokiem i ... nie, nie wierzę! To nie może być prawda! W tłumie pasażerów stała Sally. Dziewczyna, w której się zakochałem dwa lata temu. W jednej chwili moje uczucie do niej się ożywiło. Dwa lata temu dałem ciała, ale postanowiłem sobie, że nie wyjadę stąd, dopóki nie uda mi się jej zdobyć. Tylko co zrobić teraz? Poczekać aż mnie zauważy i sama do mnie podejdzie? Czy samemu podejść do niej? Ale co mam jej potem powiedzieć? Przez chwilę stałem zamyślony w miejscu, lecz w końcu postanowiłem zaryzykować i wybrałem drugą opcję.
-Cześć Sally.
-O Juan. Cześć. - odpowiedziała zaskoczona moim widokiem.
-Pięknie wyglądasz. - powiedziałem jej tak, bo wyglądała prześlicznie. Miała na sobie szaro-niebieską sukienkę, która idealnie pasowała do jej koloru oczu.
-Dziękuję. -Ty też nieźle wyglądasz w tej hawajskiej koszuli. - powiedziała omiatając mnie wzrokiem.
-Dzięki. Gdzie się zatrzymujesz?
-W takim prześlicznym drewnianym domku na plaży, niedaleko Pearl City.
-Naprawdę? Ja też mam tam mieszkać.
-Tylko nie myśl, że będziesz ze mną mieszkał w jednym domku.
-A nie będę? - zapytałem, a Sally tylko przewróciła oczami.

Liam

Wakacje na Hawajach. Zawsze o nich marzyłem i nie sądziłem, że uda mi się w końcu uzbierać na nie kasę. Ale się udało - wystarczyło tylko przez trzy lata nie jeździć na wycieczki szkolne. W czasie zbiórki kasy nie próżnowałem i zaprojektowałem balon, którym tam właśnie lecę. Przed chwilą minąłem Kalifornię. Jeszcze nie spadłem, bo dobrze obliczyłem opór powietrza i porobiłem inne niezbędne obliczenia, jak to na boskiego fizyka przystało.

                                                                                                                                            Rose

piątek, 23 czerwca 2017

Wakacyjna przygoda - prolog









Liam




Sally










Juan


Miranda


💛WAKACYJNA PRZYGODA 💋😃👄😊😢💛

Och, jak wspaniale w końcu są wakacje! Każdy z nas na nie na pewno niejeden plan. Może gdzieś wyjechać... Tylko gdzie? Niesamowitym miejscem okazują się Hawaje! To właśnie tam ta czwórka powyżej spędzi swój wolny czas. Zakochania, zdrada, niepowodzenie w miłości, przyjaźń, a także wiele innych przygód przydarzy się Liamowi, Sally, Juanowi i Mirandzie podczas tych wakacji.
Jesteście ciekawi? Najbliższa część już we wtorek💛

piątek, 9 czerwca 2017

Podróż 11 - Historia Kraju Suomi

     Dzisiaj opowiem Wam historię Kraju Suomi, nazywanego też potocznie Krajem Tysiąca Jezior. Leży on w północnej Europie i od wschodu graniczy z Rosją a od zachodu ze Szwecją. Domyślacie się już o jakim państwie mówię? Jeśli nie za chwilę się przekonacie.
      Suomi to oryginalna nazwa Finlandii. Stolicą Finlandii są Helsinki, zwane też ,,Gibraltarem Północy", ,,Córą Bałtyku", ,,Białym Miastem Północy" a także ,,Bramą Północy".
     A teraz chciałabym Wam opowiedzieć historię między innymi stolicy tego państwa, która ma również wspólne wątki z Polską. Oto ona - krótka historia Finlandii:

W 1809 roku Finlandia została podbita przez Rosję i przekształcona w Wielkie Księstwo Finlandii. Trzy lata później w 1812 roku car Aleksander I przeniósł stolicę z Turku do Helsinek. Podczas, gdy w czasie wojny rosyjsko-szwedzkiej miasto spalono, a car stał się hojnym sponsorem. Przeznaczył sporą część swojej kasy, ale niebezinteresownie - chciał, żeby nowe Helsinki wyglądały jak Sankt Petersburg. No i mu się udało. 😀
Po nim rządy objął Aleksander II, podczas panowania którego kraj cieszył się znaczną autonomią, a mieszkańcy mieli większy luz niż obywatele innych europejskich państw. Potem mieszkańcy Suomi zaczęli lubić carów rosyjskich, (co w porównaniu do Polaków było wprost nie wyobrażalne) i zaczęli im stawiać pomniki. W Helsinkach jest ich całe mnóstwo, np. pomnik Aleksandra II, który jest otoczony przez cztery figury: Lex (prawo), Lux (światło), Pax (pokój) i Labor (praca) na placu Senackim; jest również Kamień Carycy na placu Targowym, który ma za zadanie upamiętnić wizytę Aleksandry Fiedorowny, która w 1833 roku razem z Mikołajem I przybyła tu statkiem parowym. Możecie sobie wyobrazić Warszawiaków, którzy stawiają pomnik ku czci carycy Katarzyny - kochanki Stasia Augusta Poniata. Na pewno wybuchłaby kolejna wojna - taka w stylu, jak wtedy gdy umarł ostatni król Polski i nie chcieliśmy go pochować w Warszawie.😄 
Jedną z niezwyczajnych cech Finów jest nieskrywana sympatia do byłych wrogów. Kiedyś Finlandia w części należała do Szwecji. Do dziś po tym możemy zobaczyć podwójne nazewnictwo ulic, a także szwedzki jest drugim językiem urzędowym Kraju Suomi. 
W Finlandii możemy znaleźć polskie ślady. Zanim Helsinki zostały stolicą Kraju Tysiąca Jezior był nią Turku. I to właśnie w tym mieście miał miejsce ,,polski okres" w XVI w. A było to tak... Za Bałtykiem, za jeziorami,  w Turku, w zamku zamieszkał książe Jan - syn króla szwedzkiego Gustawa I Wazy. I pewnego dnia książe Jan ożenił się z księżniczką Katarzyną Jagiellonką - Polką, siostrą Zygmunta Augusta. Finowie rzecz jasna pokochali Polkę, bo jak tu nie kochać Polaków.😉 
Ich historia nie była perfekcyjna, bo jak zawsze znalazł się jakiś koleś, który wszystko lub część popsuł:(. Był nim król szwedzki Eryk - braciszek szczęśliwego Janka. Oskarżył brata o zdradę i uwięził razem z jego żoną Katarzyną w szwedzkiej twierdzy Gripsholm. Szczęściem w nieszczęściu Katarzyna urodziła synka - Zygmunta III Wazę w więzieniu. Potem psychiczny Eryk uwolnił w końcu swoich skazańców. Następnie szlachta się zbuntowała i wsadziła Eryka do lochów.



piątek, 19 maja 2017

Tajemnica brylantu Persefony cz.19

     Jeszcze dalej w głębi ich oczom ukazało się mnóstwo korytarzy poprzecinanych rzeczkami. Scenografia Podziemia była zarazem przejmująca jak i nieco straszna, a także zachwycająca. Upajając się mroczną atmosferą przyjaciele zaczęli przeskakiwać rzeczki, co chwila zmieniając korytarze, wciąż nie wiedząc gdzie podążać dalej. Gdy przeskoczyli już z dwadzieścia rzeczek ujrzeli salę tronową. Była tak niesamowita, że na chwilę bezmyślnie wstrzymali oddech. Była wielkości delty Wisły. Oświeltały ją złote żarówki porozwieszane co metr na suficie, a może na sklepieniu, bo po zadarciu głowy w górę wyglądały jak gwiazdy na niebie. Dookoła sali rosły drzewa, które ani w jednym stopniu nie przypominały tych rosnących na powierzchni Ziemi. Drzewa te zamiast owoców lub liści miały małe brylanciki, topazy, rubiny, perły, opale, diamenty, agaty, obsydiany i wiele innych drogacennych kamieni szlachetnych, których ludzkie oko nigdy nie widziało w takiej ilości za jednym razem. Po środku stały dwa trony należące do Pana Podziemia - Hadesa i jego cudownej żonki - Persefony. Bridget i Mark osobiście bardziej uwielbiali Persefonę i to z oczywistego powodu - była ona osobą dzięki, której śledziły ich ,,pingwiny lądowe", zakradali się do świątyni w Mopti, żeby potem pojechać do Ameryki Południowej i znaleźć się w końcu w tym oto miejscu. Nie pomijając przy tym niezapomnianych przygód na lotnisku w Polsce! Ale oba trony były w tej chwili puste. W sali tronowej nie było nikogo.
     Nagle Bridget i Mark usłyszeli damski piękny, a zarazem przerażający głos:
-O! Hadesie! Nowe ofiary przyszły błagać cię o śmierć! - zawołała Persefona - Serio? Nie ma w Peru lepszych miejsc do zwiedzania, tylko Podziemia? Zdajecie sobie sprawę, że Hades was tak szybko nie puści.
-Witaj Persefono! Właśnie ciebie szukaliśmy. Dobrze, że przyszłaś. - powiedziała Bridget
-Mnie? Po co niby mielibyście mnie szukać?
-Nie wiem, jakby ci to powiedzieć, ale potrzebujemy wskazówek do... no wiesz do czego. - zaczął tłumaczyć Mark
-Do śmierci? - nie strzeliła Bogini Śmierci
-Nie. - powiedziała stanowczo Bridget - Do odnalezienia twojego brylantu.
-Szukacie mojego brylantu? Serio? - nie dowierzała Persefona - Co wam po nim?
-No, bo wiesz my lubimy tajemnicze zagadki, a twój brylant bez wątpienia nią jest. A poza tym staramy się uniknąć zagrożenia, jakim byłoby wpadnięcie twojego skarbu w łapska złych kolesi wyglądających jak pingwiny lądowe. Wyobrażasz sobie jaka to byłaby masakra. Zło przejmuje władzę nad światem i w dodatku stają się wiecznie młodzi. - nawijał Mark
-Zaraz, zaraz! Skąd wiecie, że mój brylant przynosi wieczną młodość? - zapytała zdernerwowanym głosem córka Zeusa.



                                                                                                                   
                                                                                                                                       Rose                     

piątek, 12 maja 2017

Droga dla odległych serc - Neda

     Pierwsze dziesięć mil przeszły szybkim krokiem i wróciły do wynajętego mieszkania nieco później niż planowały. Mieszkanie było żółtym, jednopiętrowym budynkiem zlokalizowanym przy wjeździe do Neda. Trawa rosnąca wokół schroniska wyglądała na idealną do urządzenia na niej pikniku.
- Zamknięte, ale jest podany numer telefonu. - orzekła Mary - Obawiam się, że będziesz musiała poczekać tutaj, dopóki nie znajdę kogoś odpowiedzialnego za to.
     Alice i Chloe zdjęły plecaki i usiadły na trawie. Chodzenie z ciężkim plecakiem na ramionach było bardzo męczące, zwłaszcza na początku. Nie tylko z powodu wagi, ale także ograniczonych ruchów. Alice czuła się jak wagon metra: ciągle hamowany i przyspieszany. Ale po przejściu kilku mil, zaczęła spacerować i oddychać, tak jakby miała drugą naturę i prawie musiała się starać, żeby zatrzymać swoje stopy.
     Mary zjawiła się parę minut później z członkiem służby ochrony cywilnej, który otworzył drzwi i zaprosił je do środka. Chloe i Alice poczuły ulgę, kiedy usłyszały słowa: gorąca woda.
     Po wyjściu mężczyzny, Chloe mogła w końcu podłączyć telefon do gniazdka elektrycznego, ale miał on zbyt mało mocy, by włączyć się natychmiast.
- Sprawiasz wrażenie, jakbyś stęskniła się bardziej za tym chłopakiem niż za rodzicami. - zauważyła Mary
     Miała rację. Alice poczuła szybsze bicie swojego serca, kiedy próbowały przywrócić telefon do życia. Kiedy po długich pięciu minutach logo producenta pojawiło się na ekranie dziewczyny ucieszyły się.
     Chloe wpisała kod pin i dwie kuzynki czekały aż załadują się esemesy. Wkrótce telefon zaczął piszczeć bez przerwy.
- Dziewięć wiadomości! - wykrzyknęła Chloe - O nie...! Tylko pięć od Jacka.
- Otwórz je! - odpowiedziała Alice. Po Alice pierwszym mailu do Jacka, Chloe pełniła rolę lektora dla ich.
- Zabieram się za to! W pierwszym pisze:


 Hej! Właśnie opuściłem Tui. 
Naprawdę nie mogę się doczekać zobaczenia ciebie w Santiago!
 Czekaj na mnie: jestem w drodze;) Até breve!

     Chloe zmarszczyła brwi.
- Co to até breve znaczy?
- To po portugalsku. - powiedziała Alice - Co jeszcze napisał?
- Drugi esemes:


Mam nadzieję, że wylądowałyście bezpiecznie w A Coruña!
 Jestem w połowie dzisiejszego etapu: sześć mil dalej niż rano, 
ale jeszcze sześć mil więcej do wieczora... 
Mam nadzieję, że również się zbliżacie!

- Słodkie!
- Dawaj trzeciego!
- Pisze:

Dotarłem! Jestem wyczerpany, ale zakwaterowanie wydaje się w porzo...
 Mam, że wasz lot był udany. Dajcie mi znać jeśli u was wszystko w porządku!
 Beijos!

- To znaczy buziaczki. - przerwała Mary. Przestała udawać, że nie jest zainteresowana. - Mój kumpel jest Portugalczykiem. - dodała
- Ostatni ma tylkodwa słowa! - Chloe kontynuowała

Boa noite.

- To wszystko!
- To dobranoc, nieprawdaż? - zapytała Alice. Mary skinęła głową.
- Mam nadzieję, że nadal mówi po angielsku! Jak tak dalej pójdzie, jego wiadomości będą tylko po portugalsku. - narzekała Chloe
- Myślę, że to słodkie. - powiedziała Alice

                                                                                                                                             Rose

czwartek, 4 maja 2017

Recenzja#8 - Kirsty Moseley - ,,Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno"

    ,,Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno" jest NIESAMOWITY!!! Dawno nie czytałam tak dobrej, takiej wciągającej książki, z którą megaciężko jest się rozstać. Nie dość, że przeczytałam ją 4 razy! Niewiarygodne! Jeszcze nigdy nie przeczytałam żadnej książki oprócz tej cztery razy?! Pomyślicie, że to szaleństwo, ale jak wam wpadnie w ręce ta książka to...
     Opis na okładce z tył nie oddaje tego co jest w środku. Więc myślę sobie: kolejne zwyczajne romansidło. I co? Oczywiście, że jestem w błędzie. Podczas czytania pierwszego rozdziału znowu nasuwa mi się myśl: ten rozdział mogła napisać Rusałka. Dosłownie jej styl.  Czytam dalej. I już w drugim rozdziale styl pisania Rusałki wygasa. Tydzień później pokazuję ten fragment Rusałce, żeby przeczytała. Przeczytała i zgodziła się ze mną. Niewyobrażalne! Choć najpierw powiedziała, że ją ta powieść nie zainteresuje. I co potem? Tak się wciągnęła, że trudno mi było wyrwać jej książkę z rąk, tak żeby jej nie podrzeć.
     Do głównych bohaterów można zaliczyć: Amber, jej brata Jake i Liama - najlepszego kumpla Jake. Jak możemy się dowiedzieć z tyłu okładki Liam i Jake to szkolni celebryci i największe ciacha. ,,Byli w ostatniej klasie i każdy chłopak chciał się z nimi trzymać, a każda dziewczyna marzyła, żeby wylądować w łóżku z którymś z nich." Ekstra brat i jego kumpel, co nie?
     Na początku dla Amber Liam na rozdwojenie jaźni, jak to pięknie ujęła. W dzień jest niefajnym gościem, a w nocy zamienia się w boskiego chłopaka, takiego o jakim marzy każda dziewczyna - słodkiego, miłego, czułego i kochanego chłopaka. Odkąd Amber skończyła osiem lat każdą noc spędza z Liamem. Pomimo tego, że każdej nocy śpią razem nie są parą. Czy to możliwe, żeby w nocy kochać lub lubić daną osobę, a w dzień za nią nie przepadać? Tak właśnie zaczyna się relacja Amber i Liama. Czy przerodzi się w coś większego? A jak tak, to w jaki sposób? Czy będą razem szczęśliwi?
     Nie chcę wam więcej nic pisać, bo boję się, że za dużo streszczę. A poza tym żadne słowa nie są w stanie oddać uroku tej książki. Tak mnie zafascynowała, że nawet powzięłam myśl o napisaniu scenariusza do niej.


💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗



                                                                                                                             Boskiej lektury!

                                                                                                                                     Rose


   

piątek, 28 kwietnia 2017

Azjatycki sekret młodości - Podróż 10

     Często zastanawiamy się jak to możliwe, że Azjatki wyglądają młodziej od nas. Dzisiaj postaram się zdradzić wam sekret młodości.
     Gdy widzimy w gazecie zdjęcie mieszkańca Azji to niezbyt potrafimy określić czy jest Chińczykiem, Japończykiem, a może Koreańczykiem? Chińczycy na przykład mają proporcjonalnie większe głowy w stodunku do reszty ciała, za to Japończycy posiadają ostrzej zarysowane kości policzkowe, a Koreańczycy wyróżniają się jaśniejszą karnacją.
    Żeby poznać sekret młodości wybrałam się w podróż na Daleki Wschód.
     Najważniejszym elementem jest blada, prawie aż biała skóra. Kojarzy się ona z klasą wyższą, która nie pracuje na polach przy zbiorach ryżu i na słońcu. Tam słońce jest czynnikiem najmniej pożądanym. Tutaj w Europie aż garniemy się do wyjazdu nad Morze Śródziemne, aby się poopalać, bo opalenizna w ostatnich czasach stała się modna. A tam unikają jej jak ognia. Powód? Słońce przyspiesza starzenie się skóry. I to właśnie dlatego Azjatki noszą stożkwate nakrycia głowy, które osłaniają również kark oraz rękawiczki przy trzydziestostopniowym upale. Dodatkowo każna z nich posiada w torebce dwa kremy z faktorem: SPF (Sun Protection Factor) oraz PA (Protection Grade of UVA).
     Używają też dwóch innych kremów: przeciwzmarszczkowego i przeciw starzeniu. Może się nam wydawać, że to jedno i to samo, ale prawda jest inna. Już jako nastolatki sięgają po kremy przeciw starzeniu. W tym wieku zmarszczek jeszcze nie widać, ale krem zawiera kwas hialuronowy, który pomaga uzupełnić ubytki w nawilżeniu, adenozynę przyspieszającą tempo regeneracji, witaminę C oraz przeciwutleniacze.
     Oprócz kremów ważny jest też masaż skóry, który odbywa się podczas nakładania kremu czy maseczki. Masaż pobudza ukrwienie cery oraz pomaga też przesunąć na swoje miejsce to, co w ciągu dnia grawitacja ściągnęła w dół.
     Jak wybielić skórę? Kiedyś najpopularniejszym były preparaty wybielające z dodatkiem rtęci. Skutecznie hamowały przebarwienia na skórze oraz rozjaśniały cerę. Jednak ich dłuższe stosowanie prowadziło do zatruwania organizmu, które objawiało się chronicznym zmęczeniem, bólami głowy i kończyn, bezsennością i utratą pamięci. Obecnie Indie są jedynym krajem na świecie, który nadal je sprzedaje. Są jednak bezpieczniejsze sposoby na to, np. maseczka z kurkumy, gliceryny lub mąki z ciecierzycy. W tym celu stosuje się też botoks albo lasery.
     Elementem rzucającym się są - wielkie oczy. Gałka oczna niemowlaka ma 80 procent wielkości oka osoby dorosłej. Azjatki powiększają sobie oczy robiąc odpowiedni makijaż. Obecnie na topie jest makijaż w stylu ,,puppy eyes". Typowym azjatyckim kosmetykiem made in Korea są tzw. circle lence - soczewki kontaktowe, zmieniające nie tylko kolor, ale i wielkość tęczówki oka.
     Żeby się odmłodzić warto też skorzystać z odpowiedniej diety. W Azji ze względu na odmienne warunki klimatyczne łatwiej sięgnąć po niektóre owoce egzotyczne. Rewelacyjnymi źródłami odmładzających antyoksydantów są: granat, zielona herbata, awokado, arbuz. W celu zwalczenia szarej, zmęczonej skóry piją wodę destylowaną, unikają gorących potraw i piją oczyszczający sok ze śliwek.
     



     

niedziela, 23 kwietnia 2017

Tajemnica brylantu Persefony cz.18

 
      Aż nagle skręcili w bok zapuszczając się w mniej uczęszczane miejsca. W końcu stanęli przed wielkim blokiem skalnym. Bridget potknęła się i przewróciłaby się, gdyby Mark nie zdążył jej złapać. Potykając się dziewczyna trąciła nogą głaz, który przesunął się, odsłaniając złoty przycisk w ziemi. Przyjaciele uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo i razem go nacisnęli.
     Po chwili blok skalny zaczął się przesuwać w lewo odsłaniając wodospad. Jak to możliwe, że w opuszczonym mieście Inków, za blokiem skalnym ukrył się wodospad? Mark i Bridget byli zaskoczeni.
-Mark, czy ja mam ten sam sen co ty, czy ty masz ten sam sen co ja? - zapytała Bridget
-Obawiam się, że to nie sen. - odpowiedział niezbyt pewnie Mark
-Co teraz robimy? Skaczemy w dół wodospadu i się zabijamy, czy może uda nam się przeskoczyć ten wielki strumień wodny i wylądujemy po drugiej stronie, w suchej komnacie pełnej złota, jak w bajkach?
-Wolałbym tą drugą wersję. - odparł chłopak
-Ja też. I to o wiele, więcej niż zdecydować się na pewne samobójstwo skacząc w dół wodospadu. I to w dodatku bez skarbu!
-To co przeskakujemy?
-Jasne. Na moje zero. - powiedziała dziewczyna niezbyt pewnym głosem - Trzy... Dwa... Jeden... i ... ZERO!
     Na zero chwycili się za rękę i skoczyli. Nie minęła chwila, a wylądowali w grocie, przypominającej wejście do jaskini. Ociekali wodą, ale teraz się tym nie przejmowali. Czuli, że są już blisko celu, i że to właśnie ta grota jest wejściem do Hadesu. Już są blisko! Niewiarygodne! Wstali i weszli w głąb. Do środka prowadziły przepięknie fioletowe ametystowe schody w dół. Przyjaciele nie zwlekając już dłużej zeszli w dół.
     Dalej zaczynał ciągnąć się korytarz. Po obydwóch jego stronach świeciły pochodnie, wbite w ścianę. Nadawały one miejscu tajemniczego charakteru. Bridget chwyciła Marka za rękę i razem ruszyli w głąb Podziemi.


                                                                                                              Rose

                   P.S.
Wiem, że długo nie było nowej części Tajemnicy brylantu Persefony (bo ostatnią opublikwałam 4 listopada ; wiem strasznie długo😕).
Kolejna część 19 maja!


wtorek, 18 kwietnia 2017

Droga dla odległych serc - Cel Santiago!

     Katedra w Ferrol nie była tak imponująca, jak oczekiwała Alice, ale miała skromny urok. Główne wejście było surowe, ale dwa smukłe dzwony na wieży dawały konstrukcji elegancki wygląd.
     Mary nie mogła się powstrzymać od mówienia o architekturze.
-Oto jest! Skupcie uwagę na plan parteru: większość kościołów i katedr ma formę łacińskiego krzyża, ale ta jest na planie greckiego krzyża. - powiedziała. Chloe i Alice nie protestowały, więc kontynuowała. - To neoklasycyzm. Wszystkie elementy wydają się tworzyć niezależną część, ale tworzą perfekcyjną całość.
     Chloe spojrzała na ciotkę i zdecydowała, że tego już za wiele. Odkąd Mary zaczęła studiować architekturę, pokochała dzielenie się wiedzą o budynkach z innnymi. Jednakże to było troszeczkę za wiele dla cierpliwości Chloe. Z drugiej strony Alice była bardzo zainteresowana tematem.
     Piękno Galicji zaskoczyło Alice. Kiedy przygotowywała się do podróży myślała, że krajobraz będzie podobny do irlandzkiego wybrzeża: klify, pieniące fale uderzające o skały i niebo pokryte chmurami.
     Panorama otaczająca ją była raczej odległa od tej, o której myślała. Pod czystym niebem niebieska, słona woda mieniąca się w słońcu. W oddali jeziora zamieniały się w Ocean Atlantycki.
     Wybrzeże było połączeniem człowieka z naturą. Stocznia, lasy, fortece militarne, wzgórza, dachy, morze... Drewno i stal, skała i woda, cisza i hałas nadawały temu miejscu sekretnego rytmu.
     Grupa rybaków czyściła swoje łodzie w przystani. Powietrze pachniało solą i glonami. Alice mogła łatwo sobie wyobrazić starych pielgrzymów przybywających na kontynent od strony Wysp Brytyjskich, po niebezpiecznej morskiej podróży. Tutaj wyruszyli w podróż do Santiago. Dla nich widok Ferrol był najprawdopodobniej odczuciem ulgi dla egzystencji Boga i ochronnej ręki wyciągniętej do nich.
-Trzy godziny... Nie mogę czekać na naładowanie telefonu! - Chloe wykrzyknęła i wyruszyły.
-Jak myślisz, ile esemesów do ciebie od teraz? - zapytała Alice
-Nie wiem... ale jeśli jest sam to myślę, że mnóstwo.
-Masz jakieś jego zdjęcie? - zapytała Mary, dołączając się do rozmowy. Alice i Chloe podzieliły się z nią sekretnym planem już w samolocie. Była nieco zmartwiona na spotkanie jej siostrzenic z chłopakiem.
-Nie... on nie publikuje swoich zdjęć na Facebooku i nie widziałyśmy go od dłuższego czasu. - wyjaśniła Chloe. - Zawsze był uroczy... ale kto wie jak wygląda teraz!
-To nie ma znaczenia. - powiedziała Mary - Najważniejszą rzeczą jest zapytać go zdjęcie!

                                                                                                                                Rose

czwartek, 6 kwietnia 2017

Recenzja#7 - Pierdomenico Baccalario - ,,Ulysses Moore i Piraci z Mórz z Wyobraźni"

     Po długiej przerwie w końcu pojawiła się kolejna, piętnasta część Ulyssesa Moore'a. Zatytuowana ,,Piraci z Mórz z Wyobraźni". Jest ona kontynuacją poprzednich części.
     Pewnego dnia Murray będąc sam w łazience słyszy głos mówiący: ,,Zabiję ich, Woland. Przysięgam, że ich zabiję! (...) Te dranie myślą, że pokonają mnie jakimiś opowiastkami? (...) Gdzie reszta, Woland?" Może to oznaczać tylko jedno - Larry Huxley powrócił. Czy przyjaciele zdołają pokonać dziecko, jakim jest Larry? Czy uda im się obronić Kilmore Cove? Tego dowiecie się czytając ,,Ulyssesa Moore'a i Piratów z Mórz z Wyobraźni".
     Murray spotyka się z przyjaciółmi, aby ustalić plan obrony Kilmore Cove, a z tym Wrót Czasu i Świata Wyobraźni. W poprzedniej części ludzie Larrego Huxleya porwali Ricka Bannera - ważnego mieszkańca miasteczka. Nie dość temu wszystkiemu Ulysses Moore postanowił zrobić sobie niespodziewany wyjazd nie-wiadomo-gdzie. Żeby pokonać Huxleya przyjaciele muszą odnaleźć Ulyssesa i zebrać jak najwięcej osób z Wyobraźni, żeby zwyciężyć z niebezpiecznym dzieckiem.
      Jak zwykle Ulysses pozostawia po sobie wskazówki. Czy podążając za nimi uda się przyjaciołom go odnaleźć?

,,-Widzisz, mój synu... żeby
coś zmienić, należy wykonać
dwie czynności: zniszczyć to,
co stare i zbudować to, co nowe.
Metis wiedziała to lepiej
od nas wszystkich."

Ulysses Moore

     Piętnasty tom z serii o Ulyssesie Moorze to kolejna niezwykła, pełna przygód i tajemnic książka dla młodzieży, która stęskniła się za Kilmore Cove lub która dopiero co zaczyna tą podróż. Boski sposób dla trzeciogimnazjalistów na oderwanie się od rzeczywistości i podróżowanie po świecie Wyobraźni.

Miłej lektury!😉 

Rose      
     

piątek, 31 marca 2017

Droga dla odległych serc - Jack

     Czterdzieści pięć minut później w trójkę przemierzały ulice Ferrol kierując się w stronę katedry św. Juliana.
     Droga Świętego Jakuba była jednym z najstarszych szlaków pielgrzymkowych w Europie. Tysiące ludzi od średniowiecza przemierzało Europę, by dotrzeć do Santiago de Compostela, miasta gdzie znajdowały się szczątki jednego z apostołów - św. Jakuba, gdzie podobno były zakopane. Jednak, żadna z dziewczyn nie szła tą drogę w celach religijnych. Ich planem było pokonanie najkrótszego, oficjalnego szlaku do Santiago, Angielską Drogą. To był tradycyjny szlak pielgrzymów, którzy podróżowali do Hiszpanii przez morze i lądowali na północnym wybrzeżu Galicji. Mary zawsze chciała przejść szlak siedemdziesięcio pięcio kilometrowy, aby się przetestować i uciec od uniwersyteckiej codzienności. Alice i Chloe miały szczególny, sekretny cel. I do osiągnięcia sukcesu potrzebwały tylko naładować swoje telefony.
     Przeszły przez plac z małym placykiem zabaw, kiedy Mary zatrzymała się przy ławce.
-Dobra dziewczyny. - powiedziała wolno zdejmując ciężki plecak. - Robię przerwę na kupienie kilku rzeczy w supermarkecie. Poczekajcie tutaj i zaopiekujcie się bagażem. To nie potrwa długo!
     Alice i Chloe usiadły na ławce. Gdy ich ciotka była już wystarczająco daleko, uśmiechnęły się porozumiewawczo.
-Myślisz, że on już wyruszył? - zapytała Chloe - Mam nadzieję, że nie myśli, że się wycofałyśmy!
-Wątpię. On nie może się doczekać spotkania z nami. - odpowiedziała Alice - Poza tym, będziemy mogły do niego napisać, jak się dostaniemy do kolejnej wioski! Pod warunkiem, że  jeszcze nie wyjechał.
-Mam nadzieję..., ale myślę że już wyruszył. W przeciwnym razie oznaczałoby, że nam nie ufa! Byłabym rozczarowana, a ty nie?
     Alice zgodziła się, chociaż myślała przeciwnie. Jack odbywał podróż od Porto samotnie i oczywiście miał dalej od nich do Santiago.
     Mary wróciła krótko potem, niosąc kilka rzeczy w małej, plastikowej foliówce.
     To był pomysł Alice, by skontaktować się z Jackiem, kiedy jej ciocia zasugerowała przemierzenie Drogi Świętego Jakuba razem.
     Chodzili razem do podstawówki. Jack nie był za bardzo wysportowanym, ani też za bardzo inteligentnym czy zabawnym chłopakiem w szkole, ale był bez wątpienia najbardziej popularnym chłopakiem. Spośród dziewczyn Chloe była liderką.
     Tych dwoje byłoby idealną, ale oczywiście nie byli zainteresowani randkowaniem. Alice, Chloe i Jack kiedyś spędzali razem wiele czasu. Jednakże, kiedy mieli dwanaście lat ojciec Jacka umarł, i jego mama zdecydowała się wyprowadzić z synem do Portugalii, do jej ojczyzny.
     Od tego czasu ledwo kto był w kontakcie z Jackiem. Od czasu do czasu ktoś wymieniał się z nim sporadycznymi mailami, ale tak naprawdę Jack praktycznie znikał z ich życia. Od dnia, w którym wróciły z Porto, trzy lata temu.
    Kiedy ciocia Mary zaproponowała Alice wyjazd do Galicji, jej wspomnienia powróciły do ostatniego spotkania z Jackiem w Cork. Mogła sobie dobrze przypomnieć ich grę: Jack próbuje złapać je w ciemności, prowadzony tylko przez ich śmiech, ich wycieczki rowerowe i wypady na plażę... A i oczywiście dzień, w którym wyjeżdżał trzymając rękę swojej matki, w drodze do kontroli paszportów na lotnisku.
     Przed podróżą do Hiszpanii, Alice zdecydowała się napisać do Jacka ponownie, pierwszy raz od dłuższego już czasu. Mail był krótki. Wiedziała, że im więcej napisze, tym mniej będzie mogła wysłać esemesów.

  Drogi Jacku,

    Długo nie rozmawialiśmy... Chloe i ja będziemy w Hiszpanii, w maju spacerując do Santiago de Compostela. Czy to nie szaleństwo???
     Jeśli będziesz wolny, to możemy się tam spotkać. Myślę, że Porto nie jest zbyt daleko od Santiago. I jestem pewna, że Chloe będzie szczęśliwa mogąc cię znów zobaczyć!

  Najlepszego,

       Alice

     Następnego dnia pierwsze słowo, które Alice przeczytała z maila od Jacka było dostatecznie jasne:
''Pewnie!"


                                                                                                                               Rose

piątek, 24 marca 2017

Jason McBest i Słowianie

     Po zakończeniu świętowania Dnia Świętego Patryka - patrona Irlandii postanowiłem udać się w podróż do Polski. A dokładniej do Przyłbic. Nie pytajcie się mnie dlaczego akurat tam. Po prostu miałem takie przeczucie i pojechałem. Jako Irlandczyk mogę wam zdradzić, dlaczego lubię jeździć do Polski. Po prostu Polska jest spoko. Podobno mam jakieś tam korzenie polskie po dziadku, ale gdybym miał urodzić się w Polsce to na pewno, bym sie tak fajnie nie nazywał, jak teraz. Nie byłoby wspaniałego Jasonka McBesta, tylko jakiś Janusz Makbeściacki. Możecie sobie wyobrazić jakby to brzmiało? Bo ja, aż za bardzo!
     Dobra, teraz przejdźmy do Przyłbic. Tylko proszę nie pytajcie się mnie gdzie leżą. Bo nawet w atlasie nie mają lokalizacji. Wylądowałem w tych Przyłbicach, bo mi się autostop skończył i na razie tu zostałem. No i postanowiłem wybrać się na spacer, by poznać okolicę. Idę, idę i idę. Nagle zaczyna się kończyć główna ulica, a po chwili wynurzają się wąskie, tajemnicze uliczki. Podsumowując, idealne klimaty dla dealerów. Przeszedłem już obok trzech takich uliczek. Wszystkie były puste. Postawiłem kolejny krok i od razu cofnąłem się i schowałem za murem. Potem dyskretnie spojrzałem. W jednej z ciemnych uliczek stało trzech mężczyzn. Dwóch ubranych w ,,eleganckie" dresy i jeden ubrany jak dziewiętnastowieczny szlachcic. Tych dwóch dresiarzy prezentowało mu jakieś figurki. Z dala słyszałem tylko tyle:
''Ty jesteś Jan Potocki, co nie? Spójrz no, bo więcej takich ,,cacek" nie ujrzysz. Oto przed sobą widzisz figurki bóstw słowiańskich, ale to nie są zwyczajne figurki. Są one pokryte runami, którymi zostały zapisane imiona wszystkich bóstw i to jeszcze przed wzięciem chrztu przez samego Mieszka I. I to w dodatku wykonane przez samych Słowian! To co bierzesz?"
"A co chcecie w zamian?"
"Twoje dzieło - ,,Rękopis znaleziony w Saraggosie"."
"Zaczekajcie! Dlaczego wam tak bardzo zależy na mojej książce i chcecie ją wymienić za te figurki? Skąd mam mieć pewność, że to nie są falsyfikaty?"
"Słuchaj stary! Jesteś prekursorem archeologii słowiańskiej, czy nie? Powinno ci zależeć na tak cennych znaleziskach. Powinieneś się cieszyć, że chciało nam się pofatygować do ciebie, anie być podejrzliwym. ,,Rękopis" jest nam potrzebny, aby mój kumpel mógł się oświadczyć swojej wybrance."
"A nie może dać jej tych figurek?"
"Nie, bo ona szaleje za tobą. Jest twoją fanką, człowieku. Jak tylko usłyszy twoje imię - Jan, to zaczyna mdleć. A teraz pomyśl, jeśli mój kumpel da jej twoją książkę to będzie jego."
"Spoko koko. Dawaj figurki, to dam ci książkę."
     Po chwili wymienili się już i zaczęli odchodzić. Potocki szedł w moją stronę. Odwróciłem się na pięcie i powoli ruszyłem w stronę centrum. Minął mnie. Na twarzy miał uśmiech, i w ogóle był cały podniecony, jakby udało mu się zdobyć torbę diamentów. Zastanawiałem się jak to możliwe, że prekursor archeologii słowiańskiej może się dać tak wyrolować. Przecież to z daleka widać, że zrobili chińskie podróby. Ciekawe kiedy odkryje prawdę?
     Okazało się, że nie musiałem czekać tygodnia. Jan Potocki popełnił samobójstwo z niewyjaśnionych przyczyn, godząc w siebie srebrną kulą z pistoletu. No cóż, myślę, że uświadomił sobie, że Słowianie nie umieli pisać przed 966 rokiem, pomimo że pismo wynaleziono 3 000 lat przed naszą erą. Nie chciał wyjść na głupca, no i ... wiadomo.

                                                                                                                         Rose 

P.S.
Mam nadzieję, że podoba Wam się kolejna część przygód Jasona McBesta.:)
Tak naprawdę Jan Potocki jest postacią historyczną. Żył w latach 1761-1815.