poniedziałek, 31 sierpnia 2020

Idilio cz.1

      Zastanawialiście się kiedyś w ilu można być związkach na raz, tak aby żaden z twoich partnerów się nie skapnął? To dopiero musiałby być niezły wyczyn. Zwłaszcza wtedy, gdy jest się na wakacjach w słonecznej Hiszpanii. I stykasz się z mnóstwem przystojnych Hiszpanów. Och, marzenie! Jednak to działo się naprawdę. Jeśli doliczyć jeszcze alkohol, plaże i słońce to wyjdzie z tego szalona aventura.

     Po długim locie wreszcie wylądowałam w mojej ojczyźnie. Właściwie obywatelstwo mam zupełnie inne, jednak lubię tak mówić, bo w sercu czuję to czego nie ma w papierach. Otworzyłam drzwi do mojego pokoju hotelowego i rzuciłam się na łóżko, żeby uciąć sobie popołudniową siestę. Z postanowieniem, że wieczorem udam się na mały rekonesans miejscowości… 

     Było około godziny dziewiątej wieczorem. Ulice Hiszpanii zaczynały powoli budzić się do życia. Z ulicznych barów i dyskotek dochodziła taneczna muzyka, a sprzedawcy sklepików zachęcali do zakupów u nich. Weszłam do pobliskiego pubu. Usiadłam przy barze i zamówiłam kieliszek vino tinto i tapas. Tak wpatrzyłam się w zawartość kieliszka, że nie zdałam sobie sprawy, że obok mnie ktoś usiadł. Spojrzałam na niego. Uroda typowo hiszpańska. Taka mieszanka Shawna Mendesa z tym Miguelem co grał Rio w La casa de papel. Musiał wyczuć mój wzrok na sobie, bo spojrzał na mnie i się uśmiechnął.

-!Hola! ?Cómo estas?

-!Hola! Muy bien, ?y tu?

-Jestem Martin. Jesteś tu pierwszy raz, prawda?

-Tak. Skąd wiesz?

-Na pewno bym ciebie zapamiętał, a poza tym różnisz się od miejscowych dziewczyn…

-Mogłabym się dowiedzieć czym…?

-Jesteś sama. Jak się rozejrzysz dookoła to zobaczysz, że każdy jest w grupie swoich

znajomych lub rodziny.

-Ty też nie jesteś w grupie…

-Tyle tylko, że ja tu pracuję i właśnie przyszedłem. Ale nie przejmuj się znajdę ci companię.

-Codziennie tu pracujesz? - zapytałam się starając się skierować rozmowę na nieco inne tory.

-Prawie. Dwa dni w tygodniu mam wolne.

-I wtedy co robisz?

-No cóż… wiele rzeczy. Surfuję, ale nie po necie tylko falach, no i chodzę po barach i

podrywam.

-Jestem ciekawa jaki jest twój skuteczny sposób na podryw. Zdradzisz mi go?

-Takich rzeczy się nie mówi, ale jeśli pozwolisz się poderwać to się dowiesz…

-Uff ale się tutaj zrobiło gorąco. W sumie wychodzi na to, że i tak się dowiem, co nie?

-Jeśli doczekasz końca mojej zmiany…


     Kilka godzin później.

     Tym sposobem na podryw Martina okazał się spacer na plażę i spacerowanie pod rozgwieżdżonym niebem. Niby nic specjalnego, ale trzeba przyznać, że zawierało nutę romantyczności w sobie. Potem usiedliśmy na piasku. Zaczeliśmy opowiadać sobie śmieszne historie z dzieciństwa. W pewnym momencie nastała cisza. Żadne z nas nie kwapiło się, żeby ją przerwać. I właśnie wtedy mnie pocałował. I nie był to taki zwykły pocałunek w stylu amerykańskiego happy endu. Ten był wyjątkowo hiszpański. I nie mam tu na myśli jego pochodzenia tylko sposób całowania. Na początku byłam trochę zdziwiona. Znaliśmy się niespełna kilka godzin. No i potem pocałunek pogłębił się i z każdą kolejną chwilą stawał się coraz bardziej namiętny. Muszę przyznać, że nawet nieźle całował. Jednak jeśli w tej chwili za bardzo uruchomiliście wodze fantazji i myślicie, że było coś jeszcze... muszę was rozczarować, a raczej poinformować, że jeszcze taki, który by mnie na pierwszej randeczce przekonał się nie znalazł. W taki właśnie sposób minął dzień pierwszy.