poniedziałek, 24 grudnia 2018

Święta pełne jemioły

     W końcu nadszedł wigilijny dzień. Jak co roku, po południu wybrałam się na spacer nad jezioro. Była przepiękna pogoda. Świeciło słońce oświetlając jemiołowe bombki na drzewach. Jemioła rozzieleniała dzisiaj krajobraz, zabarwiając go na soczystą zieleń. Udałam się na mój ulubiony, opuszczony i dobrze ukryty pomost. Widok rozciągający się z niego był boski. Kiedy na nim siadałam rozmyślałam o miłosnych przygodach, które mogłyby się mi przydarzyć z moim ukochanym chłopakiem i idolem - Liamem Jamesem.
     W tym roku nie zapowiadało się inaczej niż zwykle, czyli idę na pomost, siadam i odlatuję do krainy marzeń, gdzie nic mnie nie ogranicza. Nagle poczułam, że ktoś zasłonił mi oczy dłońmi. Przez głowę przebiegły mi setki najróżniejszych myśli, począwszy od zbirów aż do romantycznych chłopców. Postanowiłam zaryzykować w razie, gdyby tą tajemniczą osobą okazał się jakiś zły człowiek. Chwyciłam jego dłonie i ściągnęłam je. Odwróciłam się przodem do niego. I ... nadal nie mogę w to uwierzyć, ale to był on. Mój Liam. Och! Byłam w siódmym niebie i nie mogłam nic z siebie wydusić. W końcu odezwał się on.
- Spodziewałaś się kogoś innego?
- Szczerze? Chciałam żebyś to był ty. Ale nadal nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu jesteś. - powiedziałam i nieco zawstydzona opuściłam wzrok.
- Myślałaś, że spędzisz ten szczególny świąteczny dzień sama? - na chwilę zamilkł,  po czym kontynuował - Zobaczyłem jak sama spacerujesz i postanowiłem dołączyć.
- Naprawdę? Ale z ciebie dżentelmen, Liam. - skomentowałam, a on spojrzał na mnie tym swoim słodkim uśmiechem.
- Może się przejdziemy, bo robi się coraz zimniej. - zaproponował.
- Na twój widok od razu jest mi cieplej. - powiedziałam w filuteryjny sposób.
- Aniołku, jeśli się zrobisz gorętsza, to oszaleję.
- Jejku, aż tak?! - na co on zrobił poważną minkę i wyjął zza pleców śnieżkę mając przy tym łobuzerską minę. Na widok śnieżki wstałam i zaczęłam uciekać przed siebie.
     Udało mi się dopaść przydrożnego drzewa. Oparłam się o nie, aby złapać oddech. Odwróciłam się, ale nigdzie nie mogłam dostrzec Liama. Gdzie on się podział? Nagle pojawił się przede mną trzymając w obu dłoniach śnieżki. Lecz nie przewidział mojej reakcji obrończej. Nim zdążył rzucić którąkolwiek, rzuciłam go moją śnieżką prosto w czoło. Drobinki śniegu opadły mu na twarz. Miał ją całą w śniegu. Uśmiechnął się łobuzersko, lecz po chwili spoważniał i zrobił kilka kroków do przodu, oplatając mnie ramionami wokół talii i był tak blisko mnie, że stykaliśmy się czołami. Jego wzrok powędrował z moich błękitno szarych oczu na usta i mnie pocałował. I jak na machnięcie magiczną różdżką zaczął padać śnieg. Liam przerwał pocałunek, spojrzał na mnie i skierował swój wzrok do góry, pokazując mi przy tym, żebym też spojrzała.  Nad nami wisiały jemiołowe bombki, a dookoła nas było już biało.
                                       Rose

piątek, 23 listopada 2018

Podróż 15 - W świecie kawy

     Idę główną uliczką, na której znajdują się same sklepiki z pamiątkami. Co jakiś czas mijam kolumbijskich mężczyzn grających na gitarze i śpiewających melancholijne hiszpańskie serenady. Dookoła kręcą się ludzie handlującym czym się da i proponujący nocleg za opowieść z dalekiego świata. Uliczka się kończy, a ja znajduję się na małym ryneczku z kościołem. Pod nim dostrzegam siedzącego na schodach młodzieńca z gitarą. Gra najbardziej taneczne hity. Nagle przerywa i woła w moją stronę:
-Bella! Está canción es para ti! (hisz. Piękna! Ta piosenka jest dla ciebie!) - i zaczyna grać dla mnie najładniejszą melodię jaką w życiu słyszałam. Kiedy kończy podchodzi do mnie.
-Jestem Pedro.
-Anna - mówię i odwzajemniam uśmiech, nie mogąc wciąż pozbyć się łez wzruszenia.
-Miałabyś ochotę na chicha de piña? - pyta i ruszamy przed siebie, a ja zdziwiona patrzę na niego. Po chwili tłumaczy:
-Chicha de piña jest lekkim napojem alkoholowym z ananasa.
-Widzę, że naszą znajomość zaczynamy od czegoś mocnego.
-Nie aż tak, żebyś była pijana - odpowiada.
-To dobrze - mówię śmiejąc się. - Pedro opowiesz mi coś o sobie. I swoim państwie - proszę.
-A o czym chciałabyś konkretniej usłyszeć? - spytał, a ja wzruszyłam ramionami. - Może najpierw pokażę ci przecudowne miejsce, a potem odpowiem na twoje pytania.
     Wyszliśmy na obrzeża miasteczka, skąd roztaczały się niesamowite widoki na plantacje kawy. Setki rzędów zielonych krzaczków porastających wzgórza i oświetlonych promieniami słońca robiło ogromne wrażenie. Pedro zaczął opowiadać mi o kawie. Najlepiej rośnie na żyznych, powulkanicznych glebach i w ciepłym wilgotnym klimacie. I nie rosną wszędzie. Tylko na terenach, wysokości około tysiąca metrów. Co najbardziej zaskakujące, kawa kwitnie tylko trzy dni. Po ich upływie piękne, białe kwiatki obumierają, a na ich miejscu pojawiają się małe zielone kuleczki. Potem, gdy zaczynają być czerwone zbiera się je ręcznie. Po zebraniu zostają myte i zachodzi wstępna selekcja ziaren na te pierwszego gatunku i drugiego. Następnie wyłuskuje się białe ziarenka, które się potem suszy. Proces suszenia trwa kilkanaście godzin, a po nim wypełnia się worki ziarnami. Większość kawowych farm właśnie w tej formie sprzedaje kawę. Chociaż w takiej formie nie nadaje się jeszcze do spożycia. Trzeba ją jeszcze prażyć przez osiem-dwanaście minut. I dopiero podczas prażenia nabiera brązowej barwy i uzyskuje swój niepowtarzalny aromat. Im dłużej kawa jest palona, tym ma ciemniejszy kolor i mocniejszy aromat.
     Gdy z Pedrem wspięliśmy się na wzgórze, wśród krzaczków kawy i przepięknych widoków rozciągających się dookoła nas, usiedliśmy na trawie i wypiliśmy pyszną, niepowtarzalną kolumbijską kawę. A potem Pedro odpowiedział na moje pytania...



piątek, 12 października 2018

Sprzedawca snów cz.8

     Wyskoczyła z łóżka, pomyślała, że poszedł na dół i za chwilę przyjdzie. Czuła, bo nie było lustra, że jest potargana i jeszcze to ubranie...

     Ale Arilen chyba mówił coś o zakupie ubrań, a może to był sen?

     Podeszła do okna i otworzyła je. Od razu poczuła rześkie powietrze i nieznany jej zapach.

     Teraz w mieście był duży ruch. Na placu było pełno stoisk i straganów, a na uliczkach wielu ludzi. Jedni szli powoli, drudzy biegli, gdzieś się śpiesząc. Słyszała krzyki, piosenki, głośne rozmowy, wszystko się zlewało w gwar uliczny.

     Nie mogła się doczekać kiedy będzie mogła tam wyjść. To było niezwykłe. Niby przypominało jej miasto, a jednak nie.

     Po kilku minutach stwierdziła, że zejdzie na dół i poszuka Arilena. Wyszła i zbiegła po schodach.

     Od razu zobaczyła Sprzedawcę Snów, który rozmawiał z nieznanym jej człowiekiem.

     Średniego wzrostu blondyn mógł mieć z trzydzieści pięć lat. Ubrany był w ciemne, w kilku miejscach dziurawe spodnie i lekko przybrudzoną białą bluzkę. Opierał się o ścianę, jego twarz wyglądała na zmęczoną.  Lśniące oczy były jednak bardzo ożywione i przeczyły jego wykończonemu wyglądowi.

     Aileen niepewnie do nich podeszła. Nie czuła się zbyt dobrze z powodu swojego wyglądu i nie miała ochoty się tak pokazywać, ale nie miała wyjścia.

     Od razu spostrzegły ją oczy nieznanego mężczyzny. Patrzył na nią z życzliwym zainteresowaniem. Była ciekawa o czym rozmawiają, ale Arilen również ją dostrzegł i umilkł.

- Dzień dobry, Aileen - powiedział z uśmiechem.

- Dzień dobry - odpowiedziała z promiennym uśmiechem. Równie pięknym jak owego pierwszego dnia ich spotkania. 

- Zadziwiające - powiedział obcy człowiek - Jesteś istną mieszanką genów. Ergonka, Ceinka. Idealnie pasujesz do Estrellas. Wyglądasz jak prawdziwa Estrellanka.

     Dziewczynka patrzyła na niego zszokowana, niby wszystko zrozumiała, oprócz tych dziwnych nazw, ale myślała, że nie jest stąd. Mężyczyzna mówił dalej, ale ona już nie słuchała.

- J-jak to? - wyjąkała.

     Arilen dostrzegłszy co się dzieje przytulił ją mocno. Było to dla niej trudne, choć tak naprawdę wśród tamtych ludzi nie miała przyjaciół.

- ... Jednak możesz być z innych krajów, których nie znam. Muszę przyznać, że masz oryginalną urodę - kończył jasnowłosy.

- To jest Delis, poinformuje wiele osób o moim przybyciu - przedstawił mężczyznę Arilen, przerywając tym jego nagłe zainteresowanie dziesięciolatką.

Aileen wpatrywała się w niego, nadal zdumionymi, oczami. Jej myśli odbiegały do ledwo zapamiętanych rodziców.

Rusałka

czwartek, 4 października 2018

Recenzja#15 - Mirjam Mous - ,,Boy 7"

     Na początku jakoś nie ciągnęło mnie do tej książki. Miałam wrażenie, że jest cała science fiction. Jednak na okładce widniało słowo thriller. W końcu po kilku latach bezczynnego leżenia (oczywiście książki, a nie mojego;)) coś mnie podkusiło, żeby poznać losy Boy'a 7.
     Wyobraź sobie, że nagle ni stąd, ni zowąd obudziłeś się na samym środku łąki. Dodatkowo nic nie pamiętasz. Nawet własnego imienia. Nie wiesz gdzie jesteś, a na dodatek żar leje się z nieba. Co byś zrobił? Podpowiem, że panika nie byłaby w tym przypadku wskazana, bo nie doprowadziłaby ciebie do niczego. Postanawiasz rozejrzeć się dookoła siebie w poszukiwaniu jakiejkolwiek wskazówki. Dobry pomysł. Wstajesz robisz obrót wokół własnej osi i... i stwierdzasz dwie nowe rzeczy. Po pierwsze coś nie tak z twoją kostką. A druga rzecz (w końcu pozytywna) nie jesteś sam, jest z tobą także twój plecak. Czy to nie wspaniałe? Na początku tak, a potem... . No cóż, potem zaczynasz znajdować pewne ślady, które zaprowadzą ciebie dokądś, ale na razie masz problem z rozszyfrowaniem o co w tym wszystkim chodzi? I dodatkowo nie masz zbytnio żadnych skojarzeń. Trochę lipa:(. Lecz tylko dopóki nie doczołgasz się do głównej drogi i nie wsiądziesz do stopa, gdzie za kierownicą będzie siedzieć dziewczyna. Na oko w twoim wieku. A! I jeszcze na koszulce, tej którą masz na sobie, znalazłeś napis Boy 7. Czyżby to było twoje imię? 
     Tak się mniej więcej zaczyna ta historia, której akcja jest potem złożona. I zawiera wątki science fiction, które niezbyt lubię. Ale te wątki prowadzą do wytłumaczenia, dlaczego główny bohater - Boy 7 nie ma własnego imienia tylko jakiś dziwny przydomek (tak jakby był tylko przedmiotem). Oraz o co w tym wszyskim chodzi. Nie chcę już za bardzo zdradzać czy Boy 7 odzyska pamięć, a jak tak to w jaki sposób? Wszystkiego dowiecie się czytając tę powieść. A dodatkowo będziecie zaskoczeni tym, jaką niepowtarzalną historią i splotami akcji kierowała się autorka, żeby napisać intrygującą historię.



Rose

piątek, 28 września 2018

Sprzedawca snów cz.7

     Arilen zdjął swój płaszcz, powiesił go i podszedł do Aileen.
- Musisz coś zobaczyć - powiedział cicho. Dziewczynka odwróciła się zaciekawiona, a mężczyzna podszedł do stolika, gdzie leżał koszyk ze snami i wyjął jeden z nich. Jako jedyny miał wzory na szklanym słoiku. Odkręcił zakrętkę i powiedział słowo w nieznanym Aileen języku.
    Z niebieskiej mgiełki, która wyleciała, zrobiła się mała łódka z jednym wiosłem w środku. Dziewczynka patrzyła na to z zachwytem, a Arilen obdarzył ją uśmiechem.
- Wejdź do niej. Wybierzemy się na łapanie snów.
     Podekscytowana wskoczyła do środka, a za nią Sprzedawca Snów.
     Gdy oboje znaleźli się w środku, łódka zalśniła na niebiesko i rozpłynęła się w powietrzu. Pojawili się wśród kolorowych chmur. Aileen była zachwycona. Wstała i dotknęła pomarańczowego puchu, rozpływał się w jej dłoni.
- Popatrz - powiedział Arilen wskazując na coś nad jej głową.
     Latał tam ptak. Ale nie taki zwykły. Miał kolor zielonkawy, wyglądał tak jakby miał się za chwilę rozpłynąć.
- To sen. Tutaj jest ich bardzo dużo. Tu tworzą się sny, stąd pochodził pierwszy Sprzedawca Snów. To jest kraina Sogni.
- Jest piękna. Chciałabym tu mieszkać - rozmarzyła się Aileen. Usiadła wreszcie i teraz tylko patrzyła.
     Za to Arilen wstał i złapał ptaka. Położył go ostrożnie na dnie łodzi.
- Nie ucieknie? - spytała dziewczynka przyglądając mu się dokładnie. Ciągle trochę zmieniał kształt i falował na wietrze.
- Nie, wie kim jestem. Nie robię im krzywdy, więc nie uciekają - wyjaśnił cierpliwie Arilen.
    Mężczyzna usiadł i zaczął wiosłować. Zagłębiali się w tą niesamowitą krainę.
    Po złapaniu kilkudziesięciu snów Arilen zawrócił łódkę.
- To koniec? - spytała Aileen markotnie. Siedziała podpierając rękami brodę, zapatrzona w piękną dal. Chmury mieniły się tysiącami kolorów, jakby cały czas trwał tu zachód słońca. Drżące, uciekające sny pojawiały się co jakiś czas, szybując.
- Tak, ale chcesz jeszcze jedną podróż? Do gwiazd?
- Tak! - zawołała z radością.
     Arilen wypowiedział kilka słów i łódka wraz z nimi zniknęła. Pojawili się na ciemnym niebie. W koło było pełno świateł. Podpłynęli bliżej i dziewczynka dostrzegła, że te światła to ludzkie postacie. Mężczyźni i kobiety. Najbliższa postać miała złote włosy i szatę, blask nie pozwalał dostrzec szczegółów.
     Dziewczynka krzyknęła ze zdumienia. Jak to możliwe? W jej świecie mówiono, że gwiazdy to wielkie kule ognia. A tutaj? To latający ludzie! Gwiazda odwróciła się do nich i trochę przygasła, tak by mogli bez mrużenia oczu na nią patrzeć. Był to uśmiechnięty staruszek.
- Witaj, Arilenie - powiedziała niezwykła postać.
- Witaj, Serisie - odpowiedział Sprzedawca Snów - To Aileen.
- Ale się dobraliście imionami. Prawie takie same - zaśmiał się przyjaźnie starzec.
- Bez przesady.
- Przyszliście w sam raz na taniec gwiazd.
- Wiem.
     Gwiazda znów zaczęła mocno świecić i oddaliła się od nich, by dołączyć do pobratymców.
     I właśnie wtedy światła zaczęły się poruszać. Najpierw powoli, a potem co raz szybciej. Taniec był dziki i gwałtowny, co nie do końca pasowało do gwiazd, ale było piękne. Aileen była zachwycona, nie mogła oderwać od nich oczu.
     Światła zbliżały i oddalały się od siebie. Czasem wydawało się, że zlewały się w jedną świecącą kulę. Chwilami widać było ich ludzkie postacie, które szybko znikały w świetle.
Spektakl trwał jakąś godzinę.
     Aileen w świetle gwiazd wyglądała niesamowicie. Czarne włosy lśniły, a blada twarz jaśniała, co wręcz upodabniało ją do tańczących gwiazd. 
     Najpierw uśmiech, a potem skupienie zawitało na jej twarzy, co spowodowało, że wyglądała doroślej, a raczej dojrzalej, jakby widziała coś poza tymi gwiazdami, jej oczy w tym czasie były głębią, w której można było się zatopić nie znajdując dna, a jaśniały niespotykanym blaskiem. Chłonęła te chwile całą sobą.
     Arilen, gdy tak na nią patrzył był zachwycony, to zdarzenie wydarzało się raz na kilka tysiącleci i obiecał sobie, że na wszystkie z nią będzie tu przylatywał, by tylko ujrzeć to niespotykane zjawisko, taką zmianę wyglądu.
     Łódka zmaterializowała się w pokoju. Wrócili do, i tak niezwykłej, rzeczywistości. Aileen od razu wyskoczyła z łódki i położyła się na łóżku.
- Jutro na targu kupimy ci jakieś ubrania - powiedział Arilen.
     Ale dziewczynka nie odpowiedziała, była tak zmęczona, że zdążyła usnąć, więc Arilen podszedł do niej i przykrył ją ostrożnie kołdrą. 
     Tym razem nie otworzył snu, było to niepotrzebne, on już był w niej i na razie nie potrzebowała innego.
     Potem sam się położył. Nie był jakoś bardzo zmęczony, ale nie miał co innego robić. Sny do słoików chciał powsadzać z Aileen. No właśnie, co za dziewczynka. Z nią jest zupełnie inaczej, myślał.
     Blask księżyca oświetlał jej bladą twarz. Był ciekaw skąd naprawdę pochodzi. Przecież do tamtych ludzi, gdzie mieszkała nie pasowała. Tam wszyscy mieli jasne włosy, niektórzy brązowe. Czarnych nikt. Może pochodziła z Ergen? Nie, oni mają śniade twarze, a jej jest blada, tylko włosy są podobieństwem. A z tego miasta? Tu jest całkowita mieszanka ras. Może stąd pochodzi? Albo może z Ceinny... Ech, jutro się popyta kilku osób co sądzą na ten temat. Znużony wreszcie usnął.
     Aileen obudziła się, gdy słońce było już wysoko na niebie. Dochodziła dwunasta, ale dziewczynka o tym nie wiedziała. Rozejrzała się po pokoju i zobaczyła, że Arilena nie ma.

Rusałka

piątek, 21 września 2018

Sprzedawca snów cz.6

- Masz przyjaciół? - zmieniła temat Aileen. On spojrzał na nią zdumiony. Nie spodziewał się takiego pytania, ale to jeszcze dziecko, pewnie wiele razy go zaskoczy.
    Arilen milczał przez chwilę szukając w myślach kogoś kto byłby mu bliski.
- Nie... Wiele osób znam, ale to nie przyjaciele. Ale kiedyś... Zresztą, nieważne.
- Ja nigdy nie miałam kogoś takiego. Będziemy przyjaciółmi?
     Mężczyzma spojrzał jej głęboko w oczy. Widział w nich nadzieję, ale gdzieś dalej smutek.
- Tak. Będziemy bardzo blisko. 
- Tak bardzo się cieszę! - zawołała z radością, podskakując.
    Patrzył na to z uśmiechem. Miło było mieć kogoś takiego przy sobie.
- Daleko jeszcze? - z zamyślenia wyrwał go głos Aileen. Stawała się coraz odważniejsza i zadawała coraz więcej pytań. Ciekawe czy on też taki był, gdy uczył go Eras.
- Odpowiesz mi? - zapytała jeszcze z miną świadczącą, że nie da za wygraną.
     Mężczyzna rozejrzał się najpierw, a na jego twarz wpłynął uśmiech.
- Widzisz tamten szyld z księżycem? To tam.
     Dziewczynka od razu z zainteresowaniem zaczęła przyglądać się tawernie.
     Weszli przez wąskie drzwi. W środku było prawie pusto. No tak, o piątej rano raczej nie było gości.
    Arilen od razu podszedł do lady. Siedziała tam, na krześle młoda, wysoka kobieta. Miała rude włosy sięgające do pasa. Okrągła, ładna twarz rozjaśniła się w uśmiechu, gdy zobaczyła mężczyznę z dziewczynką.
- Witajcie! Arilen! Jak dawno cię nie widziałam.
- Zmieniłaś się.
- Dziwisz się? Ostatnim razem byłeś tu ponad sto lat temu. Miałam wtedy jakieś piętnaście lat.
- No tak. Dasz nam pokój?
- Oczywiście. A kogo tu ze sobą przyprowadziłeś? - spytała patrząc przyjaźnie na dziewczynkę.
- To moja uczennica, przyszła następczyni. Ma na imię Aileen.
- Och, jakie masz szczęście! To zaszczyt zostać wybranym. A! I mów mi Resa - powiedziała z entuzjazmem.
- Dobrze - powiedziała dziesięciolatka przyglądając się rudowłosej. Od razu poczuła do niej sympatię.
- No, to zaprowadzę was do pokoju. Chodźcie za mną.
     Ale z jednego ze stolików rozległo się wołanie.
- Ej, Resa! Daj jeszcze piwa! To będzie ostatnie!
- Och - jęknęła - Poczekajcie chwilę.
     Podeszła do siedzącego mężczyzny. Twarz miał całą czerwoną, ale nie wyglądał źle.
- Słuchaj, nie dam ci nic więcej. Wynocha! Dawno powinieneś już był wyjść stąd.
- Ale, ale... - zabełkotał.
- Nie. - odrzekła stanowczo Resa. Popchnęła go z krzesła tak, że znalazł się na ziemi i się odwróciła.
     Gdy doszła do lady, zobaczyła, że mężczyzna niechętnie idzie w kierunku wyjścia. Cały czas zerkał na nią gniewnie.
- Terr - zawołała donośnie. Po chwili pojawił się koło niej rosły młodzieniec.
     Popatrzył tylko na pijaka, a ten od razu wybiegł z lokalu. Bał się go.
- To Terr, mój mąż - przedstawiła mężczyznę.
- Arilen - odpowiedział Sprzedawca Snów podając mu rękę i mierząc badawczym spojrzeniem - A to Aileen.
- Cześć - mąż kobiety uśmiechnął się do dziewczynki, ale jego oczy pozostały zimne. Dziesięciolatka nie o dwzajemniła uśmiechu tylko mocniej ścisnęła rękę Arilena.
- To ja zaprowadzę wreszcie gości do pokoju, a ty zarygluj drzwi - powiedziała Resa do swojego męża.
     Aileen zamykały się oczy ze zmęczenia. Mało brakowało, a usnęłaby na stojąco. Weszli schodami na górę, a potem korytarzem aż do ostatniego pokoju po lewej stronie.
- Jest największy i ma dwa łóżka - wyjaśniła Resa otwierając drzwi.
- Dziękuję.
- Na ile zostaniecie? - spytała jeszcze kobieta stając w drzwiach.
- Jeszcze nie wiem, zależy ile będzie nabywców i w ogóle... 
- No tak. Za jedną noc płacicie 10 irów - kobieta już odchodziła gdy odwróciła się i spytała - Poinformować Ygera?
- Jeśli możesz - zgodził się Arilen rozglądając się po pokoju.
- Zrobię to jutro rano. Prześpijcie się jeszcze kilka godzin - powiedziała jeszcze. Arilen skinął w podzięce głową, a ona wyszła.
     Pokój był skromny. Dwa wąskie łóżka, stolik i krzesło. Ściany były pewnie wcześniej białe, a teraz szarawe.
     Arilen odłożył koszyk na stół i usiadł na łóżku. Dziewczynka za to mimo zmęczenia, podeszła do okna. Zanim rozciągał się widok na miasto. Na niektórych uliczkach można było dostrzec ludzi, ale nie wiele osób o takiej godzinie było poza domem.

Rusałka

piątek, 14 września 2018

Sprzedawca snów cz.5

     Z lasu wyłoniły się niewyraźne postacie, poruszały się bardzo szybko. W świetle wschodzącego słońca można było dostrzec, że to dwa wilki z ludźmi na grzbiecie. Biegły obok siebie, ich pasażerowie najwidoczniej spali.
     Zwierzęta sunęły cicho przez łąkę. Z dala widać już było miasto, a raczej jego mury i wysokie budynki.
     To był inny świat niż znała Aileen. Piękniejszy i bardziej groźny. Wilki przeniosły ich tam przez portal.
     Arilen znał każdy kąt tej miejscowości, choć rzadko tu bywał. Bo raz na kilkaset lat nie można nazwać częstym. Dziewczynka poruszyła się niespokojnie. Vagus mówił coś do niej.
     Po chwili się przebudziła i usłyszała:
- To Estrellas. Miasto gwiazd. Piękne... I groźne.
    Patrzyła z zachwytem na miasto. Arilen, który również się zbudził, nie bardzo mu się przyglądał. Znał je wystarczająco.
- Vagusie, możesz już się zatrzymać, dojdziemy pieszo - powiedział mężczyzna.
    Wilki przystanęły.
- Żegnajcie - powiedziała Aileen.
    Arilen nie pożegnał się z nimi ani słowem. Skinął tylko głową i odwrócił się. Czekało ich jeszcze ponad pół godziny drogi.
- Aileen, chodźmy.
- Dobrze, gdzie jesteśmy? Tu jest... inaczej. Nawet powietrze ma jakiś zapach - zauważyła dziesięciolatka.
- To od miasta. Przenieśli nas do Ogis. Tu jest inaczej niż w twoim świecie. W mieście nie jest zbyt bezpiecznie, więc trzymaj się blisko mnie i bądź uważna.
- Dobrze. A co tam będziemy robić?
- Będę sprzedawać sny. Dawno tu nie byłem, więc powinno być dużo nabywców.
- Ja kiedyś też będę? - zmarszczyła brwi dziewczynka. Nie wydawało jej się to interesujące.
- Tak, ale to nie jest nudne - powiedział z uśmiechem - Zobaczysz.
- Aha... A długo będziemy w mieście? - zadała kolejne pytanie.
- Nie wiem...
     Mężczyzna zagłębił się w swoich myślach. Nie był przyzwyczajony do długich rozmów. Tyle lat wędrował sam... 
     Aileen patrząc na niego zrozumiała, że on nie chce z nią rozmawiać, więc przyglądała się tylko coraz bardziej przybliżającemu się miastu. Ciekawiło ją, jak tam będzie. Miała jeszcze miliony pytań. Ale nie chciała się naprzykrzać. Trochę bała się, że jeszcze by ją zostawił lub oddał znów do sierocińca. A ona przecież chciała przygód!
     Po jakimś czasie doszli do drogi prowadzącej do miasta. Było na niej pusto. Tylko raz ktoś przejechał konno. 
     Gdy przeszli przez bramę dziewczynka zatrzymała się. Arilen miał rację. Nie przypominało tego co znała. Złapała mężczyznę za rękę, a on spojrzał na nią zdziwiony. Po chwili zrozumiał, że to wszystko ją przytłoczyło. 
- Spokojnie, nic ci się nie stanie - uspokoił ją.
    Dziewczynka nic nie odpowiedziała, ale poczuła się lepiej.
- Pójdziemy do mojej znajomej. Prowadzi tawernę.
- A jak będziesz sprzedawał sny? Na straganie?
- Nie. Rozniesie się wieść, że tu jestem, będą przychodzić sami. Większość ludzi nie ma pojęcia, że sprzedaję sny. I nigdy się nie dowiedzą. One są cenne, nie mogą trafić do byle kogo.

                                                                                                                          
                                                                                                                               Rusałka

piątek, 17 sierpnia 2018

Tajemnica brylantu Persefony cz.21

     Weszli do labiryntu, który niczym pajęcza sieć Arachne ciągnął się w każdym kierunku, zmierzając do bliżej nieokreślonego celu. A wszystko po to, aby nikt niepożądany nie dostał się do samego serca labiryntu i nie ukradł oczka w głowie Persefony - brylantu. Największego skarbu, którego zdobycia omal nie przepłaciła życiem. O ile w ogóle byłoby to możliwe w jej przypadku, bo śmierć nie może ujarzmić Bogini Śmierci.
     A było to tak. Pewnego razu Persefona postanowiła odpocząć sobie od Hadesa (co ostatnio coraz częściej jej się zdarza) i udała się na Sycylię, żeby leżąc u stóp Etny nabrać boskiej czekoladowej opalenizny, a przy okazji popatrzeć sobie na włoskich macho.
     I kiedy zapadła noc i wszyscy się rozpierzchli, ujrzała magiczny błysk ze szczytu wulkanu, który niewątpliwie przykłuł jej uwagę. Chwilę później była już na samej górze. Ostrożnie zajrzała do wulkanu, żeby przez przypadek nie natknąć się na Hefajstosa, bo ten miał zły tok rozumowania i myślał, że jak jakaś panienka lub bogini wejdzie lub zajrzy albo przez przypadek nawinie się do wulkanu i zostanie zauważona przez Hefaja to wydostanie nie będzie należało do najprostszych czynności.
     I wtedy go zobaczyła. Rzecz jasna nie Hefaja. Był to najpiękniejszy i najcudowniejszy brylant jaki kiedykolwiek widziała. Postanowiła sobie, że musi go zdobyć. Niebieska barwa lśniła w blasku księżyca mocniej niż niebo bez chmur, którym rządzi Zeus. I dodatkowo wyczuwała niewyobrażalnie silną moc bijącą od brylantu. Chwilę potem stała już przed swoim skarbem i już go chwyciła, i wyszłaby gdyby nie to, że właśnie wtedy wulkan wyrzucił w górę potężny snob gorącej lawy. Lawa pozbawiła Persefonę przytomności.
     Obudziła się nad ranem w dziwnie znajomym łóżku pośród chmur. Wiedziała już, który macho ruszył jej na ratunek. Ten przeboski i gromowładny. Jednak nie miała zamiaru czekać na powrót swojego wybawiciela. Wstała i trzymając swój skarb w ręku postanowiła znaleźć dla niego odpowiednią kryjówkę.



Rose

piątek, 10 sierpnia 2018

Problemy jezior świata

     Na Ziemi wyróżniamy pięć z sfer: atmosferę, hydrosferę, litosferę, pedosferę (wchodzącą po części w litosferę) i biosferę. Do moich ulubionych należy hydrosfera i litosfera. Jednak dzisiaj postanowiłam zagłębić się w powłokę wodną, a dokładniej w temat jezior.
     Jeziora gromadzą największą część wód powierzchniowych (szczególnie jeziora położone w w strefie umiarkowanej na półkuli północnej aż 80% zasobów jeziornych). Na Ziemi jest kilka milionów jezior o powierzchni przynajmniej 1 hektara, ale sto największych gromadzi aż 95% wody jeziornej, w tym zasolone Morze Kaspijskie - 40%. Jednak zmieniający się klimat i wpływ człowieka nie pozostają bez znaczenia w kwestii funkcjonowania jezior i ich istnienia. 
      Chińskie jezioro Tai Hu boryka się z problemem nadmiernego zakwitu sinic, które zagrażają zasobom wody pitnej dla 2 milionów ludzi! Czynnikiem wpływającym na rozrost jest nie tylko podwyższona temperatura, ale także brudna woda spływająca z gospodarstw rolnych.
     Problem ten dotyczy także Kanału Panamskiego, którego śluzy ostatnio zostały poszerzone i pogłębione, aby był możliwy transport morski. Panama ma także problem ze sztucznym jeziorem Gatún, które jest nie tylko źródłem wody pitnej dla dużej części mieszkańców tego kraju, ale także dla śluz. Na stan jeziora negatywnie wpływa zjawisko El Niño powodujące niedostatek deszczów. El Niño jest zjawiskiem występującym co 2-7 lat i trwającym wiele miesięcy i jest ono związane z osłabieniem pasatów przez co nie dochodzi wtedy do powstawania różnic temperatury przypowierzchniowej warstwy wody między wschodnimi i zachodnimi wybrzeżami Oceanu Spokojnego, co powoduje: zahamowanie upwellingu¹ przy zachodnich wybrzeżach Ameryki Południowej - co wstrzymuje rozwój całego łańcucha pokarmowego od planktonu, przez ryby, ptaki, po człowieka powodując załamanie przemysłu rybnego. El Niño przynosi także ze sobą zmiany pogodowe, które są odczuwalne na całym świecie za sprawą prądów morskich. Tak więc powoduje obfite opady i sztormy w Ameryce Południowej, chłodne i śnieżne zimy w USA, susze w Australii i Afryce, w Polsce wysokie opady latem, a w krajach śródziemnomorskich bardzo wysokie temperatury. Najczęściej występuje w okolicach świąt Bożego Narodzenia. 
     Gwałtowna zmiana klimatu nie dotyka tylko jezior, ale także elektrowni  wodnej Guri w Wenezueli, gdzie ze względu na niski poziom wody spiętrzonej za tamą odwołano lekcję w szkołach, żeby rozdzielić w mądry sposób energię elektryczną.
     Najbardziej nagłośniony i znany jest problem Jeziora Aralskiego, które od 1960 roku zmniejsza swoją powierzchnię w sposób drastyczny. Lecz gdzie tkwi problem? Jezioro Aralskie jest zasilane przez dwie większe rzeki przepływające przez pustynie: Amu-daria i Syr-daria. Około pięćdziesięciu lat temu postanowiono wykorzystać wodę z tych rzek do nawadniania upraw bawełny na terenie Uzbekistanu i Turkmenistanu. Przez co nadmierne pobory wody spowodowały kurczenie się powierzchni jeziora i jego większe zasolenie.
     Z podobnym problemem boryka się także jezioro Czad, od którego zależy życie mieszkańców jego okolic i strefy Sahelu. Niedobór zasobów wody i kurczenie się zbiornika prowadzą nawet do konfliktów i masowej migracji.
     Iran. Jezioro Urmia. Kiedyś największy słony akwen po Morzu Kaspijskim na Bliskim Wschodzie. Dziś jego powierzchnia zmniejszyła się o 80% na przełomie ostatnich trzydziestu lat. Wiatr wywiewa solny pył na pola jałowiąc ziemię, a solne burze pyłowe naprzykszają się ludziom w odległym o prawie sto kilometrów mieście wywołując zapalenia oczu, skóry i płuc. 
     Przez boliwijsko-peruwiańską granicę przebiega najwyżej położone na świecie, bo aż 3810 m n.p.m. - jezioro Titicaca. A niedaleko niego Poopό kiedyś drugie pod względem powierzchni jezioro Boliwii. Wpływa do niego rzeka Desaguadero meandrująca przez 300 kilometrów po boliwijskich płaskowyżach ze swojego źródła - jeziora Titicaca. Jednak pomimo wpadających do Poopό dwudziestu dwóch okresowych mniejszych rzek z każdym rokiem coraz bardziej zbliża się do zniknięcia z mapy. A to wszystko za sprawą ocieplenia się klimatu.



Rose
___________________
¹ upwelling - wynoszenie wód głębinowych na powierzchnię, tam, gdzie pasaty wiejące od lądu ,,spędzają" z morza wody powierzchniowe; powoduje ochłodzenie wód powierzchniowych i obniżenie temperatury powietrza.


Artykuł powstał przy użyciu materiałów z National Geographic i Repetytorium maturzysty z geografii wydawnictwa Greg.

czwartek, 2 sierpnia 2018

Recenzja#14 - ,,Mamma mia 2!"

     Mamma mia 2 jest najlepszym filmem jaki ostatnio widziałam. Trudno jest wyrazić jego boskość w słowach. Po prostu trzeba go obejrzeć, a emocje, które będą wam towarzyszyć po wyjściu z kina oddadzą wszystko. Pierwszą część obejrzałam wiele, wiele razy (czyt. ponad dziesięć) i kiedy się dowiedziałam, że kręcą drugą część nie mogłam się doczekać kiedy będzie w kinach. Po wyjściu z kina chciałam wrócić z powrotem do sali kinowej i zobaczyć ten przeboski musical raz jeszcze.
     Mamma mia 2 opowiada historię dalszych losów Sophie i reszty bohaterów i jest poprzetlatana zwizualizowanymi perypetiami miłosnymi Donny w jej młodości. To tak w skrócie. Jednak kiedy wczoraj obejrzałam pierwszą część ponownie nasunęło mi się kilka rzeczy niezgadzających się z kontynuacją. Otóż Sam powinnien wyglądać mniej więcej tak jak na zdjęciu po lewej, czyli w stylu takim trochę hipisowskim, a nie jak obecny mieszkaniec Stanów (zdj. po prawej, pierwszy od lewej).

 Kolejną rzeczą, która niezbyt współgrała było zachowanie młodego Harrego, który chwilami był zbyt porywczy i spontaniczny. Najbardziej mnie rozbiło to jak śpiewał Waterloo i przed momentem zanim wyśpiewał: The history book on the shelf  to uderzył się dwoma rękami w klatę i to było takie komiczne. Dla mnie najlepiej spośród młodej trójki kochanków Donny zagrał Bill. Szczególnie boskie było wykonanie sceny z piosenką Why did it have to be me?. Jedną z takich ciekawych i niezbyt dotąd znanych piosenek Abby było Kisses of fire. Nie chcę też zbytnio spojlerować (powyżej opisane fragmenty znajdują się z zwiastunach), ale podobało mi się zachowanie Sky'a, który zrezygnował z kariery w Nowym Jorku i wrócił na Kalokari do swojej ukochanej. Miłość wygrała z kasą. Jednak nie podobała mi się postać babci Sophie zagrana przez Cher. Kiedy śpiewała Fernando nie umiała oddać emocji towarzyszących tej scenie, kiedy to po wielu, wielu latach spotyka swoją wielką i jedyną miłość.
     Teraz czekam aż film pojawi się w sieci albo na DVD. Miłego seansu!


                                                                                                                                                  Rose

środa, 25 lipca 2018

Jason McBest i kreteński szyfroman

     Uwielbiam kiedy słońce ogrzewa mnie całą swoją mocą. Kiedy jestem na wyspie (dokładniej na Krecie) i wchodzę na szczyt góry Ida (2456 m n.p.m.). I kiedy już jestem na wierzchołku wyobrażam sobie, że jestem wolnym człowiekiem,, który gdy tylko spogląda przed siebie dostrzega wody mórz oblewających zewsząd wyspę. Jest to także jeden z tych momentów, kiedy kompletnie nic nie czuję (o drugim dowiecie się później) albo czuję się jak Zeus szukający chwili wytchnienia od Hery.
     Tego roku na Krecie wakacje zapowiadały się wspaniale, bez żadnych zagadek, bez Jasonku pomóż mi znaleźć kochankę mojego mężusia itp. Jednak do przewidzenia było, że nawet w trakcie wakacji bogowie olimpijscy nie zlitują się nademną i ktoś znowu coś przeskrobie, a potem oczywiście McBest będzie musiał zgadnąć kto to. 

     Półtora tygodnia później...
Puk. Puk.
-Dzień dobry! Mam przesyłkę do pana Jasona McBesta - oznajmił listonosz.
-To ja - odpowiedziałem i odebrałem przesyłkę.
     Ostatnio nic nie zamawiałem, więc byłem zdziwiony, że dostałem paczkę i to w dodatku zaadresowaną na mój tymczasowy adres. Na Krecie. A już myślałem, że się trochę ponudzę. Przesyłka była opakowana w tutejszy papier, który możemy znaleźć w każdym sklepiku z pamiątkami na tej wyspie. Ostrożnie rozpakowałem ją. Podniosłem wieko i ... moim oczom ukazał się fragment ... w życiu nie zgadniecie... DYSKU Z FAJSTOS! Tak, tego sławnego, tajemniczego, który powinien znajdować się za grubym szkłem w gablocie, w Muzeum Archeologicznym w Heraklionie. Byłem zaskoczony. W życiu się nie spodziewałem, że ktoś mi przyśle połowę dysku. I w dodatku tego sławnego na cały archeologiczny świat i nie tylko. Ale to nie wszystko. W życiu zawsze jest jakiś haczyk. A już na pewno w moim, kiedy ktoś wysyła ci gratis fenomen na skalę światową. Otóż w pudełku była jeszcze mała karteczka:

Nie patrz wstecz i nie szukaj chmur
wszystko znajdziesz pośród jaskiń gór

Aha! Czyli ktoś chce się ze mną bawić w chowanego. Tylko z taką wskazówką trochę czasu minie zanim przeszukam wszystkie jaskinie na wyspie. Chociaż jest napisane nie patrz wstecz, czyli zbędna mi jest wiedza historyczna. I nie szukaj chmur nie mam patrzyć się do góry?! Ciekawe w jakim niby celu? Żeby nie zobaczyć Zeusa? Jeśli to o niego chodzi to gościu mógłby okazać się całkiem przydatny. Z ostatniego wersu wynika, że na stówę drugi fragment dysku jest w jaskini pośród gór, ale nie wskazuje dokładniej. Chyba, że ten wcześniejszy werset ma służyć jako wskazówka, którą spośród tysięcy jaskiń wybrać. Czyżby chodziło o grotę, w której urodził się Zeus? Tylko jest jeden problem, bo istnieją trzy (na szczęście tylko tyle) wersje miejsca narodzin: jaskinia Idajska, góra Dikti lub góra Ajgajon. Najmniej informacji jest o tej ostatniej. Ale czy to by ją definitywnie wykluczało? Na razie przyjmę, że tak. Ale do jasnej ciasnej, jak mam na Zeusa rozwiązać tą zagadkę skoro prawie nic logicznego z tego nie wynika i mam za mało danych, a w dodatku nie mam się cofać do historii!
Pik. Pik. Przyszedł sms. Czyżby dyskowy wielbiciel się martwił, że mam mało informacji? O wilku mowa. Pośród grafik znajdziesz tą, która wzniesie cię nad Zeusa tron. Hahaha, czyli teraz mam rozszyfrować te znaczki na dysku. Ich jest ponad sto, a poza tym są wakacje i najzwyczajniej w świecie mi się nie chce.
     I tą właśnie myślą ja, Jason McBest po raz pierwszy w życiu porzuciłem zagadkę do rozwiązania. A co się wydarzyło miesiąc później? Możecie spróbować się domyślić...



                                                                                                                                            Rose

piątek, 29 czerwca 2018

Podróż 14 - Mariachi&bailando

    Najczęstszym skojarzeniem z Meksykiem jest muzyka, a właściwie to ta rozbrzmiewająca od rana do wieczora na ulicach, grana przez mariachi, czyli zespoły muzyków. Mi mariachi kojarzy się z Meksykaninem w sombrero i gitarą w rękach grającym pod oknem swojej wybranki. Tak jak to zostało ukazane w jednej z meksykańskich telenoweli ,,Esmeraldzie", gdzie Adrián Lucero grał romantyczne ballady pod oknem Gracieli. I ta wizja niewiele odbiega od rzeczywistości. Z tym, że zamiast jednego Adriána jest cała banda mariachich i zakochani Meksykanie wynajmują grajków, którym rzecz jasna płacą za wykonany repertuar. Trzeba przyznać, że to jest romantyczne. Kto by nie chciał pod swoim oknem usłyszeć romantycznej melodii z hiszpańskimi słowami...
     W Polsce najważniejszymi urodzinami wyprawianymi najhuczniej jest osiemnastka. Jednak w Meksyku dla dziewczyny najważniejsze są piętnaste urodzinki. Quinceañera jest symbolem wejścia nastolatki w dorosłe życia, stania się kobietą. W swoją piętnastkę mają okazję do wysłuchania swojego pierwszego koncertu mariachich zadedykowanego wyłącznie im. W momencie urodzin mogą już zacząć chodzić na randki, malować się i nosić szpilki. Czyż nie cudownie?
     Mariachich wynajmuję się także na urodziny, zaręczyny, wesela, chrzciny, ważne rocznice, ale także na pogrzeby. Podczas pogrzebów nie jest grana smutna muzyka tak jak u nas. Tylko wesoła i entuzjastyczna, niosąca z sobą mnóstwo energii. A to za sprawą, że u nich śmierć jest postrzegana jako początek nowego życia, przejście do nowego, lepszego świata, a nie jako koniec końców. Możemy to zresztą dostrzec podczas Święta Zmarłych (El Día de los Muertos), które jest obchodzone z dużą pompą na wesoło. Nad grobem zmarłego mariachi grają pieśni/ballady pochwalne na cześć zmarłego lub ulubione piosenki nieboszczyka (el difunto). Często zdarza się, że difuntos mają już za życia przygotowaną listę utworów, których chcieli by wysłuchać będąc jeszcze ciałem na tym świecie.




czwartek, 7 czerwca 2018

Recenzja#13 - Carlos Ruiz Zafόn - ,,Więzień nieba"

     Ostatnio w ręce wpadła mi powieść Carlosa Ruiza Zafona - Więzień nieba. W wakacje przeczytałam Cień wiatru owego pisarza i zafascynowałam się mistrzowskimi opisami Barcelony, które występują w każdej z części Cmentarza Zapomnianych Książek oraz w dojrzałym i pięknym języku, w którym autor kreuje swoich bohaterów i umieszcza historię, która zdaje się nie mieć końca dopóki nie docieramy do ostatniej strony książki ze zdziwieniem, że całe to obszerne dzieło literatury dobiegło końca, a my mamy ochotę na więcej, a są tylko cztery powieści z tej serii. 
     Więzień nieba otwiera nam drogę do tajemniczej i ukrywanej przez cały czas historii życia Fermina Romero de Torres zanim spotkał go Daniel Sempere w Cieniu wiatru. Historia Fermina jest pełna zaskakujących, a zarazem przerażających momentów, w których brał udział, m.in. opis w jaki sposób traktowano więźniów na Montjuic oraz dalsze losy Davida Martina, głównego bohatera Gry anioła. Najwięcej emocji wzbudził we mnie jeden z bohaterów negatywnych (o ile w ogóle można go nazwać aż bohaterem negatywnym) - Mauricio Valls. Valls jest osobnikiem tak przesiąknięty złem, że nawet Mefistofelisowi trudno byłoby go przebić. Autor najlepiej oddaje jego niecny charakter, więc polecam przeczytać książkę. Najbardziej wzburzył mną moment kiedy Valls zaprosił na spotkanie Isabellę - młodą, dwudziestodwuletnią matkę Daniela i to co z nią zrobił. Niby na początku zachowuje się jak dżentelmen zapraszając ją do knajpki, a potem... lepiej nie mówić.
     Nie chcę wam psuć miłych chwil czytania i zdradzać najciekawszych wątków, więc zachęcam was do przeczytania tej powieści wywodzącej się wprost z literatury hiszpańskiej. Ostatnio tak uwielbiam literaturę hiszpańską i kiedy w tekście występują słowa po hiszpańsku, że mogłbym czytać w nieskończoność (ale niestety nie da się czytać nieprzerwanie przez całe życie, w sensie godzina w godzinę;)). I na koniec cytacik odnoszący się do czytania prosto z książki:
Jedyny przyzwoity obyczaj, którego należy bronić stanowczo, to obyczaj czytania, podczas gdy reszta jest kwestią sumienia każdego z osobna.


                                                                                                                                  Rose

piątek, 11 maja 2018

Perpetuum mobile

     Jakże bosko byłoby stworzyć coś co nie istnieje, albo coś co nie ma prawa istnieć. Jednak czy to jest w ogóle możliwe? Szczególnie z fizycznego punktu widzenia? Pozwólcie, że się przedstawię. Mam na imię Filip i jestem zwariowanym młodym fizykiem, którego marzeniem jest zbudowanie perpetuum mobile. Ale jak już powszechnie wiadomo, nie wszystkie marzenia się spełniają...
     Na początek opowiem wam historię Orffyreusza. Tylko nie pomylcie go z Orfeuszem, bo wyjdzie zupełnie inny mit. Dziwne imię, co nie? I oto właśnie gościowi chodziło. Jego imię miało się kojarzyć z alchemią, magią i wiedzą tajemną. Jednak tak naprawdę było tylko pseudonimem jednego z saksońskich chłopów - Eliasa Besslera. Nie był on zbytnio wykształcony, bo skończył zaledwie gimbazę. No, a potem wyruszył w świat. Nikt do końca nie wie, czym się zajmował, ale chodzą mity, że był alchemikiem, uzdrowicielem i zegarmistrzem. W końcu postanowił się ustatkować i ożenił się z córką ZAMOŻNEGO mieszczanina. Według mnie w tym małżeństwie chodziło Orffyreuszowi o kasę, żeby móc zająć się swoją życiową obsesją - udowodnieniem, że można skonstruować perpetuum mobile.
     Swoją pierwszą machinę budował przez dziesięć lat. Trochę długo, ale nie zapominajmy, że żył w XVIII wieku. Kiedy skończył był dumny ze swojego dzieła, tak dumny, że na pokaz zaprosił lokalną elitę. Swoje dzieło reklamował tymi słowami: Samo nie zatrzyma się nigdy. Co oczywiście było niezgodne z I zasadą dynamiki Newtona, która głosi, że istnieje układ odniesienia, w którym ciało niepodlegające oddziaływaniom zewnętrznym spoczywa lub porusza się po prostej ze stałą prędkością. Poza tym Orffyreusz był chorobliwie ambitny i nadpobudliwy, więc kiedy się dowiedział, że stał się obiektem złośliwych żartów, wpadł w furię i roztrzaskał maszynerię.
     Obsesja znowu okazała się silniejsza od rozumu i w rok wybudował drugie perpetuum mobile. Był to rok 1714 kiedy odwiedził go jeden z geniuszów ówczesnej nauki Gottfried Leibniz. Bessler pokazał mu swoje cudo i przekonał go, że wbrew pierwszej zasadzie dynamiki Newtona ta maszyna nie ma prawa istnieć. Udało mu się przekonać Leibniza, bo ten z Newtonem darzyli się szczerą nienawiścią. Wzajemnie oskarżali się o plagiat i bezkrytycznie przyjmowali wszystko co mogło zaszkodzić rywalowi.
Fantaści, którzy próbują zbudować perpetuum mobile, chcą stworzyć coś z niczego, co jest niemożliwe.
                                                                                                                                          (I.Newton) 
Mam nadzieję, iż nie ma w Anglii zbyt wielu osób, które podzielają punkt widzenia pana Newtona twierdzącego, że wszechświat wymaga ciągłej naprawy. W mojej opinii taka filozofia podważa mądrość i wielkość Stwórcy.
                                                                                                                                           (G.Leibniz)

 
    Jednak Orffyreusz nie żył potem długo i szczęśliwie z Noblem na koncie za skonstruowanie maszyny, która nie ma prawa istnieć. Później jego wieloletnia służąca uciekła od niego i oskarżyła go o mydlenie ludziom oczu. Wyznała, że koło nie napędzało się samo, lecz było potajemnie nakręcane. W ścianie komnaty znajdował się niewielki otwór, przez który wkładano długi żelazny pręt zakończony z jednek strony hakiem dopasowanym do ukrytego przed widzami walca, a z drugiej korbą. I w taki oto magiczny sposób, pełen alchemicznych zaklęć i czarów kręciło się i nigdy nie zatrzymywało samo. Nietrudno przewidzieć reakcję wynalazcy, kiedy jego reputacja legła w gruzach. Oczywiście wpadł w atak szału i w jego efekcie roztrzaskał po raz kolejny swoją życiową miłość i zniszczył wszystkie rysunki i szkice związane z machiną. Gdy jego szał ustał zaszył się w samotności i ukryciu, gdzie projektował młyny i wiatraki. Jednak nie był nieśmiertelny. Zginął w 1745 roku potykając się i spadając z dużej wysokości, a wraz z nim cała tajemnica o perpetuum mobile. Ale czyżby na pewno?                                                                                                                                                               W 1775 roku Francuska Akademia Nauk ogłosiła, że stworzenie perpetuum mobile jest niemożliwe. Jednak to nie powstrzymuje mnie przed sprzeciwianiem się prawom fizyki. I nadal wierzę, że w końcu uda mi się zbudować machinę nie mającą prawa istnieć.




                                                                                                                                            Rose

czwartek, 3 maja 2018

Recenzja#12 - Simone Elkeles - ,,Idealna chemia"

     Ostatnio przez przypadek natrafiłam w bibliotece na książkę Simone Elkeles pt. Idealna chemia, która okazała się moim ulubionym gatunkiem literackim (romans) połączonym z moją ukochaną pasją (hiszpańskm♥️). Idealna chemia opowiada o historii miłości Brittany i Alexa. Byłaby to zwykła opowieść o miłości, gdyby nie fakt, że główni bohaterowie pochodzą z innych warstw społecznych. Dzieciaki z północnej części miasta nie zadają się w zasadzie z dzieciakami z południa. (...) Żyjemy w tym samym mieście, ale w zupełnie innych częściach. My mieszkamy w dużych rezydencjach nad jeziorem Michigan, a oni w pobliżu bocznic kolejowych.
      Czy naprawdę miłość od nienawiści dzieli tylko jeden krok?
Opinia Brittany Ellis o Aleksie:
Z tym swoim umięśnionym ciałem i idealną twarzą chłopak wygląda jak model od Abercrombiego, ale jego zdjęcie trafi prędzej do kartoteki policyjnej.
A co o Brittany sądzi Alejandro Fuentes?
-To śnieżynka. - Nie lecę na białe laski. Ani na rozpieszczone. Ani na takie, dla których ciężka praca sprowadza się do codziennego malowania swoich długich paznokci na inny kolor, żeby pasowały do najmodniejszych ciuchów.
Czy tak różne charaktery pochodzące na dodatek z odmiennych światów mogą się w sobie zakochać? I czy pomiędzy nienawiścią a miłością jest cienka granica?
     Nie będę Wam streszczała fabuły, bo jest w niej mnóstwo wątków, a nie chciałabym żadnego opuścić oraz nie chcę za bardzo spojlerować. Jednak Chłopak, który... na zawsze pozostanie moją ukochaną książeczką (przeczytaną już 9 razy!), ale to nie znaczy, że Idealna chemia nie jest idealna😉  A na koniec jeszcze boski cytacik:
-Patrzyłaś na mnie takim wzrokiem, jakbyś chciała mnie pocałować.
Zmuszam się do uśmiechu.
-Jasne - mówię sarkastycznie.
-Nikt nie patrzy, możesz spróbować, jeśli chcesz. 
Nie chcę się chwalić, ale mogę się uznać za eksperta w tej dziedzinie.


                                                                                                                      Rose

czwartek, 5 kwietnia 2018

Recenzja#11 - ,,Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa" (film)

     Od roku próbowałam obejrzeć jeszcze raz film na podstawie powieści Rafała Kosika - ,,Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa". Ale na cda jest na koncie premium, na niektórych stronach trzeba się logować, a na zalukaj teoretycznie da się obejrzeć dopóki nie wyskoczą inne podstrony lub samo się nie zawiesi. Ale w końcu udało mi się trochę obejrzeć początek filmu, więc nie musicie się bać, że wam zespojleruję koniec ;p
     Najbardziej spodobał mi się początek filmu, kiedy kamera ukazała zegar na wieży szkoły, w której postanowiono nakręcić sceny rozgrywające się w budynku szkolnym. Za pierwszym razem nie skapnęłam się co to za szkoła, ale jak zobaczyłam ten fragment drugi raz kilka lat później nie miałam już wątpliwości, że to jedno z najlepszych liceów w Poznaniu - I LO im. K. Marcinkowskiego, czyli Marcinek.




To piękne wnętrze, w którym możemy zobaczyć po raz pierwszy aktorów wcielających się w rolę tytułowych Felixa, Neta i Niki, poznać historię nadpobudliwie dużej rosiczki, trochę zaczepek szkolnych i genialny pomysł Felixa jak temu zaradzić w sposób fizyczny.

     ,,Felix, Net i Nika oraz TMK" miał premierę 7 maja 2012 roku. W rolach głównych wystąpili: Kamil Klier (Felix), Klaudia Łepkowska (Nika) i Maciej Stolarczyk (Net).
     Akcja filmu zaczyna się ostatniego dnia szkoły. Przyjaciele planują gdzie spędzą wakacje i ich wyborem okazuje się nadmorska miejscowość Milo. Dalej czeka na nich Teoretycznie Możliwa Katastrofa. Czy uda im się z niej wybranąć? Oraz jaką tajemnicę kryje Pierścień w bazie w Milo? Tego dowiecie się oglądając ten niesamowity film.


                                                                                                                                        Rose

piątek, 30 marca 2018

Warkocz

     Na niebie widniał księżyc w pełni. Leżałam na łóżku nie mogąc zasnąć. Cały czas myślałam o moim chłopaku, o naszej ostatniej rozmowie telefonicznej, o damskim głosie, który był słyszalny w oddali, o jego przerażeniu w głosie na mój telefon i o wielu innych rzeczach z tym związanych. Czyżby mnie zdradzał z jakąś inną dziewczyną? Teraz już nic nie zrobię. Poczekam do rana.
     O ósmej zaczynały się lekcje. Usiadłam z nim w ławce. Teraz akurat była godzina wychowawcza, na której nasza polonistka dawała nam luz albo zanudzała wykładami o pisarzach, poetach itp. Dzisiaj z powodu wyczerpania artystów mogliśmy robić co chcemy. Toteż zaczęłam z nim rozmawiać. Nagle naszą rozmowę przerwał krótki sygnał jego komórki. Dostał esemesa. Ciekawe od kogo? Zdenerwowanym ruchem wyciągnął z kieszeni komórkę. Odblokował i przeczytał. Nie zauważył, że przez przypadek również przeczytałam. Zawierał taką oto treść: Spotkajmy się dzisiaj wieczorem w parku. I pochodził od jakiejś LadyX. Kto to może być? Z jednej strony mój chłopak nie był taki głupi i nie napisał imienia i nazwiska tylko nadał tą ksywkę LadyX, ale z drugiej strony aż się dziwię, że odczytując esemesa nie spojrzał na mnie, żeby zobaczyć czy nie czytam razem z nim. Widziałam jednak, że na pewno jej nie odmówi i pójdzie do parku. Postanowiłam go śledzić.
     Kiedy słońce zaszło wyszłam z domu. Swoje kroki skierowałam pod jego dom. Schowałam się w krzakach naprzeciwko jego domu i obserwowałam teren. Zaczynało się coraz bardziej ściemniać. Można było usłyszeć złowrogie huczenie sowy. Nagle zaskrzypiały drzwi i wyszedł przez nie chłopak ubrany na czarno. Poczekałam aż się trochę oddali, żeby nie wzbudzać podejrzeń i ruszyłam za nim. Szedł oczywiście ulicą prowadzącą do parku. W pewnym momencie zatrzymał się i rozejrzał dookoła, już myślałam, że poczuł mój wzrok na sobie, ale nie mógł mnie zobaczyć. bo ukryłam się za drzewem. Jego wzrok zatrzymał się na ławce, na której już siedziała postać w czarnym stroju z kapturem. Ale z niej punktualna paniusia. Dosiadł się do niej. Podeszłam trochę bliżej, ale tylko na tyle, żeby usłyszeć co mówią. LadyX wyjęła ze swojej torby ciasto. Przy wyciąganiu rozkruszyło się troszeczkę i okruchy spadły na ziemię. Zaczęli jeść ciasto i rozmawiać gestykulując przy tym rękami. Słyszałam jak mnie obgadywali. Co za łajdacy! Miałam tego dosyć. Jak można mnie tak poniżać? I to jeszcze słowa, które mówi twój ,,zaufany chłopak"?! Zdenerwowałam się i przystąpiłam do akcji.
     Kiedy w najlepsze się rozgadali wynurzyłam się z krzaków jak Wenus z piany morskiej i stanęłam za ich ławką z miną rozwścieczonego Jowisza. Jeszcze nie zdążyli mnie zauważyć, toteż znacząco chrząknęłam. Obrócili się. Mieli zaskoczone twarze, szczególnie mój ex-zdrajca-chłopak. Szkoda, że siebie nie widział, wyglądał jakby zobaczył Mefistofelesa w najczystszej formie. Ale hej no, aż taka straszna nie jestem. Nic nie powiedział, ale zdobył się tylko na krzyknięcie: W nogi! I zaczęli uciekać. Bardzo męskie. Rozpoczęłam pościg za nimi. Uciekali w stronę peronu. Domyśliłam się, że oni chcą wskoczyć do pociągu, ale mieli marne szanse, bo pociąg szykował się do odjazdu. Już ich miałam na wyciągnięcie ręki, gdy nagle wskoczyli do rozpędzonego pociągu i odjechali. Zaczął wiać wiatr i zdmuchnął kaptur z jej głowy. Z dala zobaczyłam już tylko blond warkocz LadyX.


                                                                                                                                          Rose



piątek, 16 marca 2018

Najpiękniejsza 2/2

     Podeszliśmy do jakiś dziwnych małych drzwiczek. Ona wyjęła klucz  z kieszeni bluzy i odkluczyła. Gdzie mnie prowadzi...
- Dalej - zachęciła mnie - Tam nie ma nic strasznego. Chyba, że boisz się ciemności, albo masz lęk wysokości.
Wszedłem. W środku nic prawie nie widziałem, tylko jakieś dziwne kształty. Znów chwyciła mnie za rękę i prowadziła. 
     Po chwili już wchodziliśmy po schodach. Zajęło to nam jakieś pięć minut. Już domyślałem się gdzie mnie prowadzi. Ostatnie kilka schodków i oślepiło mnie światło. Przymrużyłem oczy, te kilka minut w ciemności całkowicie odzwyczaiły mnie od światła. Po chwili jednak mogłem normalnie widzieć. I tak jak się domyśliłem byliśmy na dachu budynku.  Usiedliśmy przy samej krawędzi, tak, że nogi nam zwisały dół. Patrzyłem na jej twarz, była smutna. Westchnęła i zaczęła mówić.
- W domu... Nie jest dobrze, mój brat jest chory, może umrzeć... Mama umarła ponad rok temu, zostaliśmy sami z ojczymem. On dzisiaj... Znów... Na mnie nakrzyczał i uderzył w policzek. Czasem go ponosi... Jednak zazwyczaj jest w miarę miły... Tylko dzisiaj okazało się, że będzie miał kolejne wydatki... Za te obowiązkowe mundurki... A przez leczenie dla Mike, prawie nie mamy pieniędzy.
Nie wiedziałem co powiedzieć. To było trudne. Wreszcie objąłem ją niepewnie. Oparła głowę o moje ramię. Z jej oczu wypłynęły łzy. 
- Wiesz, jak będziesz potrzebowała pomocy możesz przyjść do mnie. Chciałbym cię poznać.
- Tak jak ci wszyscy idioci.
- Ale...
- Nie wiem, po prostu nie wiem. Nie rozumiem czemu ci to powiedziałam. Nie licz na więcej rozmów.
- Sky - powiedziałem, po raz pierwszy używając jej imienia - Zamykasz się w sobie przed wszystkimi. To nie jest dobre. Dopuść mnie do siebie, proszę. Od początku mnie intrygowałaś.
- Wiem - powiedziała z uśmiechem - Tylko... Boję się... Boję się zranienia... Boję się, że jak kogoś pokocham to potem będę cierpieć.
- Ale czy to nie będzie piękne cierpienie? Może jestem romantykiem, ale wydaje mi się, że nie ma miłości bez cierpienia. Ale miłość, dobra miłość, pomoże ci przetrwać. Nawet jak będziesz uciekała przed tym uczuciem doznasz cierpienia. Innego. Bez szczęścia. Może lepiej czasem pokochać i nawet stracić. Miłość jest piękna.
- Ale jest cierpieniem. Boję się.
- A nie możesz mi zaufać? Nie zranię cię. Nie chcę.
- Nie wiem...
- Jesteś trudna.
- Wiem - roześmiała się melodyjnie.
- Teraz jesteś szczęśliwa? - z znienacka zadałem to pytanie.
Zmarszczyła brwi.
- Chyba... tak - powiedziała z lekkim niedowierzaniem.
- Dlaczego? - ciągnąłem.
- Bo... Nie wiem...
- Nie wiesz czy nie chcesz powiedzieć? To różnica.
Spuściła wzrok, potwierdzając moje przypuszczenia.
- Więc? - ponagliłem z uśmiechem.
- No, dlatego, że wreszcie to komuś powiedziałam. Że nie jestem sama. Zadowolony? - powiedziała trochę zła.
- Tak - zaśmiałem się krótko i pocałowałem ją w głowę - Wiesz, skoro to ci daje szczęście, to czemu nie chcesz mieć tak częściej?
- Boję się - powtórzyła po raz kolejny. Zaczynało mnie to denerwować.
- Boisz się zranienia, tak? - spojrzałem na nią szukając potwierdzenia, skinęła głową - A czy sama siebie nie ranisz odpychając wszystkich? Nie mając nikogo w szkole z kim mogłabyś porozmawiać? Czy jesteś bez tego szczęśliwa?
Milczała, ale wreszcie, nawet nie podnosząc wzroku powiedziała:
- Nie.
- Właśnie. Nie możesz się wszystkiego bać. Czy ja zrobiłem ci jakąś krzywdę przez te miesiące? Przez ten dzień?
- Nie...
- Właśnie.
Sky westchnęła cicho.
- Masz rację. Masz rację, ale... Nie potrafię się przełamać.
- Pomogę ci - położyłem rękę na jej ręce. Spojrzała mi w oczy. Widziałem w nich niepewność.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię, obiecuję - uśmiechnąłem się do niej. 
- No dobrze - zgodziła się.
Wreszcie będę mógł z nią rozmawiać, przytulać...
Ta "najpiękniejsza" zgodziła mi się zaufać. Może nie otworzy się na innych ludzi, ale nie pozwolę sobie jej stracić. Jest moją najpiękniejszą.

                                                                                                                                 Rusałka