O ósmej zaczynały się lekcje. Usiadłam z nim w ławce. Teraz akurat była godzina wychowawcza, na której nasza polonistka dawała nam luz albo zanudzała wykładami o pisarzach, poetach itp. Dzisiaj z powodu wyczerpania artystów mogliśmy robić co chcemy. Toteż zaczęłam z nim rozmawiać. Nagle naszą rozmowę przerwał krótki sygnał jego komórki. Dostał esemesa. Ciekawe od kogo? Zdenerwowanym ruchem wyciągnął z kieszeni komórkę. Odblokował i przeczytał. Nie zauważył, że przez przypadek również przeczytałam. Zawierał taką oto treść: Spotkajmy się dzisiaj wieczorem w parku. I pochodził od jakiejś LadyX. Kto to może być? Z jednej strony mój chłopak nie był taki głupi i nie napisał imienia i nazwiska tylko nadał tą ksywkę LadyX, ale z drugiej strony aż się dziwię, że odczytując esemesa nie spojrzał na mnie, żeby zobaczyć czy nie czytam razem z nim. Widziałam jednak, że na pewno jej nie odmówi i pójdzie do parku. Postanowiłam go śledzić.
Kiedy słońce zaszło wyszłam z domu. Swoje kroki skierowałam pod jego dom. Schowałam się w krzakach naprzeciwko jego domu i obserwowałam teren. Zaczynało się coraz bardziej ściemniać. Można było usłyszeć złowrogie huczenie sowy. Nagle zaskrzypiały drzwi i wyszedł przez nie chłopak ubrany na czarno. Poczekałam aż się trochę oddali, żeby nie wzbudzać podejrzeń i ruszyłam za nim. Szedł oczywiście ulicą prowadzącą do parku. W pewnym momencie zatrzymał się i rozejrzał dookoła, już myślałam, że poczuł mój wzrok na sobie, ale nie mógł mnie zobaczyć. bo ukryłam się za drzewem. Jego wzrok zatrzymał się na ławce, na której już siedziała postać w czarnym stroju z kapturem. Ale z niej punktualna paniusia. Dosiadł się do niej. Podeszłam trochę bliżej, ale tylko na tyle, żeby usłyszeć co mówią. LadyX wyjęła ze swojej torby ciasto. Przy wyciąganiu rozkruszyło się troszeczkę i okruchy spadły na ziemię. Zaczęli jeść ciasto i rozmawiać gestykulując przy tym rękami. Słyszałam jak mnie obgadywali. Co za łajdacy! Miałam tego dosyć. Jak można mnie tak poniżać? I to jeszcze słowa, które mówi twój ,,zaufany chłopak"?! Zdenerwowałam się i przystąpiłam do akcji.
Kiedy w najlepsze się rozgadali wynurzyłam się z krzaków jak Wenus z piany morskiej i stanęłam za ich ławką z miną rozwścieczonego Jowisza. Jeszcze nie zdążyli mnie zauważyć, toteż znacząco chrząknęłam. Obrócili się. Mieli zaskoczone twarze, szczególnie mój ex-zdrajca-chłopak. Szkoda, że siebie nie widział, wyglądał jakby zobaczył Mefistofelesa w najczystszej formie. Ale hej no, aż taka straszna nie jestem. Nic nie powiedział, ale zdobył się tylko na krzyknięcie: W nogi! I zaczęli uciekać. Bardzo męskie. Rozpoczęłam pościg za nimi. Uciekali w stronę peronu. Domyśliłam się, że oni chcą wskoczyć do pociągu, ale mieli marne szanse, bo pociąg szykował się do odjazdu. Już ich miałam na wyciągnięcie ręki, gdy nagle wskoczyli do rozpędzonego pociągu i odjechali. Zaczął wiać wiatr i zdmuchnął kaptur z jej głowy. Z dala zobaczyłam już tylko blond warkocz LadyX.
Rose
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz