czwartek, 25 sierpnia 2016

Tajemnica brylantu Persefony cz.16

     Następnego dnia, piętnaście minut przed końcem podróży, zza oknem górowała wieża Eiffla oraz tłum nielegalnych malarzy. Nagle pociąg się zatrzymał i wyszli na ulicę Paryża. Postanowili coś zjeść, a następnie mieli jeszcze godzinę do odjazdu autokaru, którą postanowili przeznaczyć na zwiedzanie. 
     Usiedli na ławeczce. Przed sobą mieli widok owej słynnej wieży w Paryżu. Jeszcze nigdy nie byli we Francji. Postanowili wspiąć się na Eifflę. Była ona niezwykle ogromna, można by powiedzieć, że dotykała nieba. Miała niesamowicie olbrzymią liczbę schodów, jak i turystów. Choć wieczorem jest mało chętnych do wspinaczki. Mark i Bridget z wielką szybkością pokonywali drogę. Tak,  że już byli na szczycie. Widok na Paryż nocą był olśniewający, wręcz bajeczny. Szczególnie na Łuk Triumfalny, od którego odchodziły uliczki w gwieździstym wzorze. Najlepsze było to, że całą Eifflę mieli dla siebie. W tak romantycznym nastroju Mark pocałował Bridget. 
     Omal straciliby rachubę czasu, gdyby nie deszcz, który zdążył już się zamienić w ulewę. Szybko pobiegli do autokaru. 
–Jeszcze dwa promy i jesteśmy na miejscu! 
–Możemy już powiedzieć ‘Buenos Días America’.  
–Oraz: ‘Już cię mamy skarbie Persefony’. –powiedział Mark  
     Dwa dni później byli już w Urugwaju. Przedzierali się przez gęstą dżunglę, która była nie do pokonania dla zwykłego człowieka z miasta. Nie wiedzieli, w którą stronę podążać. Nagle skapnęli się, że mają mapę. Otworzyli ją. I ujrzeli swoje kroki oraz miejsce skarbu. Pokazywała też, że przed nimi jeszcze kilka godzin drogi zanim zejdą do podziemi. Ostrzegała też, że w podziemiach (podobno) Hadesa czeka ich zjawisko śmiertelnie niebezpieczne, ale nie zdradzała jakie.   



                                                                                                                    Rose

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Jason McBest, czyli detektyw na tropie języków - Obtatuowana czaszka

     Dziesięć lat temu dostałem od listonosza list w żółtej kopercie. Otworzyłem go. W kopercie znalazłem fotografię przedstawiającą jakiegoś czarnoksiężnika, oprócz zdjęcia był także zwitek papieru. Rozwinąłem go i ujrzałem tylko dwa słowa: Ratuj mnie. Nie było żadnego podpisu, ani adresu zwrotnego. Nie wiedziałem co mam z tym zrobić. Było za mało danych.
     Dopiero teraz przypomniałem sobie o tym liście. Czytając poranną gazetę mój wzrok zahaczył o artykuł ze zdjęciem czaszki. Gdy przyjrzałem się jej bliżej dostrzegłem, że to nie jest zwyczajna czaszka. Na niej były wytatuowane napisy. Jeszcze się z czymś takim nie spotkałem. Co dziwne została wyłowiona z Warty, w miejscowości niedaleko Poznania. Antropolodzy szacują wiek czaszki na około sześćdziesiąt osiem lat, płeć męską, a śmierć dziesięć lat temu. Tajemniczy człowiek prosi mnie o ratunek dziesięć lat temu oraz przysyła zdjęcie. Ale to zdjęcie... gdzieś już je kiedyś widziałem.
     Nagle zaczęła dzwonić moja komórka. Odebrałem. To była Martha.
-Cześć Jason! Mam bardzo ważną sprawę.
-Cześć! No, jaką? Czekaj! Niech zgadnę. Chodzi o tą czaszkę?
-No właśnie, ta czaszka. Wiesz, że dostałam za zadanie rozszyfrowanie tych tajemniczych tatuaży.
-I jak pani archeolog sobie z tym poradziła?
-Na czaszce widnieje sześć słów, ale nie ma ani kropki ani dużej litery.
-Podasz mi te słowa?
-Jasne. Są po łacinie. DRUIDES/ A/ FINE/ SAECULI/ IAM/ NOS. Przetłumaczyłam to tak: Koniec epoki druidów, teraz czas na nas.
-Martha! Już wiem! To jest czaszka druida.
-Czytałam legendy, że ostatni druid zamieszkiwał na wyspie Wolin, ale podobno zginął dziesięć lat temu.
-Cały czas pojawia się ten sam czas. To dziesięć lat! Druidzi mieli wrogów?
-Tak. Byli nimi czarnoksiężnicy. Ostatni druid trafił na Wolin, ponieważ jeden z czarnoksiężników o najgorszym z możliwych imion - Kalamabara, Kalamabara wygnał go z ojczystego kraju, ponieważ myślał, że jak oddali go od Celtów to straci swoje moce. Niestety, nie wiemy czy to była prawda.
-List w żółtej kopercie! To jest rozwiązanie! Ten czarnoksiężnik ze zdjęcia, które otrzymałem to Kalamabara! To on zabił i obtatuował czaszkę ostatniego druida! Ciesząc się, że zło wygrało z dobrem! Ten list jest od tego druida! Jak to jest w ogóle możliwe? Skąd czaszka w Warcie? Zrozumiałbym gdyby była w Odrze. Ale Warta?
-No wiesz, czarne moce.



                                                                                                            Rose

czwartek, 4 sierpnia 2016

Recenzja#3 Marek Niedźwiecki - ,,Australijczyk"

Pod koniec zeszłego roku ukazała się książka Marka Niedźwieckiego, pt. ,,Australijczyk”.                 ,,Ta książka pełna jest miłości do Australii.” (Jean Dunn).                                                                   Niedźwiecki opisuje swoje podróże, które odbył na ,,czerwony kontynent”. Australia jest moim ulubionym, a nawet ukochanym kontynentem, więc z chęcią przeczytałam tą powieść. Jednak nie jest to tylko i wyłącznie lektura dla miłośników Australii. Zawiera mnóstwo cudownych zdjęć, w których nie sposób się zakochać. Piękne widoki, tak bardzo  odległe od naszych polskich. Oprócz tego opisane są doświadczenia autora. ,,Australijczyk” zaczyna się wywiadem, w którym tytułowy Australijczyk wymienia tych, którzy byli tam przed nim. Wśród nich jest Tomek Wilmowski. 
Książka podzielona jest na sześć części: Australia Zachodnia, Australia Południowa i Terytorium Północne, Kimberley, Queensland i Nowa Południowa Walia, Wiktoria, Tasmania. Co jakiś czas pojawiają się ciekawostki (oto jedna z nich): 
,,Wedle legendy, kiedy James Cook dotarł do Australii, zauważył daleko skaczące zwierzę o silnych tylnych łapach. Używając języka migowego Anglicy zapytali o nie Aborygenów. Ci odpowiedzieli: ,,kan ghu ru", co biali uznali za lokalną nazwę stworzenia. W aborygeńskim znaczyło zaś: ,,nie rozumiemy was"." 
,,Australijczyk" jest lekturą na jeden wieczór, pomimo tych swoich prawie trzystu stron jest tam po prostu więcej do podziwiania niż czytania.


                                                                                                                 Rose