Pod koniec zeszłego roku ukazała się książka Marka
Niedźwieckiego, pt. ,,Australijczyk”. ,,Ta książka pełna jest miłości do Australii.”
(Jean Dunn). Niedźwiecki
opisuje swoje podróże, które odbył na ,,czerwony kontynent”. Australia jest
moim ulubionym, a nawet ukochanym kontynentem, więc z chęcią przeczytałam tą
powieść. Jednak nie jest to tylko i wyłącznie lektura dla miłośników Australii.
Zawiera mnóstwo cudownych zdjęć, w których nie sposób się zakochać. Piękne
widoki, tak bardzo odległe od naszych
polskich. Oprócz tego opisane są doświadczenia autora. ,,Australijczyk” zaczyna
się wywiadem, w którym tytułowy Australijczyk wymienia tych, którzy byli tam
przed nim. Wśród nich jest Tomek Wilmowski.
Książka podzielona jest na sześć części: Australia Zachodnia, Australia Południowa i Terytorium Północne, Kimberley, Queensland i Nowa Południowa Walia, Wiktoria, Tasmania. Co jakiś czas pojawiają się ciekawostki (oto jedna z nich):
,,Wedle legendy, kiedy James Cook dotarł do Australii, zauważył daleko skaczące zwierzę o silnych tylnych łapach. Używając języka migowego Anglicy zapytali o nie Aborygenów. Ci odpowiedzieli: ,,kan ghu ru", co biali uznali za lokalną nazwę stworzenia. W aborygeńskim znaczyło zaś: ,,nie rozumiemy was"."
,,Australijczyk" jest lekturą na jeden wieczór, pomimo tych swoich prawie trzystu stron jest tam po prostu więcej do podziwiania niż czytania.
Rose
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz