Podeszliśmy do jakiś dziwnych małych drzwiczek. Ona wyjęła klucz z kieszeni bluzy i odkluczyła. Gdzie mnie prowadzi...
- Dalej - zachęciła mnie - Tam nie ma nic strasznego. Chyba, że boisz się ciemności, albo masz lęk wysokości.
Wszedłem. W środku nic prawie nie widziałem, tylko jakieś dziwne kształty. Znów chwyciła mnie za rękę i prowadziła.
Po chwili już wchodziliśmy po schodach. Zajęło to nam jakieś pięć minut. Już domyślałem się gdzie mnie prowadzi. Ostatnie kilka schodków i oślepiło mnie światło. Przymrużyłem oczy, te kilka minut w ciemności całkowicie odzwyczaiły mnie od światła. Po chwili jednak mogłem normalnie widzieć. I tak jak się domyśliłem byliśmy na dachu budynku. Usiedliśmy przy samej krawędzi, tak, że nogi nam zwisały dół. Patrzyłem na jej twarz, była smutna. Westchnęła i zaczęła mówić.
- W domu... Nie jest dobrze, mój brat jest chory, może umrzeć... Mama umarła ponad rok temu, zostaliśmy sami z ojczymem. On dzisiaj... Znów... Na mnie nakrzyczał i uderzył w policzek. Czasem go ponosi... Jednak zazwyczaj jest w miarę miły... Tylko dzisiaj okazało się, że będzie miał kolejne wydatki... Za te obowiązkowe mundurki... A przez leczenie dla Mike, prawie nie mamy pieniędzy.
Nie wiedziałem co powiedzieć. To było trudne. Wreszcie objąłem ją niepewnie. Oparła głowę o moje ramię. Z jej oczu wypłynęły łzy.
- Wiesz, jak będziesz potrzebowała pomocy możesz przyjść do mnie. Chciałbym cię poznać.
- Tak jak ci wszyscy idioci.
- Ale...
- Nie wiem, po prostu nie wiem. Nie rozumiem czemu ci to powiedziałam. Nie licz na więcej rozmów.
- Sky - powiedziałem, po raz pierwszy używając jej imienia - Zamykasz się w sobie przed wszystkimi. To nie jest dobre. Dopuść mnie do siebie, proszę. Od początku mnie intrygowałaś.
- Wiem - powiedziała z uśmiechem - Tylko... Boję się... Boję się zranienia... Boję się, że jak kogoś pokocham to potem będę cierpieć.
- Ale czy to nie będzie piękne cierpienie? Może jestem romantykiem, ale wydaje mi się, że nie ma miłości bez cierpienia. Ale miłość, dobra miłość, pomoże ci przetrwać. Nawet jak będziesz uciekała przed tym uczuciem doznasz cierpienia. Innego. Bez szczęścia. Może lepiej czasem pokochać i nawet stracić. Miłość jest piękna.
- Ale jest cierpieniem. Boję się.
- A nie możesz mi zaufać? Nie zranię cię. Nie chcę.
- Nie wiem...
- Jesteś trudna.
- Wiem - roześmiała się melodyjnie.
- Teraz jesteś szczęśliwa? - z znienacka zadałem to pytanie.
Zmarszczyła brwi.
- Chyba... tak - powiedziała z lekkim niedowierzaniem.
- Dlaczego? - ciągnąłem.
- Bo... Nie wiem...
- Nie wiesz czy nie chcesz powiedzieć? To różnica.
Spuściła wzrok, potwierdzając moje przypuszczenia.
- Więc? - ponagliłem z uśmiechem.
- No, dlatego, że wreszcie to komuś powiedziałam. Że nie jestem sama. Zadowolony? - powiedziała trochę zła.
- Tak - zaśmiałem się krótko i pocałowałem ją w głowę - Wiesz, skoro to ci daje szczęście, to czemu nie chcesz mieć tak częściej?
- Boję się - powtórzyła po raz kolejny. Zaczynało mnie to denerwować.
- Boisz się zranienia, tak? - spojrzałem na nią szukając potwierdzenia, skinęła głową - A czy sama siebie nie ranisz odpychając wszystkich? Nie mając nikogo w szkole z kim mogłabyś porozmawiać? Czy jesteś bez tego szczęśliwa?
Milczała, ale wreszcie, nawet nie podnosząc wzroku powiedziała:
- Nie.
- Właśnie. Nie możesz się wszystkiego bać. Czy ja zrobiłem ci jakąś krzywdę przez te miesiące? Przez ten dzień?
- Nie...
- Właśnie.
Sky westchnęła cicho.
- Masz rację. Masz rację, ale... Nie potrafię się przełamać.
- Pomogę ci - położyłem rękę na jej ręce. Spojrzała mi w oczy. Widziałem w nich niepewność.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię, obiecuję - uśmiechnąłem się do niej.
- No dobrze - zgodziła się.
Wreszcie będę mógł z nią rozmawiać, przytulać...
Ta "najpiękniejsza" zgodziła mi się zaufać. Może nie otworzy się na innych ludzi, ale nie pozwolę sobie jej stracić. Jest moją najpiękniejszą.
Rusałka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz