W końcu nadszedł wigilijny dzień. Jak co roku, po południu wybrałam się na spacer nad jezioro. Była przepiękna pogoda. Świeciło słońce oświetlając jemiołowe bombki na drzewach. Jemioła rozzieleniała dzisiaj krajobraz, zabarwiając go na soczystą zieleń. Udałam się na mój ulubiony, opuszczony i dobrze ukryty pomost. Widok rozciągający się z niego był boski. Kiedy na nim siadałam rozmyślałam o miłosnych przygodach, które mogłyby się mi przydarzyć z moim ukochanym chłopakiem i idolem - Liamem Jamesem.
W tym roku nie zapowiadało się inaczej niż zwykle, czyli idę na pomost, siadam i odlatuję do krainy marzeń, gdzie nic mnie nie ogranicza. Nagle poczułam, że ktoś zasłonił mi oczy dłońmi. Przez głowę przebiegły mi setki najróżniejszych myśli, począwszy od zbirów aż do romantycznych chłopców. Postanowiłam zaryzykować w razie, gdyby tą tajemniczą osobą okazał się jakiś zły człowiek. Chwyciłam jego dłonie i ściągnęłam je. Odwróciłam się przodem do niego. I ... nadal nie mogę w to uwierzyć, ale to był on. Mój Liam. Och! Byłam w siódmym niebie i nie mogłam nic z siebie wydusić. W końcu odezwał się on.
- Spodziewałaś się kogoś innego?
- Szczerze? Chciałam żebyś to był ty. Ale nadal nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu jesteś. - powiedziałam i nieco zawstydzona opuściłam wzrok.
- Myślałaś, że spędzisz ten szczególny świąteczny dzień sama? - na chwilę zamilkł, po czym kontynuował - Zobaczyłem jak sama spacerujesz i postanowiłem dołączyć.
- Naprawdę? Ale z ciebie dżentelmen, Liam. - skomentowałam, a on spojrzał na mnie tym swoim słodkim uśmiechem.
- Może się przejdziemy, bo robi się coraz zimniej. - zaproponował.
- Na twój widok od razu jest mi cieplej. - powiedziałam w filuteryjny sposób.
- Aniołku, jeśli się zrobisz gorętsza, to oszaleję.
- Jejku, aż tak?! - na co on zrobił poważną minkę i wyjął zza pleców śnieżkę mając przy tym łobuzerską minę. Na widok śnieżki wstałam i zaczęłam uciekać przed siebie.
Udało mi się dopaść przydrożnego drzewa. Oparłam się o nie, aby złapać oddech. Odwróciłam się, ale nigdzie nie mogłam dostrzec Liama. Gdzie on się podział? Nagle pojawił się przede mną trzymając w obu dłoniach śnieżki. Lecz nie przewidział mojej reakcji obrończej. Nim zdążył rzucić którąkolwiek, rzuciłam go moją śnieżką prosto w czoło. Drobinki śniegu opadły mu na twarz. Miał ją całą w śniegu. Uśmiechnął się łobuzersko, lecz po chwili spoważniał i zrobił kilka kroków do przodu, oplatając mnie ramionami wokół talii i był tak blisko mnie, że stykaliśmy się czołami. Jego wzrok powędrował z moich błękitno szarych oczu na usta i mnie pocałował. I jak na machnięcie magiczną różdżką zaczął padać śnieg. Liam przerwał pocałunek, spojrzał na mnie i skierował swój wzrok do góry, pokazując mi przy tym, żebym też spojrzała. Nad nami wisiały jemiołowe bombki, a dookoła nas było już biało.
Rose
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz