Najpierw nie rozumiałem tego wszystkiego. Wydawałaś mi się trochę dziwna. Byłaś dla mnie zwykłą dziewczyną, jedną z wielu. Ale potem... gdy Cię poznałem bardziej zrozumiałem, że masz bardzo wrażliwą duszę. Czułem, że muszę Cię chronić przed złem świata. Przed wszystkim. Nigdy się za to na mnie nie gniewałaś. Nawet, gdy Ci czegoś nie pozwalałem. Rozumiałaś sercem. Wyczuwałaś tak wiele rzeczy! A zarazem byłaś taka naiwna, taka ufna...
Brzydziłaś się złem. Często mnie upominałaś. Wystarczyło, że przekląłem, a ty przez resztę dnia się do mnie nie odzywałaś chociażbym nie wiem co robił. Byłaś bardzo uparta jak chciałaś. Pragnęłaś bym był taki jak Ty.
Nie zawsze cię rozumiałem. Ale zawsze zachwycałem się Twoim zachwytem. Miałaś taki delikatny głos, który bardzo często drżał ze wzruszenia. Takie piękne ciemnozielone oczy, które często wypełniały się łzami zachwytu. Rozumiałaś więcej i Twoje oczy to ukazywały. Odzwierciedlały Twoją radość, Twoją mądrość.
Twoje czarne włosy kontrastowały z białą cerą. Lecz Twój uśmiech sprawiał, że wyglądałaś pięknie. Powoli rozkwitał na Twych ustach. Zawsze wyglądał tak, jakbyś miała przed wszystkimi jakąś słodką tajemnicę. Może tak było. W końcu nie wszędzie miałem wstęp. W wyobraźni miałaś swoje tajemnicze zakątki.
Często patrzyłaś w gwiazdy i kręciłaś się w kółko, by je zauważyć. Nie mogłaś się zdecydować, na którą chcesz patrzeć. Stwarzałaś własne gwiazdozbiory. Spowodowałaś, że zacząłem robić to samo. W gwiazdach widziałem ciebie. Byłaś moją gwiazdką jasno świecącą na niebie. Pokochałem Cię całym sercem.
Zimą często chodziliśmy na lodowisko. Umiałaś bardzo dobrze jeździć. Czasem pędziłaś ze śmiechem ledwo wyprzedzając ludzi. A czasem jechałaś wolno, zamyślona, nieobecna. Mówiłaś potem, że wtedy marzysz. Nie przerywałem Ci, gdy to widziałem. Potrzebowałaś chwil ciszy. Mimo wszystko byłaś introwertyczką.
Przed świętami przychodziłem do Ciebie i ubieraliśmy razem choinkę. Zawsze najpierw wyganiałaś swoje rodzeństwo z pokoju. Mówiłaś, że będą nam przeszkadzać. Przed rozpoczęciem zaczynałaś puszczać świąteczne piosenki, by była, jak to mówiłaś "świąteczna atmosfera". Zamiast bombek zawsze wieszaliśmy pierniczki, ciasteczka i inne słodycze. Choć trochę innych ozdób także było. I nie mogło zabraknąć kolorowych lampek.
Przez połowę czasu byłaś u mnie na barana, by dosięgnąć wyższych gałęzi. To były cudowne chwile. Twój śmiech co chwilę rozbrzmiewał w pokoju, a ja śmiałem się razem z Tobą.
W święta, gdy Cię odwiedzałem promieniowałaś radością jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle możliwe. Zawsze byłaś ubrana w sukienkę, pomimo, że była zima. Przychodziłem na waszą Wigilię i nocowałem u was. Czułem się jak członek waszej rodziny. To było niesamowite. Dawałem Ci jakieś piękne zeszyty na Twoją poezję i płyty Twoich ulubionych wychowawców. A Ty dawałaś mi zawsze kolaże z naszymi zdjęciami, a do tego jakiś tomik poezji, książkę albo obraz. Jeszcze dodawałaś coś swojego, własny wiersz czy rysunek. To one były najcenniejsze.
Kochałaś pisać. Dałaś mi kilka swoich utworów. Wykazywały wielki talent. Podziwiałem Cię pod każdym względem. Kochałem Cię najmocniej na świecie. Nauczyłaś mnie dostrzegać małe rzeczy. Uśmiechać się do obcych ludzi, biegać bez kurtki w deszczu, krzyczeć z radości, zauważać błękitne niebo i chmury, wstawać na wschód słońca, słuchać śpiewu ptaków...
Zmieniłaś mnie. n o. Tylko i tak nie mogłem zachwycać się tak jak ty. Ty należałaś do dusz wybranych, czujących więcej. Ja nie mogłem Ci w tym dorównać.
Cała Twoja rodzina była niezwykła. Twoi rodzice to byli genialnymi aktorami, uwielbiałem chodzić na przedstawienia, w których grali. Patrzyłaś wtedy na nich roziskrzonym wzrokiem. Śledziłaś każdy ruch aktorów. Często na Twojej twarzy rozkwitał uśmiech. Czasem niezadowolenie. Zauważałaś ich drobne błędy, znałaś ich sztukę lepiej od nich. Zauważałaś też trud włożony w przedstawienie. Widziałaś ich zaangażowanie. Mniejsze lub większe.
Twój brat był pisarzem, który napisał już jedną wspaniałą książkę, a siostra artystką, malarką.
Miałaś w sobie cząstkę każdego z nich. Pisałaś poezję, grałaś w sztukach teatralnych i malowałaś. A wszystko robiłaś naprawdę dobrze. Choć chyba poezja najbardziej cię odzwierciedlała. A w Twoim domu panowała taka cudowna atmosfera, pełna miłości i radości. Z przyjemnością tam przychodziłem, nawet gdy Ciebie tam nie było. Wtedy wdawałem się w dyskusje z Twoim tatą lub rozmawiałem z Twoim bratem. Twoja mama i siostra były dla mnie odleglejsze, ale zawsze gdy mnie widziały uśmiechały się promiennie. Tak jak ty. Choć twój uśmiech był piękniejszy. Ty zachwycałaś się pięknem świata, przyrody, sztuki. A ja... Tobą.