piątek, 4 marca 2016
Tajemnica brylantu Persefony cz.6
Gdy już wyszli Mark odezwał się:
- Myślałem, że już nam nie dadzą spokoju i nie wyjdą.
- Ja też. Co by było kiedy by się dowiedzieli dokąd jedziemy?
- Katastrofa. Nie wiem. Co zrobimy jak się okaże, że nas śledzą.
- Nie wiem. Lepiej o tym nie myśleć.
Dochodziła jedenasta. Za oknem zaczęła wyłaniać się stacja kolejowa, a na murze napis RYGA. Gdy tylko pociąg się zatrzymał, wysiadło z niego wiele osób. Teraz pozostawało im tylko dostać się na lotnisko. Jeśli nie zdążą, to za pół godziny samolot odleci bez nich. Pospiesznie wsiedli do taksówki. Po dwudziestu minutach znaleźli się na lotnisku. Tłum ludzi przepychał się u bramek lotniska.
Jak wsiedli samolot od razu wystartował, zostawiając za sobą tumany kurzu. Na siedzeniu obok nich usiadła kobieta z malutkim bobaskiem, który ciągle płakał.Wewnątrz samolotu było tak głośno, że jak uzmysłowili sobie,że to dopiero początek podróży i zostało przed nimi jeszcze sześć godzin poczuli się niezbyt wesoło. Nie wiadomo, co jeszcze mogło się wydarzyć tego dnia. Byli tak podnieceni z faktu, że już z kilka godzin ujrzą Czarny Ląd oraz nową i tajemniczą zagadkę do rozwiązania. Tak kochali sekretne zagadki jak nikt inny na tej planecie.
Czas wolno mijał, ciągnąc się niemiłosiernie. Minęło dopiero pół godziny. Gdzie by nie wyjrzeć przez okno tam wszędzie puchate obłoczki. Tak mięciutkie, że chciałoby się do nich przytulić i położyć się spać. Według GPS a byli nad północną Polską. Wtem nagle samolot zakołysał się i zaczął niebezpiecznie zlatywać w dół, prosto do Bałtyku. Gdyby pilot nagle nie zakręcił na zachód to wszyscy, by zginęli. Zwrócił samolot, tak że wylądowali na wyspie Wolin. Dalej pasażerowie albo musieli czekać, aż samolot zostanie naprawiony, albo poszukać innego. Co nie było zbyt łatwym zadaniem, bo wszystkie leciały do Malagi albo Tangeru.
Rose
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz