-Teraz
musimy tylko znaleźć pociąg. -powiedział Mark
-Niekoniecznie.
- odpowiedziała Bridget - Jest tam. - powiedziała wskazując maleńką stację na
północnym-wschodzie.
-Sprawdzimy
rozkład jazdy?
-Nie
sądzę, Afryka to nie Europa. Na stacji nie będzie rozkładu.
Byli już blisko stacji, przyjechał pociąg. Mark zaproponował, że pójdzie do konduktora i dowie się gdzie i o której odjeżdża ten pociąg. Wszedł do żółtego wagonu, od razu rzucił mu się w oczy konduktor. Był nim młody tubylec w niebiesko-czerwono-zielonej tunice.
-Przepraszam! Gdzie, o której godzinie i jak długo jedzie ten pociąg?
-Za pół godziny, do Mopti, cztery godziny. - odpowiedział oschle mężczyzna
Mark pogrążył się w myślach. Skoro pociąg jedzie cztery godziny, to będziemy na miejscu nie o dwudziestej, lecz o szóstej. Co za szczęście, że będzie troszeczkę dzisiaj wolnego czasu, żeby obczaić to miasto. Tak rozmyślając nie zauważył za sobą owego Johna w czarnym garniturku przypominającym według chłopaka ,,pingwina na lądzie''. Ten owy facet bacznie go obserwował, a jednocześnie szedł za nim. Jednym słowem (no może jednak trzema): NADAL ICH ŚLEDZIŁ! Co oznacza katastrofę. Nie tylko oni byli na nią narażeni, ale także ich SKARB. Już Mark chciał się obrócić i zobaczyć co się dzieje za jego plecami. Jak spojrzy to od razu się domyśli. Jednak może spojrzy, a może nie. Poczekajmy. Próbuje...próbuje... SPOJRZAŁ co za ulga, ale nie na długo. Po chwili zobaczył garniturowca i ...
John tymczasem wykorzystując sytuację zaglądał do wszystkich przedziałów wypatrując brunetki, przyjaciółki Marka - Bridget. Wytężał bacznie wzrok zaglądając do wszystkich przedziałów jakie tylko się w tym pociągu znajdowały. Lecz na próżno. Bardzo się wściekł, nie lepszym słowem byłoby wkurzył się. Jego słabym punktem była logika. Nie umiał rozumować, że skoro jej nie ma to... dla niego mogła jedynie wyskoczyć przez okno. Chwilę potem otworzył okno i wyskoczył przez nie. Wiem, tylko ktoś nienormalny może coś takiego zrobić. Ale on taki był.
Rose
Byli już blisko stacji, przyjechał pociąg. Mark zaproponował, że pójdzie do konduktora i dowie się gdzie i o której odjeżdża ten pociąg. Wszedł do żółtego wagonu, od razu rzucił mu się w oczy konduktor. Był nim młody tubylec w niebiesko-czerwono-zielonej tunice.
-Przepraszam! Gdzie, o której godzinie i jak długo jedzie ten pociąg?
-Za pół godziny, do Mopti, cztery godziny. - odpowiedział oschle mężczyzna
Mark pogrążył się w myślach. Skoro pociąg jedzie cztery godziny, to będziemy na miejscu nie o dwudziestej, lecz o szóstej. Co za szczęście, że będzie troszeczkę dzisiaj wolnego czasu, żeby obczaić to miasto. Tak rozmyślając nie zauważył za sobą owego Johna w czarnym garniturku przypominającym według chłopaka ,,pingwina na lądzie''. Ten owy facet bacznie go obserwował, a jednocześnie szedł za nim. Jednym słowem (no może jednak trzema): NADAL ICH ŚLEDZIŁ! Co oznacza katastrofę. Nie tylko oni byli na nią narażeni, ale także ich SKARB. Już Mark chciał się obrócić i zobaczyć co się dzieje za jego plecami. Jak spojrzy to od razu się domyśli. Jednak może spojrzy, a może nie. Poczekajmy. Próbuje...próbuje... SPOJRZAŁ co za ulga, ale nie na długo. Po chwili zobaczył garniturowca i ...
John tymczasem wykorzystując sytuację zaglądał do wszystkich przedziałów wypatrując brunetki, przyjaciółki Marka - Bridget. Wytężał bacznie wzrok zaglądając do wszystkich przedziałów jakie tylko się w tym pociągu znajdowały. Lecz na próżno. Bardzo się wściekł, nie lepszym słowem byłoby wkurzył się. Jego słabym punktem była logika. Nie umiał rozumować, że skoro jej nie ma to... dla niego mogła jedynie wyskoczyć przez okno. Chwilę potem otworzył okno i wyskoczył przez nie. Wiem, tylko ktoś nienormalny może coś takiego zrobić. Ale on taki był.
Rose
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz