piątek, 10 lutego 2017

WYBRANA* Rozdział 8 - Przyjaciele

- Nikt jeszcze z nią długo nie wytrzymał - pokręciła głową niedowierzająco i dodała - Może tylko ja czasem jej słucham. Ale ile można?
- Nieprawda! - zawołała Katja - Rozmawia jeszcze ze mną Vaia i...
- Chyba tylko słucha.
- Nie, czasem coś mówi.
- Tylko czasem?
- Nie chwytaj mnie za słówka! Zresztą jak ty się rozgadasz to też nie możesz przestać.
- Nie - warknęła Miri - No... chyba jednak masz rację, ale muszę już iść. Do zobaczenia - uśmiechnęła się do nich przepraszająco i pobiegła korytarzem.
- To chodź dalej - Katja pociągnęła Sarę za rękę. Skręciły w prawo. W lewo były tylko schody ze zdobioną balustradą, które prowadziły na górę.
- Tuta jest kuchnia - Katja wskazała na drzwi z dziwnym napisem, który po chwili Sara zrozumiała. Domyśliła się, że to język tego świata.
- A na przeciw jest jest sala jadalna. Posiłki mamy o 8, 13 i 18, ale zazwyczaj i tak każdy przychodzi jak chce. Tylko o tych godzinach podawane jest jedzenie, a później lub wcześniej musisz zrobić sobie sam. Dzisiaj jest już po kolacji. Jak chcesz możesz zrobić sobie coś do jedzenia.
- Na razie nie jestem głod...
- Quai! - krzyknęła nagle Katja. W drzwiach kuchni pojawił się brązowłosy chłopak.
- Cześć, Kat - uśmiechnął się ciepło do szatynki - Jestem Quai - dodał widząc jej towarzyszkę.
- Sara - uśmiechnęła się lekko, dygając. Zauważyła, że tutaj wszystko jest takie jak w jakiś filmach o królach.
- Gdzie idziecie?
- Pokazuję jej zamek.
- Pójdę z wami. Może pójdziemy nad jezioro?
- Nie - Tak - powiedziały równocześnie dziewczyny.
- Czemu nie chcesz? - zwrócił się do Sary.
- Po prostu nie mam ochoty. Możecie iść sami. Ja sobie pozwiedzam. Jest tu biblioteka?
- Chodź jest po drodze. Na pewno nie chcesz iść z nami?
- Nie mam ochoty, mówiłam - Sara wywróciła oczami.
- No, dobrze  -odpowiedział Quai i wzruszył ramionami.
     Poszli przed siebie. Sara miała nadzieję, że biblioteka będzie wielka.
- Tutaj trzymamy bronie - pokazał na jedne z drzwi Quai. Nad nimi były skrzyżowane dwa miecze.
- Możemy wejść? - spytała nieśmiało Sara. Do biblioteki przecież mogła pójść później. Chciała wybrać sobie jakąś broń.
- Chcesz jakąś broń?
- Może... - powiedziała tylko, lekko speszona.
Quai zlustrował Sarę od góry do dołu nim weszli.
- Pasują do ciebie sztylety. Na pewno nie miecz - stwierdził. Katja, co było dziwne milczała.
Otworzyli drzwi. Znaleźli się w wielkiej sali. Na ścianach powywieszane były najróżniejsze bronie. Nie tylko na dole, gdzie można było dosięgnąć, ale też w górze. Sara była zdumiona ilością broni i także zastanawiała się jak zdejmuje się te na górze.
Katja z Quaim od razu podeszli do sztyletów. A Sara powoli za nimi, rozglądając się z podziwem dookoła.
- To jest wspaniałe - wreszcie się odezwała.
- Zobacz, tu są sztylety - powiedziała Kat, a Sara szybko do nich podeszła. Nie była pewna czy może je wziąć, więc tylko podziwiała.
- Nie weźmiesz ich? Są idealne do rzucania  - zachęciła ją Kat.
     Wzięła powoli i ostrożnie jeden z nich. Był doskonale wyważony. Jakby w sam raz dla niej. Nie miał zdobień, jak niektóre bronie. Jednak jak się przyjrzała na stali był napis "Qeiavir". Mimo że jej mózg umiał język listériański, tego nie umiała przetłumaczyć. Spojrzała na Katję pytająco.
- Nikt nie wie co to znaczy. Wcześniej tylko jedna osoba miała te sztylety i to dwieście lat temu. Jak umarła pojawiły się tutaj. Tak jest z każdą bronią. Jak zauważysz jakąś na górze, która ci się podoba wystarczy, że pomyślisz, że chcesz ją mieć na dole, a pojawia się w twojej ręce. To dziwne, ale wszyscy są do tego przyzwyczajeni - powiedziała Katja.
- Nie zagadaj jej na śmierć - ostrzegł ją Quai z uśmiechem.
- Spokojnie, ja wolę jak ktoś mówi - wtrąciła się Sara.
- Widzisz? - powiedziała zadowolona Kat.
On tylko wzruszył ramionami.
- To można gdzieś poćwi...
- Jasne! - przerwała Katja - Weź drugi sztylet i idziemy. Sala jest tuż obok, po prawej.
- Ale teraz chcę do biblioteki. Poćwiczę później.
- Okej, a potem nad jezioro!
     Wyszli i szli dale prosto. Korytarz był bardzo długi. Oczywiście były odnogi, ale teraz Sarę nie interesowały.
     Kat i Quai rozmawiali o jakiejś misji, więc tylko słuchała i obserwowała wszystko.
- O, to tutaj - przerwała rozmowę Kat, pokazując na drzwi - Wejdź. Jakbyś chciała do nas dołączyć, to idź jeszcze prosto do końca, a potem skręć w lewo. Tam są wielkie drzwi i jak się domyślasz to wyjście z zamku. Do zobaczenia.
- Cześć - odpowiedziała z uśmiechem Sara. Bardzo polubiła tą dwójkę. Dziwne tylko, że nikogo więcej nie spotkali. A przecież to miejsce jest wielkie! Gdzie inne osoby?
     Wreszcie otworzyła drzwi i zatrzymała się zdumiona. Biblioteka nie była wielka, ale OGROMNA. Ten cały budynek, żeby to pomieścić musiał być na prawdę wielki.
     Regały książek sięgały aż do sufitu. Było kilka pięter. Po bibliotece przechadzało się wiele ludzi. Niektórzy chodzili pomiędzy ławkami i fotelami, a inni siedzieli przy nich. Jeszcze inni rozmawiali półszeptem. To miejsce było niesamowite. Szepty zlewały się z szelestem przewracanych kartek. Sara nie mogła uwierzyć, że to widzi. Idealne miejsce dla niej!
     Z boku stało biurko, za którym siedziała starsza pani, która też coś czytała. Światło padało z oszklonego sufitu. Widać było piękne błękitne niebo.
    Szła powoli chłonąc to wszystko. Podeszła do jednej z półek i wyciągnęła pierwszą lepszą książkę. Gdy ją otworzyła poczuła ukochany zapach starej książki. Tytuł brzmiał "Astiqa efia Listéria" czyli Historia Listérii. Sara ucieszyła się, że akurat na tą książkę trafiła, mogła się czegoś dowiedzieć o tym świecie. Zdziwiła się, gdy zauważyła, że jest napisana ręcznie, ale w końcu skąd tutaj mieliby mieć drukarkę? Usiadła na jednym z foteli i zatopiła się w lekturze.

                                                                                                                 Rusałka

Brak komentarzy: