Pierwszy raz w życiu czuła się tak okropnie. Nie wiedziała co robić.
Płakała i śmiała się na przemian. Jej rodzice zginęli, a ona zakochała się w
dawnym przyjacielu jej zaginionego brata. Świetnie co?
I jeszcze nie miała pieniędzy. A! I boi się dotyku każdego chłopaka, bo kiedyś ktoś ją zgwałcił.
Wreszcie stwierdziła, że utopi swe smutki w alkoholu. Ale nie zamierzała jechać do klubu. W swoim pokoju miała mały zapas dla gości.
Nie przewidziała tylko jednego. Dzisiaj miał przyjść Alan, przyjaciel jej brata. A kim był dla niej? Opiekował się nią i próbował się zaprzyjaźnić, ale ona go odpychała. I w jaki sposób mogła się w nim zakochać!? Bała się, że ją skrzywdzi, bała się każdego dotyku chłopaka. Kiedyś pewien chłopak zgwałcił. Od tej pory nie ufa osobnikom płci męskiej. Przyjaciół też nie miała, kiedyś przyjaźniła się z Mirą, ale ona wyjechała do Europy.
Kiedy Larissa wypiła trzecią butelkę przyszedł Alan. Wszedł do jej pokoju. Zdziwił się zastawszy ją całą we łzach i pijącą alkohol.
- Co się stało? - spytał zdenerwowany.
- Nic - powiedziała i spróbowała wstać, lecz jej się nie udało - Wiesz? Moje życie jest do niczego. Nie mam pieniędzy. Nie mam rodziny i przyjaciół. Moi rodzice nie żyją. Zginęli dzisiaj w pożarze, ich firma jest spalona. Zostałam zgwałcona... boję się. Mam koszmary. I kocham cię. Ale wiem, że ty mnie nie. Ja... mam dość.
Alan słuchał zdumiony. Była pijana i się wygadała. Nie miał pojęcia, że go kocha. Tak go odpychała, ale nie wiedział dlaczego. Zgwałcona. Przynajmniej wiedział wszystko. Dlatego zamykała się w nocy na klucz, a on często słyszał stłumiony płacz. Miała koszmary. I nie miała pieniędzy? Mogła mu powiedzieć, przecież obiecał Simonowi... I jutro powie, że też ją kocha. Teraz wie, że go nie odepchnie.
- Pomogę ci wstać - powiedział i podał jej rękę.
Ledwo dotarła do łóżka. Nie chciał jej rozbierać, więc tylko przykrył ją kocem. Wyszedł zamyślony. Przecież Simon może żyć. Musi znów zacząć go szukać.
Larissa go potrzebuje. Upiła się, a nigdy tego nie robiła. Z tymi myślami poszedł spać.
Rano pierwsza wstała Larissa. Obudziła się z mocnym bólem głowy. Próbowała sobie przypomnieć, co się stało wczoraj, ale nie mogła. Ostatnim obrazem był zdumiony Alan. Miała nadzieję, że nie nagadała mu żadnych bzdur, albo... prawdy. Wzięła środki przeciw bólowe, które miała u siebie w pokoju. Alan mieszkał z nią i nie chciała mieć wszystkiego wspólnego. Dlatego miała nawet małą lodówkę, od zewnątrz wyglądającą jak szafka. Alan nic o tym nie wiedział. Spojrzała na zegar, który wskazywał piętnaście po siódmej. Było wcześnie, postanowiła wyjść na spacer, pozbierać myśli.
Ten obraz...palący się budynek... to było okropne. Widziała to, bo akurat chciała pomóc rodzicom w pracy. Widziała jak ich pracownicy wychodzą, ale ich nie było. Wszyscy patrzyli z niepokojem na budynek. Jej rodzice nie mieli szans. Usłyszała tylko krzyk. Chyba jej mamy. Jednak nie była pewna. Przecież tylko trzech pracowników na dziesięciu zdołało się uratować. To mógł być krzyk któregoś z nich.
Wyszła z domu. Nie wiedziała gdzie iść. Nie chciała spotkać jakiś znajomych, więc wreszcie została na podwórku. Weszła do domku na drzewie zbudowanego przez jej brata. Lubiła tu przychodzić.
Siedziała tam długi czas, aż wreszcie usłyszała jak woła ją Alan. Szukał jej w domu, ale okno miała otwarte i usłyszała. Na szczęście. Inaczej pewnie by spanikował.
Wbiegła do domu.
I jeszcze nie miała pieniędzy. A! I boi się dotyku każdego chłopaka, bo kiedyś ktoś ją zgwałcił.
Wreszcie stwierdziła, że utopi swe smutki w alkoholu. Ale nie zamierzała jechać do klubu. W swoim pokoju miała mały zapas dla gości.
Nie przewidziała tylko jednego. Dzisiaj miał przyjść Alan, przyjaciel jej brata. A kim był dla niej? Opiekował się nią i próbował się zaprzyjaźnić, ale ona go odpychała. I w jaki sposób mogła się w nim zakochać!? Bała się, że ją skrzywdzi, bała się każdego dotyku chłopaka. Kiedyś pewien chłopak zgwałcił. Od tej pory nie ufa osobnikom płci męskiej. Przyjaciół też nie miała, kiedyś przyjaźniła się z Mirą, ale ona wyjechała do Europy.
Kiedy Larissa wypiła trzecią butelkę przyszedł Alan. Wszedł do jej pokoju. Zdziwił się zastawszy ją całą we łzach i pijącą alkohol.
- Co się stało? - spytał zdenerwowany.
- Nic - powiedziała i spróbowała wstać, lecz jej się nie udało - Wiesz? Moje życie jest do niczego. Nie mam pieniędzy. Nie mam rodziny i przyjaciół. Moi rodzice nie żyją. Zginęli dzisiaj w pożarze, ich firma jest spalona. Zostałam zgwałcona... boję się. Mam koszmary. I kocham cię. Ale wiem, że ty mnie nie. Ja... mam dość.
Alan słuchał zdumiony. Była pijana i się wygadała. Nie miał pojęcia, że go kocha. Tak go odpychała, ale nie wiedział dlaczego. Zgwałcona. Przynajmniej wiedział wszystko. Dlatego zamykała się w nocy na klucz, a on często słyszał stłumiony płacz. Miała koszmary. I nie miała pieniędzy? Mogła mu powiedzieć, przecież obiecał Simonowi... I jutro powie, że też ją kocha. Teraz wie, że go nie odepchnie.
- Pomogę ci wstać - powiedział i podał jej rękę.
Ledwo dotarła do łóżka. Nie chciał jej rozbierać, więc tylko przykrył ją kocem. Wyszedł zamyślony. Przecież Simon może żyć. Musi znów zacząć go szukać.
Larissa go potrzebuje. Upiła się, a nigdy tego nie robiła. Z tymi myślami poszedł spać.
Rano pierwsza wstała Larissa. Obudziła się z mocnym bólem głowy. Próbowała sobie przypomnieć, co się stało wczoraj, ale nie mogła. Ostatnim obrazem był zdumiony Alan. Miała nadzieję, że nie nagadała mu żadnych bzdur, albo... prawdy. Wzięła środki przeciw bólowe, które miała u siebie w pokoju. Alan mieszkał z nią i nie chciała mieć wszystkiego wspólnego. Dlatego miała nawet małą lodówkę, od zewnątrz wyglądającą jak szafka. Alan nic o tym nie wiedział. Spojrzała na zegar, który wskazywał piętnaście po siódmej. Było wcześnie, postanowiła wyjść na spacer, pozbierać myśli.
Ten obraz...palący się budynek... to było okropne. Widziała to, bo akurat chciała pomóc rodzicom w pracy. Widziała jak ich pracownicy wychodzą, ale ich nie było. Wszyscy patrzyli z niepokojem na budynek. Jej rodzice nie mieli szans. Usłyszała tylko krzyk. Chyba jej mamy. Jednak nie była pewna. Przecież tylko trzech pracowników na dziesięciu zdołało się uratować. To mógł być krzyk któregoś z nich.
Wyszła z domu. Nie wiedziała gdzie iść. Nie chciała spotkać jakiś znajomych, więc wreszcie została na podwórku. Weszła do domku na drzewie zbudowanego przez jej brata. Lubiła tu przychodzić.
Siedziała tam długi czas, aż wreszcie usłyszała jak woła ją Alan. Szukał jej w domu, ale okno miała otwarte i usłyszała. Na szczęście. Inaczej pewnie by spanikował.
Wbiegła do domu.
- Hej. – powiedziała
- Hej. Gdzie byłaś? – zapytał
- Na podwórku, a co?
- Nie nic. Po prostu obudziłem się, a
ciebie nigdzie nie było i pomyślałem, że poszłaś szukać Simona. Nie martw się o
niego, znajdę go. – powiedział Alan i przytulił Larissę.
Długo trzymali się w
objęciach aż w końcu odsunął się od niej tak żeby widzieć jej oczy i pocałował
ją. Całowali się jeszcze chwilę, dopóki dziewczyna nie zemdlała.
Rusałka&Rose
Rusałka&Rose
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz