Witajcie! Przychodzę z nowym rozdziałem. I bardzo proszę komentujcie, to daje wiele motywacji do dalszego pisania.
Rusałka
Sally westchnęła i przeciągnęła się. Tym razem nie próbowała wstać. Wiedziała, że nie da rady. Miała nadzieję, że ktoś ją znajdzie.
Przecież ktoś musi tu przejeżdżać - uspokajała się w myślach.
Zaczęła czołgać się do drogi. Zajęło jej to z pół godziny. Zmierzając w tamtym kierunku cały czas żałowała, że nie ma zdrowych nóg. Kiedy doszła przeraziła się i krzyknęła cicho. Wszędzie były porozrzucane ciała lub ich części. Zemdliło ją i prawie zemdlała. Jednak opanowała się siłą woli.
Z metr od niej leżała w połowie spalona ręka. Łzy cisnęły się jej do oczu.
Tyle osób zginęło. Dlaczego nikt ich nie pochował? Jak to możliwe że żadna pomoc nie przyjechała? - myślała gorączkowo.
Dopiero po chwili odzyskała przytomność umysłu i rozejrzała się. Wszędzie były tylko spalone domy, było pusto. Cisza która panowała przytłaczała ją, nigdzie nie było słychać samochodów, ludzi, niczego.
Patrzyła bezradnie w stronę drogi. Dokąd wzrok sięgał wszystko było spalone i nie było widać żadnej żywej duszy. Przecież musiał ktoś przeżyć. MUSIAŁ. Może niedługo kogoś spotka i powie jej o co chodzi.
Nagle, usłyszała za sobą szybkie kroki, odwróciła się i zauważyła chłopaka. Wysokiego, przystojnego bruneta o śniadej twarzy. Oceniła, że może mieć z 16 lat, jak ona.
Zauważając ją uśmiechnął się z ulgą.
- Hej, widzę, że też ocalałaś - powiedział przyjaźnie i dodał zaniepokojony - Coś ci się stało? Nie możesz wstać?
- Tak - odpowiedziała ze słabym uśmiechem.Wolała mu za dużo nie mówić, gdyż nie miała zwyczaju ufać ludziom, ale mógł jej pomóc, więc dodała - Chyba złamałam sobie obie nogi. Czy ocalał ktoś jeszcze?
Chłopak od razu ukucnął chcąc zbadać nogi, ale po pytaniu podniósł na nią wzrok, w którym było widać łzy. Ból bijący z oczu przeraził ją. Z przejęciem czekała co odpowie.
- Nie wiem - odrzekł wzdychając ciężko - Ja uciekłem... ale próbowałem wcześniej uratować siostrę i mamę... ale... nie udało mi się...
Uczucie współczucia ogarnęło ją bardzo mocno. Wiedziała jednak, że powiedzenie ,,współczuję'' niczego nie zmieni. Rozumiała jego ból aż za dobrze.
- Mój brat.. też.. też nie żyje... - rzekła cicho.
- Przynajmniej mnie rozumiesz - uśmiechnął się lekko - Mogę zobaczyć twoje nogi? Moja mama była lekarzem i ja też trochę się na tym znam.
- Możesz zobaczyć, ale to i tak mi nic nie pomoże.
- Jeżeli są złamane to mogę je nastawić.
- To możesz się od razu na to przygotować.
Powoli podciągnął nogawkę spodni. Skrzywił się kiedy zobaczył w jakim stanie jest jej prawa noga. Bardzo opuchnięta, na pierwszy rzut oka widać było, że złamana. Druga noga wyglądała jeszcze gorzej. Kość przebiła skórę. To było o wiele gorsze złamanie. Dlatego jej druga nogawka była w krwi.
- Oglądałaś w ogóle te nogi? - spytał marszcząc czoło - Jak je w ogóle złamałaś?
- Nie oglądałam, bo... mój brat miał to zrobić, a potem... jak... jak umarł... już o tym nie myślałam.
- A jak je złamałaś? - powtórzył pytanie.
- Nie chcę teraz o tym mówić. Może kiedyś ci powiem - odpowiedziała wymijająco.
- Jak chcesz. Ale nie zauważyłaś, że leci ci krew?
- Nie, byłam zbyt zrozpaczona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz