Pewnego dnia zadzwoniła do mnie mała dziewczynka:
-Jason McBest? - zapytała
-Tak to ja. Skąd mnie znasz? - zapytałem zdziwiony, że takie małe dziecko może mieć pojęcie o mnie.
-Twoje było w gazecie, jak ostatnio rozwiązałeś
meksykańską sprawę.
-Umiesz czytać?
-Nie, moja mamusia mi przeczytała artykuł.
-W jakiej sprawie do mnie dzwonisz?
-Chodzi oto, że... - zaczęła wstrząsając się - kiedy idę spać i zaglądam za okno za każdym razem widzę potwora. Czasami jest jeden, a potem nagle wyłaniają się kolejne. Są małe i straszne.
-A w dzień ich nie ma?
-Nie, nie ma. Jasonku, proszę pomóż mi. Boję się. - powiedziała płaczliwym tonem, a ja zastanawiałem się od kiedy jestem dla niej Jasonkiem.
-Niedługo przyjadę. - oznajmiłem i się rozłączyłem.
Kilka dni później przyjechałem do miasta, gdzie mieszkała mała dziewczynka. Stanąłem pod jej domem i rozejrzałem się. Na horyzoncie nie był widoczny żaden potwór. Nie wierzę w potwory, a już tym bardziej w Polsce. Pewnie mała należy do tych, którzy boją się potworów z szafy lub z pod łóżka, a ta zza okna. Wszedłem kamiennicy, w której mieszkała i zapukałem. Drzwi się otworzyły i ujrzałem w nich małą, tak na oko, sześcioletnią dziewczynkę, trzymającą w rękach ogromnego pluszowego misia. Jak tylko przekroczyłem próg przytuliła się mocno do mojej nogi. Zdziwiłem się trochę, bo przecież widziała mnie pierwszy raz, a już przytulała mnie tak jakbym był jednym z jej rodziców.
-Jak tam potwór? - zapytałem.
-Tak jak ci opowiadałam przez telefon. Jeszcze nie zniknął. - powiedziała smutnym głosikiem, pociągając mnie jednocześnie na kanapę.
-Możesz mi wymienić jakie znasz potwory. Może to będzie któryś z nich.
-Znam: zombie, potwora z Loch Ness, wampiry, wilkołaki, ogry, trolle... - w tym miejscu zrobiła przerwę - i to już wszystkie.
-Ja znam więcej, ale nie będę ci ich wymieniał, żeby ciebie bardziej nie przestraszyć. A z tych, które przed chwilą wymieniłaś to żadnego z nich nie ma w Polsce, wiesz o tym?
-Naprawdę, a w przedszkolu mówili, że jest dużo potworów wokół nas i mamy uważać. - powiedziała zaskoczona.
-Poczekajmy aż zrobi się ciemno i zobaczymy te twoje potwory.
Kiedy już zrobiło się ciemno wyjrzeliśmy przez okno. Ulica była oświetlana przez uliczną latarnię. Nie widziałem żadnego potwora za to mała coś zauważyła i schowała się za mnie.
-Spójrz tam. - powiedziała i pokazała na coś małego stojącego pod latarnią. Wybuchnąłem śmiechem. Spojrzała na mnie jak na wariata. - Jak możesz się śmiać z potwora?!
-Przyjrzyj się dobrze, mała. - powiedziałem - To nie jest żaden potwór tylko figurka krasnoludka. W twoim mieście jest ich pełno. Przecież widzisz je codziennie rano jak idziesz do przedszkola.
-Serio to jest ten krasnoludek? - zapytała niedokońca mi dowierzając.
-Jasne, że tak. Nikt ci nie czytał nigdy książki o krasnoludkach? - pokręciła przecząco głową. Zdjąłem z jej półki z książkami
O krasnoludkach i sierotce Marysi. Otworzyłem na pierwszej stronie i zacząłem czytać:
Czy to bajka, czy nie bajka,
Myślcie sobie, jak tam chcecie.
A ja przecież wam powiadam:
Krasnoludki są na świecie!
Naród wielce osobliwy.
Drobny — niby ziarnka w bani:
Jeśli które z was nie wierzy,
Niech zapyta starej niani.
W górach, w jamach, pod kamykiem,
Na zapiecku czy w komorze,
Siedzą sobie Krasnoludki
W byle jakiej mysiej norze.
(...)
Z każdą linijką tekstu przeczytaną przeze mnie twarz małej dziewczynka zaczynała się robić spokojniejsza aż w końcu zapadła w sen.
Rose